Mija 30 lat od rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu. Na scenę postanowił więc wkroczyć Lech Wałęsa, który nie tylko przechwalał się tym, czego to on nie dokonał, ale zaatakował Kornela Morawieckiego, zarzucając mu, że jest „zdrajcą”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: TYLKO U NAS. Wyszkowski: Okrągły Stół oznaczał zdradę. Wybicie się Polaków na niepodległość nadal nie jest rozstrzygnięte
Ja na głowie staję, jedność utrzymuję a on zakłada mi Solidarność Walczącą. Nie wracam do tego, to było takie małe, takie liche, zlekceważyliśmy to. Tylko niech nie gra bohatera, on był normalnym zdrajcą. Teraz robi z siebie bohatera, którym nie był
— kpił Wałęsa, dodając, że „Solidarność Walczącą” powinno się nazywać „Solidarnością Zdradziecką”.
Jeśli jest Solidarność i ona cierpi i jest internowana, a on zakłada Solidarność Walczącą to co to jest? To nie jest zdrada?
— gorączkował się Wałęsa, podkreślając, że Kornel Morawiecki „nie ma honoru” i „nie powinien kandydować na żadne urzędy”.
Zdaniem Wałęsy ludzie, którzy dawniej rozbijali Solidarność „doszli dzisiaj do władzy i udają bohaterów”.
Wałęsa opowiadał również o swoich wspomnieniach z tamtego okresu. Powiedział, że od samego początku wymusił na Kościele, aby „dał swoich przedstawicieli do pilnowania uczciwej gry”.
Potem uważałem, co kombinują i jak kombinują. Właściwie nie za dużo nakombinowali. Tylko z alkoholem wykombinowali. Jeden kieliszek kręcili z 10 kamer i pokazywali, ile my tam wypiliśmy. Nawet na tym przykładzie widać, że wszędzie chcieli nas oszukać. Ja się bałem tylko Pana Boga i trochę mojej żony. Nikogo więcej
— oznajmił Wałęsa.
Przekonywał, że oczywistym było to, że to była pułapka, ale jeśli ktoś uważa, że można było zrobić więcej, to mogli sami to robić, bo on zrobił tyle, na ile „mądrości i siły wystarczyło”.
Odpowiadam im: Cwaniaczki, trzeba było zrobić więcej. A kto wam przeszkadzał? Ja ze swoją grupą osiągnąłem tyle, ile wtedy można było odpowiedzialnie osiągnąć. Ktokolwiek to podważa, ktokolwiek się wymądrza, to uważam go za zdrajcę, że wiedział więcej, wiedział mądrzej i tego nie zrobił. Ja zrobiłem tyle, na ile mądrości i siły mi wystarczyło
— odparł były prezydent.
Moim zadaniem było doprowadzenie Polski do przystanku wolność i przekazać ją narodowi. Tylko na to się pisałem i tego dokonałem. Co naród z tym zrobił i co robi do dzisiaj, to iny problem. Ja wierzyłem w demokrację, byłem przekonany, że w szufladach różnych mądrali są rozwiązania i jak przyjdzie wolność to wyciągną szuflady i jedziemy. Okazało się, że nic nie było, że trzeba było wszystko improwizować. A stara gwardia jeszcze przeszkadzała. Osiągnęliśmy maksymalnie dużo. To dziś kiepsko osiągamy
— przechwalał się Wałęsa.
Jak się zorientowałem, że nic nie mamy, to chciałem uratować nasze zwycięstwo. Chciałem zaproponować rzeczy, które - gdyby udało się je osiągnąć - byśmy osiągnęli. Co proponowałem? System prezydencki i dekrety. Dobrałbym grupę i wszystkie te rozwiązania bym błyskawicznie stosował. Moje dekrety przechodziły przez parlament, który miał maksimum 10 dni. Albo przepuszczał mój dekret, abo poprawiał i puszczał swój. Chciałem określić działanie, kiedy nie było ani przepisów, ani rozwiązań. Trzeba było błyskawicznie to wprowadzać. Ale naród i przeciwnicy zablokowali mi to, więc nie szło więcej zrobić w tych warunkach.
Pytany o sprawę lustracji, Wałęsa zdawał się odwracać kota ogonem, bowiem kpił, że do tej pory Polska nie jest w stanie przeprowadzić mądrej lustracji.
A ja miałem zrobić ją wtedy, kiedy byłem obstawiony agentami? Nie było możliwe więcej bez takiego przygotowania. Trzeba być przygotowanym, trzeba mieć rozwiązania, ludzi do wykonania. My byliśmy pierwsi, nie mieliśmy nic. Jak można było więcej zrobić? Nie szło. Trzeba było posłać Wałęsę, dekrety i system prezydencki na jedną kadencję. Zrobiłbym to. Wiedziałem, jak to zrobić, ale w tych warunkach nie szło. Było pięć programów lustracyjnych, każda partia miała swój. To ja już szóstego nie składałem
— powiedział Wałęsa.
Na czym więc miałby polegać jego system prezydencki z dekretami? Wałęsa wyjaśnił, że byłoby to o wiele lepsze rozwiązanie i ludzie mieliby lepiej, niż obiecywał im Balcerowicz.
Dobieram zespół ludzi, oni wszystko obserwują i zdążyłbym za złodziejami. Prywatyzację bym zrobił. W mojej prywatyzacji uwłaszczała się jedna czwarta narodu, a w prywatyzacji Balcerowicza 5 proc. Tylko, że naród nie poparł tego. Mało tego, moi wrogowie nie pozwolili mi tego wykonać. Ja proponowałem więcej niż Balcerowicz. Chciałem ludziom dać pożyczkę, dać bony, by kupili stocznię. 50 ludzi kupuje stocznie i oni się martwią, co z tym zrobić. Polacy nie mieli za co się uwłaszczyć, nie mieli za co kupić. Dlatego uwłaszczyło się niecałe 5 proc. W moim przypadku byłoby to 25 proc. Ale pomysł wyśmiano i wyrzucono
— żalił się były prezydent.
Oczywiście winę za przegrane wybory w 1995 roku Wałęsa zrzucił na „kolegów”, którzy nie mogli dojść do porozumienia i wybrać jednego kandydata.
Jak widać, wszyscy są czegoś winni, tylko nie Wałęsa…
wkt/onet.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/432773-walesa-zgrywa-bohatera-chcialem-uratowac-nasze-zwyciestwo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.