Rok podwójnie wyborczy to naturalny moment, by na scenie politycznej pojawiały się nowe inicjatywy. Najgłośniej o Robercie Biedroniu i jego Wiośnie, ale niemniej istotne sprawy dzieją się też gdzie indziej. Od powodzenia (lub niepowodzenia) takich ruchów takich jak Kukiz‘15, Bezpartyjni Samorządowcy, Polska Fair Play, koalicja Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikkego, Prawica Rzeczypospolitej i kilku mniejszych graczy może zależeć większość parlamentarna.
Inicjatywa Roberta Gwiazdowskiego na pierwszy rzut oka nie wygląda na coś, co może w znaczący sposób zmienić reguły gry w polskiej polityce. Na pierwszej konferencji prasowej poza ogłoszeniem nazwy (Polska Fair Play) mieliśmy parę zdań od kilku lokalnych, samorządowych działaczy, dowcipy i anegdoty publicysty zabierającego głos głównie w sprawach ekonomicznych i wiarę w to, że tym razem uda się skuteczniej wbić klin w duopol PO-PiS. Co prawda konwencja nowego ruchu jest zaplanowana na marzec, ale wtorkowe spotkanie nie wróżyłoby wielkich wyników.
Może się okazać, że to jednak tylko pozory, a o ważniejsze od konfetti i balonów na Torwarze okaże się wsparcie udzielone Gwiazdowskiemu przez Bezpartyjnych Samorządowców. Bez większej kampanii przy wyborach samorządowych udało im się uzyskać (w wyborach do sejmików) wynik na poziomie 5,28%, w wielu miejscach kraju mają niezłe struktury, z rozpoznawalnymi i lubianymi kandydatami.
Potencjału wspomnianej inicjatywy nie lekceważą też w ruchu Kukiz‘15, tym bardziej, że w wyborach samorządowych BS uzyskali lepszy wynik. Negocjacje w sprawie wspólnej listy czy choćby współpracy zaczęły się przeciągać. I choć co prawda poparcie dla danej koalicji nie oznacza zsumowania głosów dla poszczególnych jej członków, to jednak ten sojusz (Kukiz-BS-Gwiazdowski) byłby nie tylko czymś naturalnym, ale i wzmacniającym wszystkie poszczególne podmioty.
Paweł Kukiz jest bowiem wielkim nieobecnym ostatnich tygodni. Brakuje go w Sejmie, klub K‘15 nie jest przesadnie aktywny, przekaz kukizowców nie przebija się jak jeszcze rok temu, co otwiera przestrzeń do działania innym politykom. Wydaje się zresztą, że czuje i rozumie to Jarosław Kaczyński, który w ostatnim wywiadzie dla „Sieci” stwierdził:
Wiosna zagraża przede wszystkim Platformie, a także w pewnej mierze Kukizowi, który - jeśli chce przetrwać - musi ruszyć do ofensywy.
W odpowiedzi Kukiz stwierdził, że polem do jego ofensywy powinny być media publiczne; jest w tym pewnie nieco racji, ale siła K‘15 polega na czymś innym niż korzystanie z mniej lub bardziej dostępnych narzędzi systemu. Fenomen muzyka polegał na niezłym wyczuciu emocji społecznych, na oddolnym wsparciu, a z tego boiska lider K‘15 jakby po prostu, przynajmniej na razie, zdezerterował.
W ostatnim czasie i politycy K‘15, i otoczenie BS odbyli szereg spotkań z działaczami Prawa i Sprawiedliwości. Niezależnie bowiem od różnic, jakie dzielą PiS i wspomniane ugrupowania, w obozie Zjednoczonej Prawicy istnieje jednak świadomość, że po jesiennych wyborach do przedłużenia rządów może być niezbędny koalicjant. Albo że przynajmniej trzeba być gotowymi na ten scenariusz. Nie chodzi w tej opowieści o stworzenie jakiejś reglamentowanej partyjki opozycyjnej, ale o racjonalne wnioski po chłodnej analizie: ze strony III RP poza PSL nie ma partii, z którą PiS mogłoby współpracować. A i z ludowcami byłoby to niezwykle trudne do wyobrażenia.
Bardzo interesujące, choć nie do końca opisane jest również zjawisko wewnętrznych dyskusji w PSL. Co ciekawe, podczas takich rozmów coraz głośniej i coraz bardziej otwarcie padają tezy, według których śmiertelnym ruchem dla ludowców miałaby się okazać wspólna lista i koalicja z PO, a nie z PiS. Z kolei poparcie dla Władysława Kosiniaka-Kamysza na poziomie warszawskich redakcji, sondaży i miłych słów w telewizji nie przekłada się przesadnie wyraźnie na zaufanie w terenie. I stąd wielki znak zapytania przy decyzji PSL o kolejnych ruchach koalicyjnych.
Takich małych ruchów tektonicznych w polskiej polityce jest więcej - dzieją się one w kuluarach gabinetów, w prywatnych rozmowach liderów (i szeregowych działaczy), czasem w żądających coraz więcej ambicjach kolejnych polityków. Nie są to zazwyczaj procesy widowiskowe, ale może okazać się, że o tym, kto będzie rządził Polską po listopadzie 2019 roku nie będą decydować postulaty programowe, debaty czy wielkie historie, ale konkretne decyzje w ramach współpracy - lub jej braku - małych środowisk, ruchów, grup. Przynajmniej w scenariuszu, w którym ani PiS, ani PO nie sięgnie po samodzielną większość.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433733-przed-wyborami-male-ruchy-tektoniczne-o-wielkim-znaczeniu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.