Przegraliśmy bitwę o pamięć historyczną. A może przegraliśmy nawet wojnę? Chyba żaden nawet średnio uważny obserwator sceny politycznej nie ma wątpliwości, jaki obraz wojennych losów Polski jest wbity w świadomość zachodnich elit.
Przecież wypowiedź amerykańskiej gwiazdy liberalnej telewizji Andrei Mitchel nie jest pierwszym tego typu „wyskokiem”. Nie sądzę by dziennikarka, która ostatecznie przeprosiła za swoje słowa, specjalnie wprowadzała Amerykanów w błąd. Ona powiedziała, to co powiedziała, bo po prostu tak szczerze myśli. Nie tylko ona. Barack Obama, przyznając medal rodzinie Jana Karskiego czy były szef FBI James Comey w różnym stopniu stawiali tezy o polskim udziale w Holokauście. Fraza „polskie obozy zagłady” pojawiały się w najbardziej prestiżowych światowych mediach.
Czy działo się tak dlatego, że istnieje jakiś międzynarodowy spisek, mający na celu zmazać odpowiedzialność za nazistowskie piekło z Niemców i przenieść go na Polaków? Czy jakieś grono „vilianów” rodem z filmów o mafii, masonerii czy komiksów siedzi zamknięte w nowojorskim wieżowcu i z szelmowskim uśmiechem na ustach, układa misterny plan oczernienia Polski?
Widząc histeryczne reakcje w internecie na ( jak się okazuje przekręcone) słowa premiera Izraela, mam wrażenie, że spora część polskiej prawicy ma taki obraz w rozgrzanych głowach. Zwrócił na to uwagę w komentarzu na tym portalu Konrad Kołodziejski. Problem obrażania Polski i haniebnego przypisywania ofierze sprawczość zbrodni istnieje. Tyle, że jego przyczyna leży gdzie indziej.
Nie żaden antypolski spisek ( nie wyklucza jego brak działania wywiadów, agentów wpływów etc. walczących z interesami Polski w poszczególnych kwestiach) stoi za ranami, jakie zadają nam zachodnie elity. Sami sobie zgotowaliśmy ten los, rezygnując w latach 90-tych z polityki historycznej prowadzonej na wszystkich płaszczyznach. Nie tylko odcięci od zachodnich debat uniwersyteckich w latach 60-tych czy 70-tych komuniści oddali pole do interpretacji historii innym. Również założyciele III RP zrezygnowali z budowania heroicznej narracji historycznej w obawie przed „demonami polskiego patriotyzmu”. Cóż, teraz mamy demony kłamstwa, które tysiąc razy powtórzone stało się prawdą. Mamy tego efekt. Czy można go odwrócić? Jestem pesymistą.
Dziś jest już na to za późno. Żadne oświadczenia, tweety prezydenta i premiera, reklamy w New York Times nie spowodują zmiany myślenia zachodnich elit o polskiej historii. Jasne, że cywilne pozwy mogą wystraszyć publicystów celowo manipulujących opinią publiczną. Jednak nie oni są największym problemem. Problemem jest wprowadzony do krwiobiegu zachodnich elit wizerunek Polaka- antysemity. Polaka-kolaboranta. Polaka- zafanego kołtuna, dla którego nie warto było toczyć wojny ze Stalinem.
Każdy, kto czyta moją publicystykę wie, że mam w sercu maksymę Mackiewicza mówiącą, że tylko prawda jest ciekawa. Nie uważam, że Polacy są wyjątkowi na tle innych nacji. Mamy swoje ciemne karty i grzechy. Nie przeczy ta maksyma jednak temu, że polityka historyczna i narracja powinna być układana zgodnie z polską racją stanu. Niemcy robią to perfekcyjnie. A przecież pozbycie się łatki nazisty wydawało się czymś nierealnym.
Nie sądzę by udało się nam zmienić mentalności ludzi na zachodzie. Mówię o tych, którzy interesują się historią Europy. Przecież większość Francuzów, Brytyjczyków, Chilijczyków, Japończyków czy Amerykanów jest zainteresowana naszą historią w takim samym stopniu, jak przeciętny Kowalski jest zainteresowany Robespierrem, Tudorami, Pinochetem, samurajami i zabójstwem Martina Luthera Kinga. Nie oznacza to, że nie powinniśmy próbować wsączyć swoją narracje w popularne seriale, gry komputerowe czy filmy. Takiej walki dziś nie wygrywa się w aulach uniwersytetów, stronach gazet i książkach. Walkę taką wygrywa się w popkulturze. Tego jednak nie zrobi żaden rząd. To mogą zrobić tylko sami artyści. Pytanie czy mają taką potrzebę.
Możemy jednak wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wiemy, czym kończy się zaniechanie dbania o wizerunek własnego kraju. Wiemy już czym kończy się nieumiejętna narracja o własnej historii. Czy potrafimy jednak odrzucić histerię i patos, by precyzyjnie i na zimno walczyć o wizerunek, na jakim nam zależy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/434042-to-nie-spisek-to-nie-pomylka-oni-tak-naprawde-mysla