Nie jest zupełnie nonsensowna polityczna narracja Roberta Biedronia, która otwarcie uderza w antyklerykalne i obyczajowo lewicowe tony. Ma ona sens, o ile oczywiście obyczajowa rewolucja Biedronia nie zakończy się błazeńsko-prostackim happeningiem Palikota. To jest klucz do sukcesu byłego posła partii koncesjonowanego przez mainstream III RP skandalisty z Biłgoraja.
Czy jest w Polsce miejsce dla lewicowej formacji w stylu zachodnim? Trudno do końca na to pytanie odpowiedzieć. Krótkotrwałe sukcesy Palikota czy Petru mogą wskazywać zarówno na istnienie około 10 procentowej grupy wyborców, czekających na swojego przysłowiowego Macrona czy Obamę, ale mogą być tylko i wyłącznie wyrazem zmęczenia rządzącym od 2005 roku duopolem PO-PiS. Upadek polityczny dwóch jednosezonowych gwiazdeczek z zespołu P & P ( Palikot i Petru) nie musi świadczyć o bankructwie lewicowo-liberalnej ideologii. Może świadczyć o zirytowaniu wyborców, którzy zobaczyli z jak niepoważnymi liderami mają do czynienia. Jeżeli wnioski z tego wyciągnął Biedroń, połowę sukcesu ma za sobą.
Nie uważam, że gigantyczny sukces „Kleru” świadczy o rewolucji antyklerykalnej w Polsce. Nie zapominajmy, że na film szli również ludzie wierzący i target komercyjnego kina spod znaku Vegi. Niemniej jednak komercyjny sukces filmu Smarzowskiego plus kolejne dane pokazujące, że laicyzacja wśród młodych ludzi w Polsce postępuje, nie mogą nie wzbudzać zaniepokojenia katolików. Polska laicyzacja nie jest związana z formalną apostazją i odchodzeniem od Kościoła ( co powoduje, że można się chwalić złudnymi danymi o 90 procentowym przynależności Polaków do KK), ale trend jest wyraźny. Niedawny sondaż amerykańskiej pracowni Pew Research Center przeprowadzony w 108 krajach, pokazał, że współczynnik spadku uczestnictwa w nabożeństwach najszybciej postępuje właśnie w Polsce. Kościół katolicki jest w Polsce jedynym mocnym gwarantem przywiązania do tradycji i judeochrześcijańskich norm moralnych. Dlatego osłabienie więzi Polaków z Kościołem musi się skończyć w jeden sposób. Francja, Holandia czy Hiszpania również były ostoją katolicyzmu. Nie tak dawno temu.
„Ale to już było i przegrało”- mówią ci, którzy na całej linii lekceważą inicjatywę Biedronia. Zgadzam się, że Biedroń jest nową wersją Palikota. Ładniejszą, sympatyczniejszą i o wiele bardziej ugładzoną. Lepiej skrojoną. Poza zapowiedzią zniesienie klauzuli sumienia, co jest jawnym totalitaryzmem, unika agresywnego tonu. Nie oznacza to jednak, że trafia do tak samo niestabilnego elektoratu jak Palikot, który zniknął z polityki po jednej kadencji. Od wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu, gdzie agresywni laicyści pokazali swoją twarz mija 9 lat. To wieczność w polityce. Osoby mające w czasie katastrofy smoleńskiej zaledwie 10 lat, dziś mogą już głosować. Oni wyrośli już w zupełnie innej politycznej rzeczywistości. Ba, oni nie znają polskiej polityki bez przysłowiowej wojny Tuska z Kaczyńskim. Są więc doskonałym materiałem dla każdego nowego tworu na scenie politycznej, odwołującego się do pragnienia zakończenia z marazmem polskiej polityki, symbolizowanym przez te same postacie.
Grający na światopoglądowych nutach Biedroń świadomie chce sprowadzić spór miedzy dwoma obozami wywodzącymi się z Solidarności, który dla dzisiejszych 25 latków jest prehistorią, na tory cywilizacyjnej wojny znanej również z popkultury. Zgadzam się z Piotrem Zarembą, który napisał w Plusie Minusie, że to, co proponuje Biedroń „w warstwie programowej, w żaden sposób nie może pomóc zakończyć wojny.”
Kurs przyspieszonej reedukacji Polaków w duchu radykalnego progresizmu obyczajowego, ograniczenie uprawnień Kościoła, zaaplikowanie potężnej dawki politycznej poprawności – to w polskich warunkach recepta na podział przebiegający przez rodzinne stoły i przez szkoły, korporacje zawodowe, samorządy. A można odnieść wrażenie, że to dla niego tematyka najbardziej nienegocjowalna i najistotniejsza.
Biedroń nie chce zakończyć wojny. On chce ją sprowadzić na inne pole. Można zadać sobie pytanie czy nowa linia podziału nie jest nieunikniona. Jak jeszcze długo można się obracać wokół sporu o ocenę III RP pod kątem wpływu postkomunistów, agentów SB i „targowicy”? Paradoksalnie to infantylny ideologicznie ( trudno nie zauważać płycizn intelektualnych lidera Wiosny) Biedroń może pomóc sprowadzić spór do fundamentów cywilizacyjnych. Przecież wojna o kształt rodziny, która już u Arystotelesa była istotą ładu społecznego to coś, w czym działający od czasu studiów w organizacjach LGBT Biedroń czuje się najlepiej. Legalność aborcji to nie tylko kwestia społeczna, ale również cywilizacyjna. Czy godzimy się na nietzcheańsko-eugeniczną koncepcje człowieczeństwa, czy ponad prawami człowieka widzimy jego obowiązki wobec dekalogu i odwiecznych norm moralnych? Czym jest wojna o laickość państwa, jeżeli nie próbą narzucenia relatywizmu moralnego ponad dekalog? Nie będę wchodził w głębiej w tą wyliczankę. Skończyłaby się na dywagacji o gnostycyzmie marksizmu i heglizmu, opisywanych przez Erica Voegelina.
Oczywiście Biedroń nie jest lewicowym intelektualistą, prezentującym spójną koncepcje „marszu przez instytucje” wybitnych marksistów. Lider Wiosny to celebryta i polityczny Ken. Jednak w czasach mediokracji i dyktatury bazujących na emocjach a nie rozumie mediach społecznościowych jest niezbędny tym, którzy kryją się za fasadą jego ruchu.
-
Polecamy „wSklepiku.pl” książkę: „Rola błazna w kulturze i polityce. Przedstawiciele archetypu w polskiej przestrzeni medialnej początku XXI wieku”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433573-biedron-nie-konczy-wojny-sprowadza-ja-na-inne-tory