Ostatnie wypowiedzi Michaela Pompeo i Andrei Mitchell pokazują, że wojnę o prawdę i pamięć przegrywamy z kretesem. Trzeba sobie jasno powiedzieć: w tej wojnie nie mamy na świecie sojuszników. Przebicie się z prawdą o ówczesnych wydarzeniach stoi bowiem w sprzeczności z interesami innych krajów i dominującymi tam narracjami.
Niemcy chcą zdjąć z siebie odium winy za holocaust. Ich przemyślana i długofalowa strategia, poparta olbrzymimi środkami, przynosi widoczne skutki na świecie, ponieważ coraz powszechniej za głównych sprawców ludobójstwa na Żydach uważa się już nie Niemców, lecz pozbawionych narodowości „nazistów” (przy czym owi nieokreśleni naziści mieli swoich współpracowników wywodzących się już z konkretnych narodów, np. Ukraińców, Słowaków, Litwinów czy – jak się dowiadujemy właśnie – Polaków).
Także władzom Rosji jest na rękę opowieść o krwiożerczym polskim antysemityzmie. Staje się on bowiem usprawiedliwieniem dla sowieckich zbrodni i polityki ujarzmiania Polaków przez Moskwę. Pamiętajmy, że dla Rosjan wojna nie zaczęła się w 1939 roku, lecz w 1941 roku. W tej narracji Armia Czerwona, wkraczając 17 września 1939 roku na ziemie II Rzeczypospolitej, nie dokonywała agresji, lecz spieszyła z akcją ratunkową. Zasłużyła tym sobie na wdzięczność całej ludzkości, gdyż uratowała Żydów przed pogromami, jakie niechybnie zgotowaliby im polscy „sąsiedzi”, tak jak stało się to później w Jedwabnem. Gdyby nie parasol ochronny, jaki nad ludnością żydowską otworzyła władza sowiecka, Polacy dopuściliby się jeszcze gorszych zbrodni.
W 2001 roku Krzysztof Teodor Toeplitz na łamach „Przeglądu” pisał, że w ludobójstwie Żydów brali aktywny udział ci policjanci polscy, którzy nie trafili wcześniej do Katynia i Miednoje. Cytując tę wypowiedź rosyjski historyk Stanisław Kunajew doszedł do wniosku, że NKWD, mordując polskich oficerów, po prostu walczyło z odwiecznym polskim antysemityzmem.
Ta strategia okazała się skuteczna np. w lipcu 1946 roku, gdy zbiegły się ze sobą dwa wydarzenia: podniesienie sprawy Katynia podczas procesu w Norymberdze oraz pogrom Żydów w Kielcach. W tamtych dniach na świecie bardziej rozpisywano się o Polakach jako zbrodniarzach niż ofiarach zbrodni. To ułatwiło zachodnim sojusznikom odwrócenie się od Polski i pozostawienie jej na łaskę Stalina. W ich optyce sowiecka okupacja ziem polskich stawała się równie konieczna, jak okupacja ziem niemieckich przez aliantów, ponieważ w obu przypadkach oznaczała jedyną realną tamę zdolną zahamować rozwój patologicznego antysemityzmu.
Swoją własną politykę historyczną prowadzi również Izrael, gdzie po wyczerpaniu się ideologii syjonistycznej i w obliczu słabości tradycyjnego judaizmu, to pamięć o holocauście stała się najważniejszym sposobem integracji narodowej oraz budowania tożsamości współczesnych Izraelczyków. Głównym celem istnienia tego państwa – jak zauważył rabin Irving Greenberg – jest to, by nigdy więcej nie powtórzył się holocaust. Jedynym gwarantem tego może być zaś tylko istnienie własnego, silnego, niepodległego państwa. Wszędzie w diasporze Żydzi zawsze będą narażeni na to, że znów staną się ofiarą mordów. W tej optyce cała Europa przedstawiana jest jako miejsce niebezpieczne, zaś najbardziej nieprzyjazna pozostaje Polska, gdzie znajdowało się epicentrum holocaustu.
Pamięć o ludobójstwie sprzed lat mobilizuje wciąż nowe pokolenia Izraelczyków do obrony własnego kraju, otoczonego przez wrogich mu arabskich sąsiadów. Do Polski na „holocaust tours” regularnie przywożone są wycieczki szkolne młodzieży w wieku przedpoborowym, które odwiedzają Auschwitz, Treblinkę, Majdanek, Umschlagplatz czy Cmentarz Żydowski w Warszawie. Nie mają żadnej styczności z mieszkańcami Polski, którą widzą jako „ziemię przeklętą”, jedno wielkie miejsce kaźni swych przodków. Przewodnicy dają im stale odczuć, że nienawiść otoczenia i groźba zagłady to nie kwestia odległej przeszłości, lecz dnia dzisiejszego. Wkrótce potem ci młodzi ludzie trafiają do izraelskiej armii. Po tym, czego naoglądali i nasłuchali się nad Wisłą, ich motywacja do walki z nieprzyjacielem jest jeszcze większa.
Żydowska narracja o II wojnie światowej została przejęta całkowicie przez Stany Zjednoczone, które są najwierniejszym sojusznikiem Izraela na świecie. Trafiła na amerykańskie uniwersytety, do tamtejszych elit i kultury masowej, łącznie z do Hollywood. Mamy więc już kolejne pokolenie ukształtowane przez tę wizję. Nic więc dziwnego, że nawet Barack Obama mówił o „polskich obozach śmierci”.
Ukazanie historycznej prawdy o Polakach w czasie II wojny światowej nie jest wygodne również dla Francuzów. Porównanie ówczesnej postawy obu narodów, a zwłaszcza ich władz, nie wypadłoby bowiem korzystnie dla rodaków Moliera i Balzaka (podobny problem nieczystego sumienia dotyczy zresztą innych narodów europejskich, które pozostawały sojusznikami Trzeciej Rzeszy). O ile Polacy byli jedynym narodem, który nie kolaborował z Hitlerem, a nasze władze, zarówno na emigracji, jak i w podziemiu, potępiały ludobójczą politykę Niemiec, o tyle rząd w Vichy aktywnie współpracował z Berlinem w wyniszczaniu Żydów.
Jak pisał brytyjski historyk David Cesarini:
„Państwo to wprowadziło specjalne przepisy regulujące status Żydów (były bardziej restrykcyjne niż ustawy norymberskie), jeszcze zanim Niemcy ich o to poprosili. Z własnej inicjatywy zgrupowali też Żydów w specjalnych obozach, a potem wydali ich Niemcom, choć ci wcale ich nie chcieli! Niewiele lepiej było w północnej, okupowanej części Francji.”
Te fakty nie przebijają się jednak do w zbiorowej świadomości, natomiast utrwala się w niej obraz Polaków jako współsprawców holocaustu. W tym kontekście nie dziwi fakt, że francuskie kina odmówiły niedawno dystrybucji amerykańskiego filmu „Azyl”, przedstawiającego historię małżeństwa Żabińskich, którzy w warszawskim ZOO ukrywali Żydów przed zagładą ze strony Niemców. Nie pasował bowiem do panującej tam wizji II wojny światowej.
To wszystko ma swoje wymierne konsekwencje. Inny jest bowiem status ofiar, a inny sprawców. Jeśli na trwałe przylgnie do Polaków opinia współsprawców holocaustu, wówczas szanse na uzyskanie jakichkolwiek reparacji wojennych od Niemiec zmaleją do zera. Poza tym okaże się, że jako sprawcy nie wypłaciliśmy jeszcze odszkodowań tym, którzy byli naszymi ofiarami. Otwiera się więc droga do żydowskich roszczeń wobec Polski, które trudno nawet oszacować.
W tej sprawie zostaliśmy więc sami, a problem jest bardzo poważny. Wymaga on długofalowych, przemyślanych działań na wielu poziomach, obejmujących ofensywę dyplomatyczną, badania naukowe, działalność popularyzatorską, stworzenie narzędzi „soft power” na zagranicę, politykę wizerunkową czy kulturę masową. Nie należy żałować na to pieniędzy. Bo w przeciwnym razie będziemy musieli zapłacić znacznie więcej.
-
Zachęcamy do przeczytania!
„Czerwona trucizna. Mity przeciwko Polsce - Akt II” - Leszek Żebrowski.
Zbiór esejów historyczno-politycznych z ostatnich kilkunastu lat, traktujących o naszej sytuacji po 1989 roku, przypominających również o tym, co było wcześniej. Książka do kupienia „wSklepiku.pl” .
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433904-po-wypowiedziach-pompeo-i-mitchell
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.