Gdy Jan Olszewski prezentował postawę „tak – tak, nie – nie”, był traktowany jako fundamentalista, który nierealistycznie chce zbyt wiele.
Jan Olszewski wielu ludzi w Polsce zawstydza, szczególnie przedstawicieli politycznych, medialnych czy kulturalnych elit (ewentualnie „elit”). Po śmierci byłego premiera duża część elit powinna przeżywać coś w rodzaju moralnej konsternacji. Z tego powodu, że życie Jana Olszewskiego było integralne, a ich biografie to często slalom, chodzenie na zbyt daleko idące koncesje wobec deklarowanych wartości. Szczególną moralną konsternację powinni przeżywać „bohaterowie” nocnej zmiany z 4 czerwca 1992 r. Powinni, ale chyba nie przeżywają, choć może czasem dopadają ich wyrzuty sumienia. Jan Olszewski był postacią integralną w Szarych Szeregach i Powstaniu Warszawskim, wczasach stalinowskich, podczas „odwilży” w październiku 1956 r. i po nim, w latach 60. i 70., w czasach pierwszej „Solidarności” i „okrągłego stołu”, w czasie stanu wojennego i po śmierci księdza Jerzego Popiełuszki oraz po roku 1989. Nigdy nie było wątpliwości, po której jest stronie i jakich broni wartości. Także w latach 60., czyli w czasie masowego konformizowania się elit (z drugiej strony to było ich kupowanie), co znakomicie opisał Leopold Tyrmand w „Życiu towarzyskim i uczuciowym”. Także w latach 70. gdy wielu łatwo ulegało „otwartości” Gierka (przynajmniej do 1976 r.). A przede wszystkim po 1989 r., gdy łatwo było złudzenia bądź mistyfikacje przyjmować za rzeczywistość.
Komuniści traktowali Jana Olszewskiego jako bardzo poważnego przeciwnika, ale nawet oni czuli przed nim lęk, tracili przy nim swój tupet i bezczelność. Ludzi z obozu postsolidarnościowego Jan Olszewski zawstydzał mówieniem prawdy i domaganiem się konsekwencji mówienia prawdy. Część postsolidarnościowych elit wolała się oszukiwać albo wręcz sama zaczęła oszukiwać innych w imię czegoś, co nazywali historycznym kompromisem, a co w istocie było odgrywaniem ról w sztuce napisanej przez kogoś innego. Gdy Jan Olszewski prezentował postawę „tak – tak, nie – nie”, był traktowany jako fundamentalista, który nierealistycznie chce zbyt wiele i wedle zbyt prostych zasad. Ale za chwilę, gdy wychodziły na jaw wszelkie ułomności i manipulacje stojące za kompromisami, okazywało się, że „nierealizm” Olszewskiego byłby najwłaściwszą postawą. Niestety to on płacił cenę, choć miał rację, a nie ci, którzy racji nie mieli.
W polityce najczęściej nie da się osiągać wielu zamierzonych celów, ale dobrze jest, gdy ktoś jest punktem odniesienia i strażnikiem wartości, których nie powinno się obchodzić czy wręcz negować. Dla dobra wszystkich, żeby się nie zatracić w kolejnych ustępstwach i sprzeniewierzeniach, które są chlebem powszednim bieżącej polityki. Jeśli kogoś takiego nie ma, w polityce zaczynają dominować dialektyka, machiawelizm, cynizm, bezgraniczny pragmatyzm i immoralizm. Jeśli ktoś taki funkcjonuje, przynajmniej wywołuje wyrzuty sumienia, nawet gdy najwięksi cynicy nigdy oficjalnie tego nie przyznają. Wprawdzie im więcej czasu upływało od „nocnej zmiany” 1992 r., tym lepiej mieli się cynicy i bezgraniczni pragmatycy, ale gdzieś z tyłu głowy mieli „argument z Olszewskiego”, czyli wezwanie do uczciwości i wierności wartościom.
Integralność Jana Olszewskiego wielu drażniła, bo wskazywała na ich ograniczenia, na ich moralną i aksjologiczną labilność. Drażniła też dlatego, że wskazywała, iż można prowadzić inną politykę. Dlatego osiągnięcia jego rządu i samego premiera, choć rządził zaledwie kilka miesięcy, przedstawiano jako albo mało ważny incydent, albo jako czas szkodliwy. Drażniła też powaga Jana Olszewskiego, szczególnie widoczna w czasach polityków, w tym premierów, z teflonu i picu. Jan Olszewski uświadamiał, że poważny polityk może znacznie więcej niż ten stworzony wedle zasad marketingu. A przede wszystkim jest wiarygodny. Bo poważny polityk poważnie traktuje nie tylko swoje obowiązki, ale też państwo i obywateli. Niestety w modzie, nie tylko w Polsce, była, szczególnie po roku 2000, zwykle polityka niepoważna i politycy funkcjonujący na granicy błazeństwa. Jan Olszewski był poważnym politykiem poważnego państwa, pojmującym swoją rolę jako służbę. Szkoda, że rządził tak krótko, dobrze, że był w polskim życiu obecny przez kilka dekad.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433184-czesc-polskich-elit-powinna-przezywac-moralna-konsternacje