W najbliższą sobotę podczas posiedzenia Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego zapadnie decyzja co do strategii, jaką przyjmie PSL w sprawie startu w tegorocznych wyborach (do PE i polskiego Sejmu). Ludowcy od dobrych kilku miesięcy są usilnie namawiani przez Platformę Obywatelską, by weszli w skład szerokiej koalicji i zrezygnowali z samodzielnego startu. O plusach i minusach tego rozwiązania mówił w telewizji wPolsce.pl Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL.
Napięcie wśród ludowców jest zrozumiałe. Presja ze strony Platformy, ale i innych ważnych (także medialnie) środowisk opozycyjnych jest duża - wyłamanie się z jednolitego frontu antypisowskiego zostanie potraktowane przez część wyborców (a może raczej polityków i dziennikarzy) jako niemalże zdrada i utorowanie drogi do wygranej PiS. W PSL wiedzą też, że sondaże są, jakie są (nie za wesołe) i na koniec dnia może okazać się, że start z list koalicji może koniec końców dać jednak więcej politycznego życia (mandatów, pieniędzy, wpływów, ewentualnego udziału we władzy) niż szarpanie się na własną rękę.
Wszystko to w pewnej mierze prawda. Ale stara gwardia w PSL (a przynajmniej jej duża część) ma inną, w mojej opinii słuszną intuicję. Tacy ludzie jak Marek Sawicki czy Waldemar Pawlak wiedzą, czują i przestrzegają kolegów z koniczynką w klapach marynarek, że wejście na jeden pokład (nie tylko koalicyjny, ale także ten w bloku wyborczym) jest politycznym krokiem ku przepaści, igraniem z ogniem, a może nawet samobójstwem.
Troska marszałka Stanisława Karczewskiego o los PSL jest oczywiście mało szczera, ale teza z jego wpisu jest po prostu prawdziwa. Dla ludowców kompletne, całościowe, totalne przyklejenie się do Platformy, SLD, Nowoczesnej, Zielonych, politycznych dinozaurów i kto tam jeszcze wejdzie na pokład, jest zaprzeczeniem strategii, jaką Kosiniak-Kamysz przyjął od początku rządów PiS. PSL jest w twardej, ostrej, ale jednak nie totalnej opozycji - i to jest doceniane przez wyborców, działaczy, ludzi w mniejszych ośrodkach miejskich i wiejskich.
Ludowcy, zwłaszcza ci szeregowi, wiedzą też, że wejście w koalicję z PO zablokuje im możliwość skutecznej bitwy o mandat (europosła, później posła), bo przecież gąb do wykarmienia będzie o wiele więcej. Biorące miejsca na listach wyborczych trzeba będzie rozdzielić między wszystkie mniejsze i większe ugrupowania, a co za tym idzie sporo będzie rozczarowanych, sfrustrowanych, po prostu złych. Nie ma też co kryć - wejście PSL do koalicji antypisowskiej spowoduje również odpływ części elektoratu do PiS: wyborcy ludowców, nastawieni konserwatywnie, nie zaakceptują takich gierek i ruchów jak ukłony wobec środowisk LGBT, wojny z Kościołem czy totalnej awantury politycznej. To po prostu fakty.
Jest jeszcze jeden problem - w PSL czują, że jeśli już trzeba będzie z kimś iść po wyborach, to paradoksalnie bezpieczniejszym wyborem może okazać się PiS, z którym w wielu wymiarach ludowcom po prostu jest po drodze. Pragmatyzm w decyzjach o możliwych sojuszach, umowach i koalicjach wykazywał w ostatnim czasie - i to niejednokrotnie - premier Mateusz Morawiecki i choć ewentualna decyzja ludowców o taktycznym sojuszu z PiS byłaby bardzo trudna (i obarczona podobnym ryzykiem anihilacji co deal z PO), to jednak byłby to chyba bardziej naturalny kierunek.
W sobotę działacze PSL zdecydują, czy podejmą olbrzymie ryzyko ścisłej współpracy z Grzegorzem Schetyną, czy jednak postawią na samodzielny start i walkę o polityczne centrum. Jedno jest pewne - w szeregach ludowców istnieje rzeczywista demokracja i na dziś trudno przewidzieć, co stanie się podczas sobotniej Rady Naczelnej. Zadecydować mogą lokalni baronowie (i ich rozczarowanie brakiem biorących miejsc na listach), prywatne animozje (jak choćby tęsknota wielu ludowców za przywództwem Waldemara Pawlaka), ambicjonalne wojenki (a jest ich sporo) i rozmaite gry podjazdowe.
Sam Kosiniak-Kamysz nie wysyła jednoznacznych sygnałów, bo wie, że nie ma na tyle dużej i skutecznej armii działaczy, by przewalczyć swój pogląd widzenia wbrew innym koteriom i frakcjom. Przed PSL bardzo ważna decyzja - ale jeśli wybiorą drogę na skróty, bardzo szybko mogą podzielić los Nowoczesnej; partyjki jakoś tam obecnej medialnie, ale realnie nieznaczącej nic więcej niż status przystawki w menu Grzegorza Schetyny. Czasu na ewentualną zmianę decyzji po wyborach do PE będzie już skrajnie mało. Powrót do swojej, niechby nawet obarczonej wieloma wadami, tożsamości, do własnego szyldu jest kilka razy trudniejszy niż rezygnacja z tych przymiotów.
Zobacz także magazyn Bez Spiny:
-
Zachęcamy do przeczytania!
„Czerwona trucizna. Mity przeciwko Polsce - Akt II” - Leszek Żebrowski.
Zbiór esejów historyczno-politycznych z ostatnich kilkunastu lat, traktujących o naszej sytuacji po 1989 roku, przypominających również o tym, co było wcześniej. Książka do kupienia „wSklepiku.pl” .
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/434715-jesli-psl-pojdzie-razem-z-po-na-dlugie-lata-wypadnie-na-aut