Robert Biedroń w rozmowie z Moniką Olejnik określił swoją opozycyjną konkurencję mianem „zgranych” i „tradycyjnych” partii, z którymi nie zamierza – przynajmniej na razie – mieć nic wspólnego. W rzekomej świeżości byłego prezydenta Słupska jest wiele iluzji, bo przecież doskonale wiemy, że ma on za sobą wiele lat w polityce. Próbuje jednak przedstawiać siebie i swoje zaplecze (głównie jednak siebie) jako świeżość, która „przeorganizowała scenę polityczną”. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego wydaje się słuszne, aby zapytać o to, jaki pomysł na Europę i miejsce Polski w Europie ma Wiosna? I czy faktycznie różni się w tym od opozycji?
Podczas show na Torwarze niewiele słyszeliśmy o miejscu Polski w Europie i w świecie. Konkretne pomysły, propozycje, idee zastąpione zostały przez powiewające flagi Unii Europejskiej. Nie znajdziemy wiele o pomysłach na Polskę w Europie również na stronie internetowej Wiosny. Oprócz postulatów takich jak „bezpłatny transport dla młodych” czy „10 milionów mieszkań w Europie” znajdują się tam lakoniczne słowa o „wprowadzeniu Polski do grona wiodących państw Unii Europejskiej i rozwiązaniu konfliktu z Komisją Europejską”. Gdzieś to już słyszałem…
Polityk zapowiedział co prawda konwencję poświęconą eurowyborom, ale wiele o jego wizji Europy mówi przedstawiony na Torwarze program i jego słowa wypowiedziane 11 listopada podczas Igrzysk Wolności w Łodzi. Biedroń przyznał tam, że Europa ma z sobą problem, że Europejczycy czują, że nie mają na nic wpływu, a przez to albo lekceważą wybory albo głosują na „kłamców” i „populistów”. Znajome?
Głosują na kłamców i populistów, którzy na sztandarach idą przede wszystkim z jednym postulatem – powstrzymać europejską integrację. Dają się uwieść handlarzom strachu, którzy mamią ich obietnicą siły i samostanowienia opartą na izolacji, wykluczeniu i przemocy zakorzenioną w idei narodu oblężonego
—mówił Biedroń w Łodzi, choć również dobrze mógłby to powiedzieć Grzegorz Schetyna czy Donald Tusk.
W Warszawie odbył się dziś marsz organizowany przez środowiska, które najbardziej w tę ideę narodu oblężonego uwierzyły. Jednak siłę tego marszu zbudowały nie te środowiska, tylko politycy, którzy od kilku lat rządzą naszym krajem, wybrani w demokratycznych wyborach
—a to już Biedroń o Marszu 11 listopada.
W Łodzi padło wiele innych słów, było wiele ideologii. Biedroń mówił w uproszczeniu, że Unia Europejska powinna być miejscem, gdzie ludziom się „przyjemnie i szczęśliwie żyje”. Brzmi nieźle, ale co się za tym kryje? Biedroń śpieszy z wyjaśnieniami.
Co to znaczy? Na przykład zapewnić im możliwość samodzielnego wyboru sposobu życia i myślenia. Pewność, że idąc do lekarza czy apteki nikt nie będzie ich nawracał, stosując dla przykładu „klauzulę sumienia”. Że szkoła, to miejsce, w którym ich dzieci poznają świat i nauczą się współpracować, a nie doświadczą religijnej i politycznej indoktrynacji, bo politycy w końcu „nie klękają przed biskupami” a fundusz kościelny jest naprawdę zlikwidowany
—wyjaśnił były prezydent Słupska.
Jeden ciekawy pomysł Biedronia wart jest odnotowania. Polityk w Łodzi zaproponował, aby Europejczycy mogli wybierać nie tylko europosłów, ale również „prezydentki (lub prezydenta) Europy oraz kierownictwa innych urzędów”.
Biedroń krytykuje tych, którzy nie chcą zgodzić się na ściślejszą integrację unijną, a w domyśle na podporządkowanie osi Berlin-Paryż. Czy Biedroń, który przecież chce być premierem, trwałby w sojuszu z „faszystami” z Budapesztu i Waszyngtonu? Co z Trójmorzem? Wprowadzeniem waluty euro? Jedno jest pewne - takiej dawki ideologi, którą zafundowałby Polsce Biedroń, nikt nad Wisłą jeszcze nie widział.
Kończąc chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na pewien dylemat, który towarzyszy Polsce od lat. Najprościej można go ująć w pytaniu „podległość czy niepodległość”? Doskonale ujął to prof. Andrzej Nowak w swoim artykule opublikowanym w miesięczniku „WPiS”.
Podejście do nowej sytuacji wciąż sprowadza się do tego samego dylematu, co w 1918 czy 1939 r., do prostej alternatywy: podległość albo niepodległość. Podległość oznacza dziś przyjęcie koncepcji, że to Berlin powinien kierować europejską (i polską także), nawet jeśli to całkowicie nie będzie zgodne z naszą racją stanu, z naszymi potrzebami, z naszą infrastrukturą. No bo po co nam np. Centralny Port Komunikacyjny – skoro mamy taki w Berlinie? (…) Chodzi mi tylko o logikę tego rozumowania, że musimy być podporządkowani: albo Rosji, albo Niemcom, że nie ma dla nas żadnej innej rady
—pisze w miesięczniku WPiS prof. Nowak.
Kwestia ta jest oczywiście o wiele szersza, ale od trzech lat opozycja próbuje przekonać Polaków, że mamy tylko taki wybór: Berlin albo Moskwa. Zwrócił na to uwagę również prof. Andrzej Waśko, naczelny dwumiesięcznika Arcana.
Z transparentów na Krakowskim Przedmieściu jasno wynika, że jedynym wyborem, jaki stoi przed Polską, jest dziś wybór między rosyjską a niemiecką (obecna UE) sferą wpływów. Innej, trzeciej opcji – że Polska istnieje samodzielnie między Rosją a Niemcami – tutaj po prostu nie ma. Faktycznie więc, wbrew używanej przez siebie instrumentalnie retoryce niepodległościowej, obóz ten realnie opowiada się nie za niepodległością Polski, tylko – co najwyżej – za jej autonomią w ramach Unii Europejskiej
—czytamy w bardzo ciekawym artykule prof. Waśki w dwumiesięczniku Arcana.
Na dyskusję o tym, czy inne, „trzecie” opcje są, nie ma tutaj miejsca. To nie o tym tekst. Wydaje się jednak, że w tej fundamentalnej kwestii, Wiosna Biedronia trzyma właśnie taki transparent jak z Krakowskiego Przedmieścia, z którego jasno wynika: albo Niemcy albo Rosja. Co by wybrał Biedroń… Tutaj nic go nie różni od „zgranej opozycji”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433674-tuski-schetyny-biedronie-niczym-sie-nie-roznia