Dość, po prostu już dość! Wszystko można zrozumieć, zwłaszcza ze strony redakcji, która wojuje z braćmi Kaczyńskimi od początku lat 90., a w 2011 roku jej prominentny redaktor stwierdził otwarcie: „Jestem wrogiem PiS i będę go zwalczał ile sił”. No cóż, można i tak widzieć ten zawód, ale nawet w takim wypadku należy mierzyć siły na zamiary.
W serialu taśmowym „Wyborcza” widziała swój Stalingrad - wielki, o znaczeniu strategicznym, punkt zwrotny w wielkiej wojnie, którą wydała werdyktowi demokratycznemu z roku 2015. Jednak choć pierwsze sensacje wzbudziły duże zainteresowanie, to szybko zostały zweryfikowane. W efekcie, jak pisałem na tych łamach zaledwie wczoraj, powstało wrażenie zjadania własnego ogona przez Mecenasa, „GW” i TVN.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: To już chyba koniec tej taśmowej historii, widać, że GW, TVN i Mecenas zjadają w tej sprawie własny ogon. „Aż przykro chwilami patrzeć”
Diagnoza o tym, że są to kolejne kapiszony, objęła także kręgi szeroko pojętej opozycji.
Znowu jednak powtórzył się toksyczny scenariusz, w którym najpierw pan Giertych (prawnik oskarżającego, co jednak jego wiarygodność każe wziąć w nawias) sugeruje jakąś sensację…
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Znowu chcą podbić sprzedaż? „GW” straszy nowymi wątkami taśmowej historii. „Gwarantujemy, że nie padnie już słowo kapiszon”
… a następnie redakcja pana Adama Michnika drukuje, zdaje się dokładnie wedle instrukcji mecenasa, sensację.
No dobrze, trzeba zatem, to czytamy. I co tam mają? A to: Ileż można! „GW” teraz gra „kopertą Kaczyńskiego”. Tyle że sam Birgfellner przyznaje: Nie pamiętam dokładnie, komu ją przekazałem
Czytam jeszcze raz. To kolejne zeznanie oskarżającego. Znowu szczegółów nie pamięta. Znowu nie ma dowodów. Znowu słowa pana Birgfellnera i idące w ślad za tym teksty „Wyborczej” są ze sto razy mocniejsze niż materiał, którym dysponują. Bo dysponują wyłącznie mętnym zeznaniem Birgfellnera, który, wydaje się, znalazł się w poważnych tarapatach. Który dysponuje jedynie wyciągiem z własnego konta z którego pobrał jakąś sumę. To jedyny (jeśli prawdziwy) fakt. Nic więcej nie ma. A na co wyjął tę kwotę - nie wiemy. Równie dobrze mógł wyjąć na coś głupiego, co go potem pchnęło w objęcia Czerskiej i Mecenasa.
Obrazu kilka godzin później dopełnia fakt sprostowania kluczowego faktu przez pana Giertycha, a następnie… natychmiastowej korekty teksu przez GW. Giertych redagujący Michnika - tego i Stefan Kisielewski by nie wymyślił.
Trzeba powiedzieć: dość. Panie Michnik, to, co robi pana redakcja, to już nie jest dziennikarstwo, to próba zadręczenia przyzwoitego człowieka. To nagonka w której próbujecie użyć medialnej siły opozycji do wywołania przesilenia politycznego. To akcja w której dawno przestaliście (załóżmy, że choć na chwilę tak było) dążyć do prawdy po dziennikarsku, a staliście się elementem jakiejś kampanii.
Tak to ja oceniam, ale widzę, że to ocena powszechna.
Przestańcie. Nawet wam nie wolno tyle razy i tak radykalnie przekraczać granic przyzwoitości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/434014-panie-michnik-przestan-pan-chcecie-zadreczyc-czlowieka