Trzeba pokazać kim byli kaci Niezłomnych, kto był i jest obecnie z nimi związany, kto ich broni, jakie to są środowiska i osoby. Żyje przecież wciąż wielu prokuratorów, którzy wydawali wyroki skazujące polskich bohaterów - nie wspominając o Stefanie Michniku. Wszystkie nazwiska powinny być pokazane, aby stanąć w prawdzie. Wtedy wszystko będzie jasne
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dominik Tarczyński, poseł PiS, wnuk Żołnierza Wyklętego Józefa Albińskiego ps. „Lis”.
wPolityce.pl: Polacy oddają hołd Żołnierzom Wyklętym, którzy nie zgodzili się na Polskę pod sowieckim butem. Nie wszyscy jednak potrafią odpowiednio się zachować w takim momencie. Na Niezłomnych napluci m.in. Joanna Senyszyn czy Włodzimierz Czarzasty. Z kolei wiceszef IPN wprost mówi, że w Polsce są media i środowiska, którym Żołnierze Wyklęci przeszkadzają. Komu i czemu Pana zdaniem?
Dominik Tarczyński: Trwa sztafeta pokoleń. Walka Żołnierzy Wyklętych była potrzebna i niezbędna, bo to dzięki ich ofierze życia mamy wolną Polskę. W środowiskach postsowieckich pojawia się widocznie jakiś wyrzut sumienia, o ile mają one w ogóle sumienie. Chcą zagłuszyć niewygodną prawdę. Są to najczęściej ludzie, którzy są bezpośrednio, a czasie pośrednio związani z poprzednim systemem. Przypominam, że mamy wnuków sowieckich oprawców w obecnej kadencji Sejmu. Jest to sztafeta pokoleń, w której bierzemy udział i naszym celem jest bronić dobrego imienia tych, którzy bronili dobrego imienia Polski. Widziałem prowokacje Senyszyn i Czarzastego. Moim zdaniem była to akcja zaplanowana na to, aby się wypromować.
Czy na takie prowokacje należy odpowiadać?
Osobiście ich zignorowałem, bo oni nie są godni tego, aby wnuk Żołnierza Wyklętego poświęcał im uwagę. To jest poziom dna i coś, co w debacie publicznej nie powinno mieć miejsca. To było obliczone na prowokacje. Oczywiście emocje się we mnie burzyły, ale uznałem, że bardziej ich zaboli, jeśli nie zwrócę uwagi na ten plankton polityczny, który już praktycznie nie istnieje. Nie będą na historii mojego dziadka i Żołnierzy Wyklętych robić sobie polityki. Trzeba ich zignorować jak nieświeże powietrze.
Może przeszkadza wspólnota, która buduje się wokół Żołnierzy Wyklętych?
Prawda jest zawsze niebezpieczna dla tych, którzy budowali i próbują budować narrację polityczną na kłamstwie. Są obnażane zbrodnie i historie, o których przez dziesięciolecia nie można było mówić. Pamiętam, że u mnie w domu tylko o jednym temacie rozmawiano szeptem. Moja mama i babcia musiały szeptać, kiedy o tym mówiły. Kiedy w latach 90. BBC przyjechało do mojego domu, żeby zrobić reportaż o dziadku, moja babcia otworzyła drzwi i zemdlała ze strachu, bo myślała, że to esbecja. Ten ból jest tak mocno zakorzeniony, że bardzo potrzebne jest teraz, aby nie tylko o tej prawdzie mówić, ale aby tę prawdę wykrzyczeć, a w raz z nią ten ból. Musi minąć jeszcze dużo czasu zanim odbudujemy te zniszczone pokolenie, które było niszczone przez dziesięciolecia. Obowiązkiem wszystkich tych, którzy kochają Polskę jest przypominanie o tym, ile Wyklęci zrobili dla Polski. Trzeba mówić o ich wielkich czynach.
Z kolei dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL podkreśla, że należy w końcu zerwać z poprawnością polityczną i wskazać kim byli kaci Niezłomnych.
Zdecydowanie tak. Trzeba pokazać kim byli kaci Niezłomnych, kto był i jest obecnie z nimi związany, kto ich broni, jakie to są środowiska i osoby. Żyje przecież wciąż wielu prokuratorów, którzy wydawali wyroki skazujące polskich bohaterów - nie wspominając o Stefanie Michniku. Wszystkie nazwiska powinny być pokazane, aby stanąć w prawdzie. Wtedy wszystko będzie jasne.
Czy to, co obecnie się dzieję w Warszawie, gdzie ulice bohaterów zastępowane są ulicami komunistycznych zbrodniarzy, nie jest pewnym symbolem? Kolejnym etapem walki z polskimi bohaterami?
To pewien symbol. Od dawna mówiliśmy, że mamy do czynienia ze środowiskiem, które gardzi tymi, którzy walczyli o wolną Polskę, które nazywa ich bandytami. Koalicja Europejska pokazuje, że wartości nie mają dla niej żadnego znaczenia. My mówimy o bohaterach, a oni mówią o walce z PiS-em, o walce z symbolami, o walce z nazwami ulic, z pomnikami. To jest walka podobna do tej, którą stoczyliśmy w trakcie komuny, gdzie zdejmowane były krzyże, obalane symbole związane z polskością. Czym się to różni? Osobiście nie widzę różnicy.
Z kolei Antoni Macierewicz zawraca uwagę, że z jednej strony czci się Żołnierzy Wyklętych, ale z drugiej zbrodniarze komunistyczni wciąż mają najwyższe ordery. To sprawa, którą obóz dobrej zmiany zaniedbał.
Zgadzam się z premierem Jarosławem Kaczyńskim, kiedy mówił trzy lata temu, że dwie kadencje to za mało, aby wszystko naprawić, aby uporządkować wszystkie sprawy. Po tylu latach walki z obozem patriotycznym potrzebujemy minimum trzech kadencji i o ten czas będziemy prosić podczas najbliższej kampanii wyborczej.
Kamil Kwiatek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436240-wywiad-tarczynski-mamy-wnukow-sowieckich-oprawcow-w-sejmie