No to się zaczęło! A właściwie zaczął Jarosław Kaczyński. Gdy opozycja toczy wojenkę o skład partyjny marszu do europarlamentu, PiS prezentuje swój arsenał. I daje jasny sygnał: zamierzamy wygrać oba wyścigi - do Brukseli, a później na Wiejską.
W wyborach samorządowych PiS mogło sobie pozwolić na pewne eksperymenty – postawić na młodych kandydatów, czasem mniej rozpoznawalnych – bo przecież ewentualne zwycięstwo w wielu dużych miastach było de facto nie do osiągnięcia. Teraz zmienia taktykę. Waga elekcji do Parlamentu Europejskiego jest zupełnie inna. To nie tylko kwestia zapewnienia sobie jak najliczniejszej reprezentacji w Brukseli, ale również – a może przede wszystkim? - wypracowanie dobrej pozycji startowej przed najważniejszą w całym wyborczym cyklu, jesienną kampanią. Ten, kto wystartuje do krajowego parlamentu w glorii zwycięzcy eurowyborów, już na starcie będzie miał handicap.
Dlatego władze partii nie kalkulowały i rzucają – brzydko mówiąc – co mogą najlepszego. Jest bardzo popularna była premier, jest kilku obecnych i byłych ministrów, którzy zgarną dziesiątki tysięcy głosów, jest jeden z najbardziej doświadczonych i kompetentnych europosłów, który będzie mógł z powodzeniem demitologizować europejskość i skuteczność Platformy na zachodnich salonach. Do tego dzisiejsi europosłowie PiS, którzy wystartują z dalszych miejsc, ale z dużym szansami na mandaty.
Nie zdziwię się, jeśli za kilka miesięcy część z dzisiejszych lokomotyw powróci do polskiej polityki, by ciągnąć listy w wyborach krajowych. Taka jest natura polityki – skuteczność jest fundamentalna – i nie ma co się na nią obrażać.
Prawo i Sprawiedliwość rzuca nie lada wyzwanie „koalicji europejskiej” (to chyba jeszcze nie jest oficjalna nazwa, więc nie trzeba wielkimi literami?), która przecież nawet nie wie jeszcze, w jakim składzie drużynowym wystartuje. To, co dzieje się dziś w polityce najciekawszego, czego kulisy najchętniej bym poznał, to właśnie sposób układania list opozycji. Top fascynujące, jak oni muszą się żreć, by zmieścić te wszystkie byty na „biorących” miejscach – i platformersów, i postkomunistów, i renegatów z Nowoczesnej, i samą Nowoczesną, i Ryśka z koleżankami, i Zielonych, i paru ex-pisowców przytulających się do PO, choć wciąż nie konsumujących związku. A może jeszcze i ludowcy zechcą wskoczyć na tę samą karuzelę?
Pamiętajmy, że KE, KO, czy jak ją tam zwał, może liczyć na ok. 20 mandatów. A więc to właśnie tam – niezależnie od wyniku wyborów – będzie największy niesmak. Oni to doskonale wiedzą. Nie ma więc co się dziwić, że jedyną odpowiedzią na prezentację pisowskich „jedynek” i „dwójek” jest narracja o „ewakuacji”. Ten akurat termin znają świetnie, od kiedy mistrzostwo ewakuacyjne zaprezentował Donald Tusk.
-
Zachęcamy do przeczytania!
„Czerwona trucizna. Mity przeciwko Polsce - Akt II” - Leszek Żebrowski.
Zbiór esejów historyczno-politycznych z ostatnich kilkunastu lat, traktujących o naszej sytuacji po 1989 roku, przypominających również o tym, co było wcześniej. Książka do kupienia „wSklepiku.pl” .
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/434728-kaczynski-znow-pierwszy-schetyna-znow-musi-byc-reaktywny