130 nazwisk kandydatów Koalicji Europejskiej każdy satelita mógłby wynieść w kosmos jako najwyższe osiągnięcie ludzkości.
Przymiarki listy Koalicji Europejskiej do Parlamentu Europejskiego zapierają dech w piersiach. Nazwiska kandydatów (i tym samym ich nosiciele) są tak wspaniałe, że kolejki przed lokalami wyborczymi mogą osiągnąć kilkanaście kilometrów każda i formować się co najmniej pięć dni przed otwarciem lokali wyborczych. Tym bardziej że gwiazdami listy mają być najuczciwsi z uczciwych budowniczowie komunizmu (niestety budowla nie została ukończona), czyli najszczersi demokraci z legitymacjami PZPR, a niektórzy nawet ze stanowiskami w najwyższym aparacie tej jutrzenki postępu.
Każdy będzie chciał głosować na Leszka Millera (w PZPR w latach 1969-1990, w tym w roli członka Biura Politycznego), Włodzimierza Cimoszewicza (resortowe dziecko, które w partii matce wszystkich demokratycznych partii trwało dzielnie w latach 1971-1990), Marka Belki (od połowy lat 70. do końca jej żywota w awangardzie polskiej części ludzkości), Janusza Zemkego (w latach 1969-1990 w partii, z którą był cały naród) czy Henrykę Bochniarz (skromne członkostwo w przodującej sile w latach 1978-1990). Wielką lekcję demokracji i patriotyzmu w szeregach partii wyjątkowego postępu i poszanowania tradycji (międzynarodówki komunistycznej) mają jeszcze inni kandydaci, ale skupiłem się tylko na tych, którzy olśniewają swoim statusem aparatczyko-działaczo-celebryty. Przy nich blednie nawet tak wybitna Polka jak Ewa Kopacz, choć należała do sojuszniczego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, czyli najwierniejszego strażnika tradycji i kontynuatora dzieła Wincentego Witosa.
Nie wyobrażam sobie, by ktoś w Warszawie nie głosował na „jedynkę” Koalicji Europejskiej, czyli Włodzimierza Cimoszewicza, najczystszego z czystych, najmoralniejszego z moralnych i najmądrzejszego z mądrych, w dodatku opromienionego polowaniami na żubry i tak oddanego dzikiej przyrodzie, że najpierw mieszkał w leśniczówce w puszczy, a teraz w Białowieży. Trudno się dziwić Grzegorzowi Schetynie, że takiemu wspaniałemu mężowi dał w stolicy „jedynkę”, a nie równie wspaniałej, ale jednak zdecydowanie mniej zasłużonej utrwalaczce jak Ewa Kopacz. Ale jej słynne podróże pociągami po Polsce wtedy, gdy była premierem i nawiązane wówczas fantastyczne relacje z Polakami sprawiają, że Ewa Kopacz może kandydować wszędzie. Wszędzie jest bowiem znana i potrzebna, czy będzie to Wielkopolska czy Małopolska bądź Lądek Zdrój. W Wielkopolsce tworzyłaby wspaniały duet z Leszkiem Millerem, od zawsze związanym z tym regionem, a konkretnie z Żyrardowem i Łodzią.
Bardzo szkoda, że w Gdańsku zabraknie kogoś z awangardy postępu w rodzaju Stanisława Kociołka, ale on nie doczekał powstania Koalicji Europejskiej umierając w 2015 r. Wypada mieć nadzieję, że godnie go zastąpi Janusz Lewandowski. To przecież najbardziej zasłużony w III RP obrońca polskiego przemysłu i rodzimych firm, autor wspaniałego projektu powszechnej prywatyzacji. Dzięki niemu Polacy nie musieli czekać na 100 milionów od Lecha Wałęsy, skoro od Lewandowskiego otrzymali bezcenne powszechne świadectwa udziałowe. Nikt tak jak Lewandowski nie zaufał Polakom pomagając im wskoczyć w rynkową rzeczywistość, gdyż bez niego tkwiliby w tych beznadziejnych PGR czy innych mamutach socjalizmu. On jednym posunięciem wrzucił ich na wolny rynek, gdzie potem obrastali w dostatki i jedynym zmartwieniem był wybór wakacji miedzy Seszelami a Karaibami.
A jeszcze z ostatniego miejsca w Gdańsku (to wyraz skromności i pokory) wystartuje Jarosław Wałęsa. Sam jest wielki, a jeszcze ma za sobą ojca Lecha - największego geniusza ludzkości w XX wieku, którego sława dotarła co najmniej do Pasa Kuipera. Nie ma wątpliwości, że nawet ci, którzy nie nabyli jeszcze czynnego prawa wyborczego głosowaliby we Wrocławiu na Janinę Ochojską, a nawet niemowlęta głosowałyby na Jerzego Owsiaka, ale on niestety nie kandyduje. Podobnie będzie na Warmii i Mazurach, gdzie ma kandydować jedna z najwybitniejszych na świecie ekonomistek i organizatorek życia gospodarczego Henryka Bochniarz. Kolejki chętnych do głosowania na Henrykę Bochniarz mają się zacząć ustawiać już 20 maja 2019 r. (wybory są 26 maja).
Prawdziwa uczta czeka wyborców w Kujawsko-Pomorskiem, gdzie z „jedynki” ma wystartować Radosław Sikorski. Po linii wykształcenia ten kolega z Oksfordu hrabiego Żorża Ponimirskiego i prezesa Nikodema Dyzmy, byłby ozdobą każdej listy, i to nie tylko w Polsce. Jest genialnym dyplomatą i mężem stanu na miarę razem wziętych Talleyranda, Metternicha, Kissingera, Gromyki i Olszowskiego. A dodatkowo ma równie jak on genialną żonę (Anne Applebaum), mieszka w pałacu skromnie nazywanym dworem i wszystkie drzwi na świecie (a nawet na księżycach Jowisza) są przed nim otwarte. Ma bardzo wyrafinowane poczucie humoru, które tylko troglodyci mogą sklasyfikować jako koszarowe. Szkoda, że blask Sikorskiego przyćmi Janusza Zemkego, bardzo zasłużonego demokratę i utrwalacza (demokracji). Za to w Lublinie nikt i nic nie przyćmi wielkiej gwiazdy piosenki sejmowej Joanny Muchy, rozczulającej każdego, kto się z nią zetknie.
„Jedynka” w Krakowie dla Róży Marii Barbary Gräfin von Thun und Hohenstein jest rewelacją na miarę ślubów książąt Williama i Harry’ego razem wziętych. Gdyby wprowadzono listy europejskie zamiast krajowych na tę wspaniałą arystokratkę (także ducha i rozumu) głosowałyby miliony Niemców, a pewnie także Austriaków. Jakby tego było mało, w Łodzi można będzie głosować na wielkiego Marka Belkę. Nie tylko znajomego Jennifer Lopez, ale też człowieka o niezwykle wyrafinowanym, a wręcz wycyzelowanym poczuciu humoru. Gdy rozmawiał z Bartłomiejem Sienkiewiczem tak syntetycznie i genialnie scharakteryzował byłego wicepremiera i ministra pracy, członka RPP Jerzego Hausnera: „ Myśli, że ma dłuższego”. A uczestniczący w rozmowie szef gabinetu ówczesnego prezesa NBP Sławomir Cytrycki dodał: „Nie był w kiblu w Dżakarcie, gdzie jest napisanie na szybie: ‘Przesuń się. Masz krótszego, niż ci się wydaje’”.
Lista Koalicji Europejskiej to właściwie wyłącznie gwiazdozbiór. No bo jak inaczej zaklasyfikować wspaniałego polityka ludowego Jarosława Kalinowskiego („jedynka” na Mazowszu) czy geniusza politycznej sprawności Andrzeja Halickiego z PO. Albo mistrza słowa, miłośnika gołębic i najmodniejszych koszul Adama Szejnfelda z PO kandydującego w Wielkopolsce. Te listy to będzie 130 nazwisk, które każdy satelita mógłby wynieść w kosmos, żeby pozaziemskim cywilizacjom pokazać najwyższe osiągnięcia ludzkości. No może dałoby się zauważyć brak Adama Michnika, ale chyba tylko jego. Dlatego jest pewne, że wszyscy z tej wspaniałej grupy 130 genialnych postaci weszliby do europarlamentu, ale niestety wejdzie tylko 51 lub 52. Może pozostałych 78 (79) przygarnęłyby inne państwa, wszak nieobecność kogokolwiek z nich w PE byłaby ogromną stratą dla Europy, dla ludzkości dla wszechświata. Obcowanie z listą Koalicji Europejskiej jest tak wspaniałym przeżyciem, że nie mogę napisać już ani słowa więcej. Łzy wzruszenia zalewają mi bowiem klawiaturę i spływają z biurka na dywan.
-
Kultowy PREZENT dla prenumeratorów!
Super oferta dla czytelników tygodnika „Sieci”! Zamów i opłać roczną prenumeratę pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „wSieci Historii”, a koszulkę z kultowym już powiedzeniem #JaCięNieMogę otrzymasz GRATIS!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/435950-caly-narod-bedzie-glosowal-na-cimoszewicza-millera-belke