I tak jak powiedziałem na początku drogi do „Raportu Pileckiego”, że nie wyobrażam sobie by „Wolnej Polski” nie było stać na zrobienie filmu o Pileckim, tak teraz mówię, że nie wyobrażam sobie by NAS nie było stać mimo największych przeszkód na sfilmowanie wreszcie „Raportu Pileckiego”. Będzie dobrze! Musi być!
— mówi portalowi wPolityce.pl Leszek Wosiewicz, reżyser i autor scenariusza filmu o rotmistrzu Witoldzie Pileckim.
wPolityce.pl: Niedługo minie rok od naszej rozmowy na łamach „Sieci” i portalu wPolityce.pl na temat pańskiego filmu o Rotmistrzu Pileckim. Co się dzieje z filmem?
Leszek Wosiewicz: Dobra okazja, żeby po raz pierwszy publicznie wspomnieć o tytule naszego filmu. To „Raport Pileckiego”. Bowiem dochodzimy do sytuacji, w której potrzebny jest raport o „Raporcie Pileckiego”.
Strasznie długo trwa zbieranie pieniędzy na ten film. Nic nie wskazywało na taki scenariusz. Po moich słowach wygłoszonych na antenie TVP INFO: „Nie wyobrażam sobie, by ‘Wolnej Polski’ nie stać było na wielki film o Rotmistrzu” – zgłosiło się wiele instytucji i wielu ludzi gotowych wesprzeć ten projekt, padła nawet propozycja publicznej zbiórki pieniędzy.
Premier Gliński od razu zadeklarował wsparcie, zgłosił się ówczesny Prezes PFN z zapytaniem jak Fundacja może pomóc… W tej sytuacji Producent rozpoczął prace przygotowawcze, skompletowaliśmy świetną ekipę, zrobiłem bardzo szeroki casting. Wydawało się, że wszyscy czekają na wielki film o naszym i światowym Bohaterze.
Dlaczego to właśnie pan zajął się realizacją tego filmu?
Mój udział w projekcie takiego przedsięwzięcia nie był koniunkturalny, czy naprędce dostosowywaniem się do „zapotrzebowania”. Od trzech lat studiowałem życie i działalność Pileckiego, co nie było łatwe: pozacierane śladu, zniszczone przez UB-cję dokumenty, swoisty ostracyzm w pewnych kręgach tego „tematu”. Miałem już za sobą pierwszą wersję „historii Pileckiego” – około 480-cio stronicowe opowiadanie filmowe, a więc niemal kompletny materiał na scenariusz filmu kinowego czy serialu telewizyjnego (niekoniecznie mini).
Całą moją twórczością filmową i teatralną udowodniłem, że „historyczne” tematy bardzo mi „leżą”. I wszystko, co w tym obszarze zrobiłem żyje w obiegu filmowym i telewizyjnym od kilkudziesięciu lat i - wszystko na to wskakuje - żyć będzie nadal… Np. w zeszłym roku moje filmy były na różnym kanałach telewizyjnych powtarzane około 70 razy. Dzięki Bogu, bo mam z czego żyć… Po „Kornblumenblau” (KL Auschwitz), „Cyndze” (sowieckie łagry), „Kronikach domowych” (polskość w PRL), „Przeprowadzkach”(100 lat historii Polski), „Przypadku Hermana Palacza”(człowiek wobec totalitaryzmu), czy „Wigilii’81”(stan wojenny w Polsce) jestem najbardziej predestynowanym reżyserem w naszym Kraju do zrobienia wielkiego filmu o Rotmistrzu.
Jednak nie udało się wówczas uruchomić zdjęć do „Raportu Pileckiego”, dlaczego?
Rzeczywiście, mając ekipę, głównych aktorów, a w końcu akceptację Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej z przyznaną dotacją (przy dużych kosztach filmu jednak symboliczną), obietnice Fundacji wsparcia finansowego, znakomitą współpracę z premierem Glińskim – mając to wszystko już dawno powinniśmy być „w zdjęciach”. Jednak nagle w Fundacji pojawił się człowiek, który chyba samozwańczo przedstawił się Producentowi jako ten, od którego zależeć będzie dotacja z PFN. Zaczęły się dziwne rozmowy z Producenta, bez rezultatu… Projekt utknął w miejscu. Nie przejmowałem się. Bo za filmem przemawiał zarówno dobry Product, jak i silnie wspierający Premiera Glińskiego. Spokojnie pracowałem nad scenariuszem i scenopisem filmu.
Jest już ostateczna wersja scenariusza filmu?
Jest gotowy scenariusz dużego, prawie trzygodzinnego filmu kinowego i projekt zmontowania z tego materiału czteroodcinkowego mini serialu, który będzie można w niedługim czasie puścić na cały świat.
Jest wiarygodny, najbardziej doświadczony w Polsce producent zdatny zrealizować tak wielki projekt. Jest skompletowana ekipa, są odtwórcy głównych ról. W tym, co wydawało się być najtrudniejsze, samego Witolda Pileckiego. Jesteśmy gotowi… Na ten moment… Bo jeśli w najbliższym czasie nie uruchomimy produkcji to wszystko to, poza scenariuszem, może się rozlecieć… Ekipa nie może bezczynnie czekać, aktorzy mają inne propozycje, czas ucieka…
A my stoimy… Wciąż brak odpowiednich środków finansowych… Po wielu bojach i wewnętrznych kłopotach naszego głównego sponsora finansowego, czyli Polskiej Fundacji Narodowej, po tym jak udało się ustalić jaką i kiedy sumę środków otrzymamy, dowiedzieliśmy się z końcem ubiegłego roku, że umowa z Producentem będzie podpisana do 15-go stycznia.
Jest koniec lutego… Czy umowa została podpisana? Są już pieniądze na film?
No cóż. Witold Pilecki miał bardzo skomplikowany życiorys, więc i raport z filmu „Raport Pileckiego” jest mocno skomplikowany. Otóż w dniach, kiedy miała być podpisana umowa o finansowanie filmu, wybuchła sprawa z zabójstwem prezydenta Adamowicza – wszyscy zajęci byli tylko tą sprawą. Nie miałem pretensji o to, że podpisanie umowy opóźnia się. Aż do lutego… A, z tego co wiem, cały Zarząd Fundacji najpierw udał się na spotkanie z Papieżem w Panami, potem z Polonią w Miami i dopiero przy kolejnej aferze, tym razem „izraelskiej” dziennikarze zaczęli zdawać pytania, co z filmem o Pileckim – sztandarowym projektem naszej „polityki historycznej”. I tu - jak w dobrym filmie – pada cios między oczy… Prezes Fundacji zapytany w TVP o Pileckiego po tym jak od dwóch miesięcy podobno była gotowa do wsparcia naszego filmu w dość bełkotliwych słowach odpowiada dziennikarzowi TVP, że Fundacja właśnie angażuje się w produkcję amerykańskiego serialu tv o Pileckim, a „może i samego filmu”… Parę godzin później ten sam Prezes oświadcza na spotkaniu w MSZ, już bez jąkania, że Fundacja angażuje się z Amerykanami w produkcję serialu o Pileckim, a może nawet i „filmu”. To, że ktoś jeszcze poza nami chce zrobić film czy serial o Rotmistrzu Pileckim, to świetnie, ale…
No właśnie. Raport o „Raporcie Pileckiego” zaczyna przybierać formę zagadki kryminalnej.
Dlaczego od razu kryminalnej? Niemniej szereg pytań nasuwa się sam z siebie. Dlaczego polski projekt, znakomicie oceniony przez historyków, znawców tematu, ze znakomitą ekipą gotową do pracy, z wybranymi i cudem dopasowanymi do postaci historycznych aktorami, z Wytwórnią Filmową gotową poświęcić całe swoje produkcyjne moce na rzecz tego filmu – dlaczego ten polski, chyba świetnie rokujący, film ma być zastąpiony przez tajemniczą produkcję „amerykańską” (aż ciśnie się przed oczy obraz Pawlaka, który taksówce w Chicago z przekąsem mówi: „a-m-e-r-y-k-a-n-s-k-y”).
Pójdźmy tropem rozwiązywania filmowych zagadek. Każdy doświadczony polski filmowiec dobrze wie, co to za „Amerykanie” kryją się pod tym słowem. Zawsze to albo ludzie z dawnych tajnych służb rodem z PRL lub ZSRR, albo z całą pewnością międzynarodowi i rodzimi cwaniacy naciągający naiwniaków z milionami gotowych dla urojonego prestiżu poświęcić te miliony (nie swój zresztą). A mityczna „amerykańskość” tych mieszanych, żeby nie powiedzieć szemranych produkcji polega na zaangażowaniu kilku dawno przechodzonych „gwiazdorów” filmowych za ciężkie miliony każdy, co składa się na większą część budżety filmu. Na zrobienie przyzwoitego filmu, nie zostaje już prawie nic, jeśli w ogóle cokolwiek.
Idźmy dalej w rozwiązywaniu zagadki. Może w samym „Raporcie Pileckiego” jest coś, co budzi fundamentalny sprzeciw i zmusza wielu do przeciwstawnia się temu projektowi?
W samej postaci Pileckiego nie da się czegoś takiego znaleźć. Więc może w postaci Józefa Cyrankiewicza, który jest integralną częścią naszego filmu jako współodpowiedzialny za śmierć Pileckiego.
Może coś w tym jest, bo już na wstępie mojego projektu dostałem fangę od obrońców dobrego imienia Cyrankiewicza, oczywiście równocześnie gorących zwolenników filmu o Pileckim. A prezes pewnego poważnego „prawicowego” wydawnictwa, na moją propozycję opublikowania książki z opowieścią filmową o Pileckim, zakomunikował mi, że on takiej książki nie wyda z obawy o proces, który może wytoczyć mu „córka” Cyrankiewicza z Londynu o zniesławienie.
Wieczny premier PRL miał dzieci?
Sprawdziłem. Nie miał. Jego ostatnia żona dwukrotnie była w ciąży, za każdym razem dokonała aborcji. Teraz widać, że trop Cyrankiewicza w rozsupłaniu tej zagadki jest ważny. Mógłbym na temat obrońców dobrego imienia Cyrankiewicza opowiadać bardzo długo, ale nie miejsce.
No to jeszcze jedno zasadnicze pytanie: Czy Polska Fundacja Narodowa może być uwikłana w proces obrony dobrego imienia Cyrankiewicza?
Znakomite pytanie… Tylko, że odpowiedź na nie, to już wspomniany wyżej czysty kryminał (w sensie gatunku literackiego).
Dużo zagadek, wiele znaków zapytania.
Dodam, że moja dobra znajoma, opozycjonistka jeszcze z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, doktor socjologii i psychoterapeutka, po ostatnich miejscach zatrudnienia człowieka, który w Fundacji skutecznie blokował nasz film powiedziała bez wahania: „WSI”… Tropicielom zagadek dodam jeszcze jeden fakt. W ostatnich dniach okazało się, że głównym konsultantem filmowym w ocenie naszego „Raportu Pileckiego” w Fundacji jest wieloletni specjalista od filmu w Agorze. Oczywiście o niczym to nie świadczy. To tylko doradca… Zarząd Fundacji podejmuje decyzje…
Widzi Pan jakieś sensowne rozwiązanie tych wszystkich zagadek?
Zwłokę w rozpoczęciu zdjęć traktuję jako dodatkową szansę dla siebie. Przede wszystkim opowieść zawartą na tych wspomnianych wyżej 480 stronach muszę zawrzeć w dwu i półgodzinnym filmie. To fantastyczne wyzwania. Trzeba wzbić się bardzo wysoko w sensie artystycznym, intelektualnym, wreszcie warsztatowym by stworzyć „Raport Pileckiego” godny jego imienia. Jestem, z moją ekipą, gotów na podjęcie tego wyzwania. I tak jak powiedziałem na początku drogi do „Raportu Pileckiego”, że nie wyobrażam sobie by „Wolnej Polski” nie było stać na zrobienie filmu o Pileckim, tak teraz mówię, że nie wyobrażam sobie by NAS nie było stać mimo największych przeszkód na sfilmowanie wreszcie „Raportu Pileckiego”. Będzie dobrze! Musi być!
Rozmawiał Tomasz Plaskota
-
Kultowy PREZENT dla prenumeratorów!
Super oferta dla czytelników tygodnika „Sieci”! Zamów i opłać roczną prenumeratę pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „wSieci Historii”, a koszulkę z kultowym już powiedzeniem #JaCięNieMogę otrzymasz GRATIS!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/435931-wosiewiczwydawalo-sieze-wszyscy-czekaja-na-film-o-pileckim