Na łamach najnowszego wydania tygodnika „Sieci” Jan Pospieszalski staje w obronie aresztowanego – decyzją sądu – Bartłomieja M., byłego szefa gabinetu politycznego ministra obrony narodowej i rzecznika tego resortu. Przy okazji podnosi kilka zupełnie nieuprawnionych zarzutów pod adresem moim i Marcina Wikły.
1) Stwierdza m.in., że nasz tekst sprzed tygodnia, „Dołek Bartłomieja M.”, wpisuje się w „antyrządową kampanię totalnej opozycji i medialnej orkiestry antypisu, prowadzonej pod hasłem #Misiewicze”. Przeczytałem to ze zdumieniem, bo wychodzi na to, że Jan Pospieszalski uważa, iż nie wolno piętnować patologii w obozie dobrej zmiany. Że trzeba stawać w obronie każdego, kogo bierze na celownik totalna opozycja. Nawet jeśli ma prokuratorskie zarzuty, a sąd uznał, że jest podstawa do wsadzenia go na 3 miesiące za kratki.
2) Mój kolega streszcza nasz tekst jako traktujący o „lewych interesach grupy, która oplotła młodego szefa gabinetu politycznego MON”. To nieprawda – M. był częścią tej sieci, tak to przedstawiliśmy i dlatego właśnie znalazł się w areszcie.
3) Jan ma duże pretensje o tytuł naszego artykułu oraz to, że został on zilustrowany zdjęciem M. w towarzystwie Antoniego Macierewicza. Przypominam więc, skoro zachodzi taka potrzeba: w polityce M. znalazł się dzięki Macierewiczowi. Minister docenił oddanie, lojalność, dyspozycyjność Bartka (jak nazywa go Pospieszalski) i uczynił nie tylko rzecznikiem jednego z najważniejszych resortów, ale i szefem swojego gabinetu politycznego. Bartłomiej M. był cieniem ministra, a często starał się sprawić wrażenie, że kimś więcej. Antoni Macierewicz nie chciał tego przeciąć, udawał, że tego nie ma. Bronił M. nawet wtedy, gdy wyrzucano go z PiS (broni go zresztą do dziś). Wtedy M. był na górze, na szczycie, tytułowano go „ministrem”, rozdawał karty, szarogęsił się w ministerstwie, spółkach, na salonach. Dziś jest w dołku, a że słowo to nabiera w obecnej sytuacji nowego znaczenia, nie nasza wina.
4) Jan Pospieszalski podważa też naszą dziennikarską wiarygodność, sugerując, że piszemy to, czego życzą sobie służby. To zarzut wyjątkowo nie fair, nie tylko dlatego, że jest wyssany z palca. Gdyby przeczytał uważnie nasze teksty, zrozumiałby, na czym są oparte. Na jakich dokumentach i jak wielu relacjach. Nie jednej, wielu. Bo o „dorobku” M. w MON – o którym on sam chciałby dziś zapewne zapomnieć – wie dużo osób i nie zamierzają one pudrować degrengolady, jaka panoszyła się w resorcie w czasie poszerzania wpływów M.
5) Pospieszalski buduje również przedziwną sklejkę, która w skrócie brzmi tak: atakują M., by zaszkodzić Antoniemu Macierewiczowi, który „koncentruje się na dokończeniu prac komisji smoleńskiej”. To już pachnie obsesją. Mamy za co krytykować działania podkomisji, ale publikacje dotyczące M. nie miały nic wspólnego z wyjaśnianiem tragedii 10/04. Ani w treści ani między wierszami. Zresztą sam Pospieszalski chyba nic takiego nie znalazł, skoro opiera swój zarzut wyłącznie na interpretacji (błędnej) zdjęcia.
Janowi oraz innym obrońcom Bartłomieja M. chciałbym tylko dopowiedzieć: przekręty, które opisaliśmy, to ledwie część tego, czym „zasłużył się” w resorcie obrony M. Naprawdę nie warto bronić tego człowieka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433404-nie-warto-bronic-bartka-w-odpowiedzi-pospieszalskiemu