O tym co w mojej opinii wynika z kilkutygodniowego zamieszania wokół taśm Birgfellnera szerzej napisałem w najnowszym (wartym w mojej opinii lektury) wydaniu tygodnika „Sieci”.
Tu zacytuję odnotuję jeden z wniosków, który według mnie wybrzmiewa coraz mocniej, wraz z poznawaniem kolejnych elementów sprawy.
Im więcej się dowiadujemy o sprawie, tym mniej się zgadza w żądaniach Birgfellnera. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, w setkach stron dokumentów, które do zawiadomienia o oszustwie dołączył biznesmen, „brak umów podpisanych z wykonawcami (…). Duże wątpliwości budzi także faktura z czerwca 2018 r. wystawiona przez spółkę Nuneaton (powołana przez spółkę Srebrna do realizacji tej inwestycji) na kwotę 1 mln 580 tys. zł. Dokument opublikowała „Gazeta Wyborcza” z triumfalnym nagłówkiem, w przekonaniu, że wpadł im w ręce osikowy kołek, którym przebiją przeciwnika. Ale ta radość szybko ustąpiła poczuciu, że znowu coś jest w sprawie nie tak. Bo faktura nie ma żadnych cech poważnego dokumentu finansowego. Nie wysłano jej nawet do rzekomego odbiorcy, nie zapłacono od niej podatku.
Wiemy już, że z punktu widzenia austriackiego biznesmena latem 2018 r. sprawy zaczynają iść źle. Wielki biznes zmienia się w prace przygotowawcze, płatne na rynku dużo mniej. Na dodatek platformerskie władze stolicy dają do zrozumienia, że środowisko związane z Jarosławem Kaczyńskim niczego w „ich” mieście nie wybuduje. To zresztą osobny wątek, pokazujący, kto naprawdę jest dzisiaj w Polsce w wielu miejscach politycznie prześladowany.
Chyba właśnie w tym momencie utraty nadziei na wielki zarobek zaczyna się to, co wedle części mediów ma być aferą. Birgfellner, nie chcąc się pogodzić z sytuacją, a rozumiejąc, że inwestycji nie będzie, zaczyna serię spotkań z przedstawicielami spółki Srebrna i innymi osobami z tego kręgu. Przekonuje, że jego koszty należy liczyć w milionach. Idzie m.in. do Janiny Goss z zarządu spółki Srebrna, spotyka się z Kazimierzem Kujdą, byłym prezesem tej firmy. Wszędzie słyszy to samo: zapłacimy tyle, ile prace kosztowały, ale na podstawie dokumentów, wyliczeń.
A zatem ile? Warto przypomnieć niedawne doniesienia portalu wPolityce.pl:
CZYTAJ TUTAJ: TYLKO U NAS. Ekspert ocenia: cała praca pana Birgfellnera dla Srebrnej na rynku warta byłaby najwyżej 100 tysięcy złotych
Austriaka to, co słyszy, nie satysfakcjonuje. Postanawia się udać do Jarosława Kaczyńskiego. Nagrania z tych rozmów opinia publiczna poznaje w styczniu br.
Kolejne tygodnie zdają się wskazywać, że próba wywołania wokół sprawy wielkiego, politycznego przesilenia się nie powiodła. Nie znaleziono żadnych dowodów na bezprawne działania prezesa PiS, odwrotnie – nagrania potwierdzają wizerunek człowieka z wysoką kulturą osobistą i prawną także w sytuacjach nieoficjalnych. Również tezy o jakiejś wywiadowczo-prowokacyjnej roli Birgfellnera (choć te pytania się nasuwają) nie znajdują na razie potwierdzenia. Wygląda to wszystko na jakieś wielkie pogubienie, może złamanie pod wpływem osobistych kłopotów, jakichś tajemniczych spraw w tle. I idąca za tym próba wymuszenia pieniędzy, co potwierdzałoby pójście ze sprawą do mecenasa Romana Giertycha. To w mojej opinii ostatni adres, pod którym można szukać pomocy w szybkim, skutecznym i cichym (biznes lubi ciszę) uzyskaniu jakichkolwiek pieniędzy od kogokolwiek związanego z PiS, ale na pewno pierwszy, jeśli tak naprawdę chodzi o wywarcie presji medialnej, politycznej, o zbudowanie takiego quasi-szantażu na skróty.
Pozostaje pytanie: czy są gdzieś kolejne nagrania? Nie można tego wykluczyć, ale ci, którzy zdecydowali się użyć tej sprawy do ataku na Jarosława Kaczyńskiego, do przypisania jednemu z najskromniej żyjących polskich polityków rzekomej „wielkiej kasy”, też rozumieją, że szansa na wywołanie przesilenia mija. Sądzę, że gdyby mieli więcej nagrań, rzuciliby je na stół.
Wiele wskazuje na to, że opowieści o dziesiątkach godzin zapisów rozmów z różnymi osobami były konfabulacją, miały wywołać paraliż obozu atakowanego. W rzeczywistości Birgfellner najpewniej zaczął nagrywać bardzo późno, gdy był już pewien, że wyciągnięcie pieniędzy dzięki powiązaniom rodzinnym się nie powiedzie. I dziś to on ma największe kłopoty. Nie tylko w oczach dużej części opinii publicznej, lecz także pod względem prawnym cała sprawa coraz bardziej sprowadza się w mojej opinii do próby wyłudzenia nienależnych pieniędzy od spółki Srebrna.
Taką stawiam tezę. Oczywiście, mogę się mylić, może ta prowokacja jeszcze się nie skończyła. Zastrzegam to wyraźnie, ale dzisiaj tak to właśnie widzę. Podkreślam: nie stawiam tu nikomu żadnego zarzuty, to tylko analiza.
-
Koniecznie kup najnowszy numer „Sieci”! Temat tygodnia - JAK DZIAŁAŁ I NADAL DZIAŁA UKŁAD GDAŃSKI.
E - wydanie naszego pisma dostępne na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436719-afera-wokol-tasm-birgfellnera-wyglada-na-probe-wyludzenia