Sam pomysł budowania pewnej idei na 4 czerwca uważam – i to mówię oczywiście z wielkim sarkazmem – za niesłychanie trafiony. Będzie pokazywał chore fundamenty tej koncepcji politycznej, którą się będzie próbowało na tym budować. (…) Mówi się „pierwsze wolne wybory”. Guzik prawda! Kontraktowe i ułamkowo wolne
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Śniadek, poseł PiS i były przewodniczący NSZZ „Solidarność”.
NASZ NEWS. Szef ECS z mieszkaniem od miasta Gdańsk? Urzędnicy nabrali wody w usta
wPolityce.pl: Z dotychczasowych zapowiedzi wiemy, że środowiska opozycyjne chcą uczynić z rocznicy 4 czerwca 1989 r. ogromne wydarzenie, niewątpliwie o charakterze politycznym. Pojawiły się nawet doniesienie, że wokół Donalda Tuska ma powstać pewna inicjatywa polityczna, bazująca właśnie na ideach tej daty. Dotychczas opozycja kierowała się metodą „ulica i zagranica”. Teraz będzie chciała wykorzystać politykę historyczną? Następuje pewna zmiana strategii?
Janusz Śniadek: Absolutnie nie uważam, żeby można było mówić o zmianie strategii całej totalnej opozycji, a jeśli już, to o podziałach, czy rywalizacji – żeby nie mówić o wojence – wewnątrz tego obozu. Natomiast sam pomysł budowania pewnej idei na 4 czerwca uważam – i to mówię oczywiście z wielkim sarkazmem – za niesłychanie trafiony. Będzie pokazywał chore fundamenty tej koncepcji politycznej, którą się będzie próbowało na tym budować. Bo dla mnie sam Okrągły Stół, o ile podpisanie porozumień były przyjęte z radością, a przede wszystkim ogromną nadzieją, o tyle bardzo szybko okazało się, że ich owoce są bardzo zatrute. 4 czerwca był pierwszym krokiem obnażającym to. Mówi się „pierwsze wolne wybory”. Guzik prawda! Kontraktowe i ułamkowo wolne. Tylko procent miejsc przewidziano dla opozycji. Polska była ostatnim krajem z demoludów, kiedy przeprowadzono pierwsze wolne wybory. Proszę zauważyć, że sukces Komitetów Obywatelskich w 1989 roku przeszedł wszelkie oczekiwania i chwilę potem zmieniono wbrew konstytucji ordynację, a następnie dokonał się wybór zbrodniarza Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta Polski. Pokazało to, że społeczeństwo zostało w pewien sposób zdradzone.
Czyli budowanie polityki na 4 czerwca jest miałkie z punktu widzenia historii?
Dokładnie to mam na myśli. Bo jest to odwoływanie się do pierwszego elementu obnażającego zdradę. Prawdę powiedziawszy, to 4 czerwca będzie się absolutnie zawsze kojarzył z tym, co wydarzyło się dwa lata później, czyli nocną zmianą i obaleniem rządu Jana Olszewskiego. Skojarzenia z rzeczywistą prawdą historyczną są więc tutaj miażdżące dla każdego, kto będzie próbował budować jakiś poważny projekt polityczny na tej dacie.
Ale na przykład Jarosław Kurski napisze w „Gazecie Wyborczej”, że 4 czerwca zasługuje na to, żeby być świętem państwowym i im bardziej zagrożona jest demokracja, tym bardziej przesłanie tej daty się dla nas aktualne.
Paradoksalnie, ale pisze prawdę, bo przesłaniem 4 czerwca była zdrada!
Mówił Pan na początku rozmowy o podziałach i rywalizacji wewnątrz opozycji. „Ruch 4 czerwca” pod auspicjami Tuska byłby tego wyrazem?
Przecież mówi się o tym, że to inicjatywa Donald Tuska wymierzona w Grzegorza Schetynę i obecnemu środowisku PO. Tak przecież ćwierkają wróble i ja odnoszę się tymi mocnymi słowami do tak rozumianej inicjatywy.
Gdy mowa o 4 czerwca i opozycji, to nie sposób wspomnieć o Europejskim Centrum Solidarności, o którym coraz głośniej w kontekście polityki właśnie, ale i pewnych niejasności. Portal wPolityce.pl pisał zresztą o sprawie mieszkania od miasta dla szefa ECS Basila Kerskiego…
Wie Pan, to tylko jeden ułamek. Ale problem jest fundamentalny i to od samego początku istnienia ECS. Jeszcze jako przewodniczący NSZZ „Solidarność” wołałem, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Tak jak PO prywatyzowała wszystko, zakłady pracy, instytucje komunalne, co trzeba było potem odkręcić, tak samo sprywatyzowano ECS. To absolutnie sprywatyzowane muzeum, w którym prezentowano jednostronną wersję historii przez środowiska Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno-Demokratycznego. ECS ma tyle wspólnego z „Solidarnością”, co jej szef! Przecież Pan Kerski to jakiś kolega Tuska jeszcze z czasów, kiedy głosił, że „polskość to nienormalność”. Takie powiązanie towarzyskie oraz gwarancja, że ideowo jest to osoba w ogóle niezwiązana z „Solidarnością”, to są jego atuty, które spowodowały, że kieruje ECS-em.
Czy jest jakieś rozwiązanie ws. Europejskiego Centrum Solidarności?
Zostały postawione oczywiste warunki. Przecież ministerstwo kultury dotuje to centrum milionami złotych, a odmawia mu się prawa do choćby minimalnego wpływu. Jaki tytuł ma samorząd gdański, zdominowany przez PO, do snucia opowieści o historii całego kraju? Żaden! To absolutnie jakaś gigantyczna megalomania. Opowiadanie historii o „Solidarności”, bez „Solidarności” i bez jakiejś kontroli ze strony państwa świadczy o degeneracji tej instytucji. Mam zresztą wyrobione zdanie, że firmowanie czegokolwiek co się tam działo przez „Solidarność” było błędem. Żałuję, że nie wystąpiliśmy z hukiem, gdy jeszcze byłem jej szefem. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że cały czas Sala BHP - i o to zadbałem - jest własnością „Solidarności”. Uważam, że jeśli mamy do czynienia z prywatno-partyjną placówką, to trzeba budować alternatywną opowieść o „Solidarności”, która wierniej odda prawdę o tamtych czasach.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Wyszkowski: Pupil Merkel, Tusk mianował funkcjonariusza MSW Niemiec Kerskiego szefem ECS w Gdańsku
Rozm. ak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433215-sniadek-budowanie-na-4-czerwca-pokaze-chore-fundamenty