W piątek w sądzie rejonowym w Pruszkowie odbyła się kolejna rozprawa w procesie Mateusza Kijowskiego. Zeznawali świadkowie. Były lider KOD oskarżony jest o poświadczenie nieprawdy w fakturach i przywłaszczenie 121 tys. zł ze zbiórek KOD.
Na ławie oskarżonych oprócz Kijowskiego zasiada też b. skarbnik Komitetu Obrony Demokracji Piotr Ch. Obu grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Akt oskarżenia trafił do sądu w marcu 2018 roku.
Kijowskiemu i Ch. zarzuca się m.in., że poświadczyli nieprawdę w dokumentach w postaci 9 faktur wystawionych przez MKM Studio sp. z o.o. - firmę należącą do Kijowskiego i jego żony - na rzecz komitetu społecznego KOD (6 faktur) i stowarzyszenia KOD (3 faktury) w zakresie wykonanych usług informatycznych. Faktury, zdaniem prokuratury, wystawiono za usługi informatyczne, które firma Kijowskiego i jego żony miała wykonać dla komitetu społecznego i stowarzyszenia KOD. Zdaniem śledczych, usługi te nie zostały wykonane, a Kijowski oraz Ch. mieli przywłaszczyć sobie z tego tytułu 121 tys. zł.
W piątek w sądzie rejonowym w Pruszkowie odbyła się kolejna rozprawa w tej sprawie. Mateusz Kijowski podkreślił, że decyzja o wypłacaniu dla niego wynagrodzenia za usługi informatyczne, które świadczył nie była w pełni formalna, a pieniądze były wypłacone z komitetu społecznego na podstawie faktur.
Decyzja kierunkowa była podjęta na posiedzeniu zarządu przez osoby, które kierowały działalnością ruchu społecznego
—powiedział w rozmowie z PAP Kijowski.
Na sali rozpraw sędzia Albert Parzyszek pytał świadków m.in. o te kwestie. Zeznawał były pełnomocnik zarządu oraz jego była członkini i jedna z założycielek KOD-u. Były pełnomocnik zarządu podkreślał, że „procedura uchwał była luźniejsza”, a ich podejmowanie odbywało się w „atmosferze dyskusji”.
Była członkini zarządu podkreśliła natomiast, że nie było uchwały, która jasno i wyraźnie mówiła, że takie pieniądze mogą być wydatkowane. Zaznaczyła jednak, że odbyło się posiedzenie zarządu, podczas którego zaproponowano, by Kijowski dostawał za swoją pracę wynagrodzenie.
Dodała, że o sprawie faktur i zarzutów wobec byłego lidera KOD-u dowiedziała się z mediów.
To był szok dla członków zarządu, że poza ich plecami wykonywano ruchy, o których nie wiedzieli
—stwierdziła. Dopytywana przez sędziego o usługi informatyczne świadczone dla stowarzyszenia zeznała, że według jej wiedzy serwer informatyczny był własnością Kijowskiego, ale w pewnym momencie pojawił się nowy adres i strona została przeniesiona na inny serwer.
Nie wiem, co było tego powodem
—powiedziała. Według prokuratury i zeznań złożonych przez świadków w prokuraturze, od kwietnia 2016 r. Kijowski „nie mógł już nic robić przy stronach internetowych KOD, ponieważ nie posiadał haseł do serwera”. Wówczas miało dojść do zakupu nowej domeny KOD i migracji danych na nowy serwer.
Mateusz Kijowski nie przyznaje się do winy. W wyjaśnieniach składanych w śledztwie - jak informowała prokuratura - podawał, że na posiedzeniu zarządu KOD ustalono, iż będzie mu wypłacane wynagrodzenie w wysokości 10 tys. złotych miesięcznie plus podatki.
Żaden ze świadków nie przedstawił dowodu, który podważałby moją wersję wydarzeń. Nie bardzo rozumiem, na czym polega oskarżenie. Widać jedno, że pewna część świadków oskarżenia, nie posiadając dowodu, ma ogromną niechęć do mnie i stara się tą niechęć przekazać sądowi
—stwierdził w rozmowie z PAP Mateusz Kijowski.
Sędzia Albert Parzyszek wyznaczył dwa kolejne terminy rozpraw, najbliższy na 8 marca tego roku.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/433169-chcial-byc-liderem-opozycji-a-skonczyl-na-sali-sadowej