Na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci” Michał Karnowski rozmawia z Kazimierzem Kujdą, byłym prezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, na temat domniemanej współpracy Kujdy z bezpieką. – Cała prawda o moich kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa jest taka: dochodziło do nich tylko przy odbieraniu i oddawaniu paszportu. Takie kontakty mieli chyba wszyscy, którzy w czasach PRL wyjeżdżali do krajów Europy Zachodniej. Zakończyłem je w maju 1983 r. Reszta to zmyślenia i dopiski esbeka – mówi były prezes NFOŚiGW.
Michał Karnowski pyta wprost, czy prezes Kujda nie zataił, tak jak sugerują niektóre media, swojej agenturalnej przeszłości i nie czuje się „agentem w sercu PiS”.
Nie byłem tajnym współpracownikiem SB, jeżeli pod tym określeniem rozumie się podpisanie zobowiązania do współpracy, przyjęcie pseudonimu oraz chęć szkodzenia innym. W mojej teczce, która znajduje się w zasobach archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej, nie ma deklaracji takiej współpracy, gdyż zwyczajnie nigdy jej nie podpisałem
— mówi Kujda.
Kazimierz Kujda wspomina, że kiedy był studentem w 1979 roku SB zwabiła go podstępem na spotkanie. Nakłaniali go do współpracy:
Kiedy zdecydowanie odmówiłem, znowu na przemian straszyli mnie i szantażowali. (…) W końcu zamknęli drzwi na klucz i zagrozili, że nie wyjdę, jeśli czegoś nie podpiszę. Chciałem się wydostać z tej matni i przystałem na tekst, który jednak nie był zobowiązaniem do współpracy. Odmówiłem jej stanowczo. O pseudonimie też nie było mowy. Były prezes NFOŚiGW twierdzi, że podpisał:
Deklarację prowadzenia z nimi dialogu w zakresie gospodarki, energetyki, spraw naukowych.
Dodaje również, że był…
młodym, przestraszonym sytuacją chłopakiem i chciał się wydostać z potrzasku. W wywiadzie Kujda zarzuca liczne konfabulacje piszącemu o nim esbekowi. Pisał o spotkaniach, które się nie odbyły.
Relacje ze spotkań, w których nie brałem udziału, esbek musiał dopisywać później.
Zdaniem Kazimierza Kujdy - SB totalnie go inwigilowało.
Zbierali informacje na mój temat wszędzie: na uczelni, wśród znajomych, u rodziny, nawet w miejscu mojego urodzenia. Kujda opisuje też napastliwego funkcjonariusza, z którym spotkał się po pobycie w Niemczech. Szantażował mnie absurdalnymi oskarżeniami, że nawiązałem współpracę z niemieckim wywiadem, z której będę musiał się wytłumaczyć. Uznałem wtedy, że jeśli zrelacjonuję wrażenia z pobytu w Niemczech lub przedstawię jakieś zmyślone historie, które nie będą zawierały informacji o osobach trzecich, i jeśli jeszcze nie podpiszę tych tekstów, to pozbędę się kłopotu
— Kujda przyznaje też, że dziś wie, że powinien odmówić.
Kazimierz Kujda zaprzecza jakoby miał uczestniczyć w zadaniach wywiadowczych w Wiedniu.
To bzdury, nie miałem żadnych zadań. Pracowałem tam na budowie bloku mieszkalnego jako monter sieci elektrycznej.
Opowiada też, że nie opisywał działań kolegów i znajomych.
W Austrii zastał mnie stan wojenny. Szliśmy z kolegami w marszu protestacyjnym przeciwko polityce władz PRL i zastanawialiśmy się, co dalej.
Kazimierz Kujda wrócił do Polski i kolejne spotkanie z esbekiem miał w 1983 roku.
Nie wymieniłem żadnych nazwisk, żadnych konkretów. To był mój ostatni tekst, który dostała w swoje ręce SB. Miałem już wtedy pewność, że tych kontaktów – bez względu na cenę – nie będę dalej utrzymywać.
Kujda zaprzecza jakoby współpracował ze służbami po 1989 roku i dodaje, że nie wie dlaczego jego teczka znalazła się w zbiorze zastrzeżonym.
Cały wywiad Kazimierzem Kujdą w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 25 lutego br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/435503-kujda-w-sieci-nie-bylem-tajnym-wspolpracownikiem-sb