Sądzę, że większych uderzeń nie będzie ponad to, co było w poniedziałkowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Słusznie oceniono ten artykuł, że to był niewypał
— mówi portalowi wPolityce.pl dr Hanna Karp, medioznawca.
wPolityce.pl: Jak pani ocenia narrację środowisk lewicowo-liberalnych w sprawie tzw. taśm Jarosława Kaczyńskiego?
Dr Hanna Karp: Obserwujemy rodzaj przygrywki do tego, co się będzie działo w kampanii wyborczej. Właściwie już obserwujemy kampanię wyborczą i to w ostrym wydaniu.
Nie tylko partie polityczne przygotowują się do tego starcia.
Oczywiście, że nie. Spółka Agora i „Gazeta Wyborcza” będą głównymi podmiotami medialnymi, które w tym starciu już uczestniczą. Opozycja i partie opozycyjne posiadają bardzo mizerne środki i zaplecze. Media związane z opozycją zauważyły tę słabość i postanowiły przejąć sprawy w swoje ręce.
W tym, jak media rozgrywają tę sprawę widać dwie strony. Jedną jest Agora, która przygotowała materiał i dysponuje nieopublikowanymi jeszcze fragmentami. Akcja jest rozwojowa. Słyszymy sugestie, że to nie koniec taśm. Jednak można spodziewać się, że największe armaty wytoczono już na samym początku. Sądzę, że większych uderzeń nie będzie ponad to, co było w poniedziałkowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Słusznie oceniono ten artykuł, że to był niewypał.
Akcja niespecjalnie się udała.
Ale lewicowo-liberalne strony barykady starają się podtrzymać narrację, że materiał jest bardzo mocny i będą kontynuować tę sprawę. Efekty tego są mizerne. Nie sądzę, żeby dotarło to do szerokiej opinii publicznej na zasadzie takiej, że Jarosław Kaczyński buduje nielegalne interesy.
A nie przebije się do opinii publicznej stwierdzenie, że zgodnie z polskim prawem partie polityczne nie powinny prowadzić działalności biznesowej?
Na gruncie polskiego prawa rzeczywiście partie polityczne nie mogą prowadzić działalności gospodarczej. To jest pytanie, jak w tej chwili Agora i inne redakcje będą dalej rozgrywać sprawę.
W środę „Fakt” napisał, że rodzina zdradziła Jarosława Kaczyńskiego. Jak pani to skomentuje?
Bardzo tabloidowy tytuł. Nie widzę jednak niczego, co mogłoby podważyć pozycję prezesa Kaczyńskiego czy rządu. Jest – rzecz jasna - pytanie – na ile opinia publiczna da się ponieść tym emocjom?
Trudno na taśmach Kaczyńskiego znaleźć zdanie, które łatwo zapadnie w pamięć odbiorców i będzie można nim grać na emocjach.
Wręcz przeciwnie. Paradoksalnie nastąpiło dziwne zapętlenie. Nie pan prezes Kaczyński o swoje sznurowadła się zaplątał, ale Agora wpadła we własne sidła. Musimy jednak pamiętać o pewnym kontekście informacyjnym. Dzień wcześniej, w przekazie medialnym dominowały informacje na temat tego, co się działo z byłym rzecznikiem MON. Te newsy wzmocniły późniejszy przekaz „Gazety Wyborczej”.
Co musi teraz zrobić rząd z tym przekazem medialnym? Jak może na niego odpowiedzieć?
Strona rządząca musi teraz bardzo uważać. Nawet, jeżeli wydaje się, że pojawiające się informacje medialne są na jej korzyść, zawsze są osadzone w określonym kontekście. I to jest obowiązujące dla każdej ze stron. Konteksty mogą, nieopatrznie i nieprzewidzianie, być głównym reżyserem wydarzeń. Na końcu jest to, jak poszczególne informacje, ułożą się w głowie odbiorcy. To może być wypadkowa nieobliczalna i nieprzewidywalna.
Dlaczego?
Bieżące wydarzenia medialne mają swoją temperaturę. Newsy układają w nieoczywiste i trudne do przewidzenia zbitki emocjonalne. Jest to wypadkowa szybkości i ilości przekazów informacyjnych. Nie można ich do końca weryfikować, ani sprawdzać z oryginałami. To zjawisko już istnieje od jakiegoś czasu, ale obserwujemy jego znacznie nasilenie, a to wszystko będzie jeszcze narastać. Wynika to z siły nowych technologii medialnych, nasilenia komunikacji elektronicznej i komunikacji bezprzewodowej. To nowa siła, która dołączyła do mediów tradycyjnych i linearnych. Te czynniki budują rzeczywistą polityczną grę i siłę politycznego sporu. Wygra w nim ten, kto ma rację, jest prawdomówny i co najistotniejsze, jest odpowiednio reaktywny. Zdecyduje wypadkowa tych wszystkich trzech elementów. Wszystko to buduje nową jakość komunikacyjną. Ona zdecyduje, co realnie rozstrzygnie się na naszej scenie politycznej. Ważna tu będzie siła wszystkich rodzajów komunikowania: tradycyjnego, mediów elektronicznych, komunikacji internetowej i mediów społecznościowych. Trwa wyścig o to, kto będzie lepszy. Bardzo ważne są wielkie komercyjne media elektroniczne. Jesteśmy świadkami nowych polityczno-medialnych starć. Są to gry bardzo trudne i niebezpieczne, przypominają ściganie się z cieniem lub odbiciem w wodzie… Ale zatopienie będzie prawdziwe.
Na scenie medialnej i politycznej pojawiła się kolejna sprawa, przejmowanie mediów w Polsce przez George’a Sorosa. Miliarder i promotor lewactwa jest zainteresowany kupnem grupy medialnej Eurozet.
Portal wPolityce.pl o tym obszernie informował. Na Państwa łamach pan redaktor Grzegorz Górny napisał, że wszystko będzie zależało od czeskiego właściciela tego medium. Nie zgadzam się do końca z red. Górnym. Czeski właściciel będzie miał dużo do powiedzenia, ale dużo do powiedzenia ma też polskie prawo i nasze konstytucyjne organa ds. mediów. Mam na myśli choćby UOKiK, który może blokować pewne sprawy. Pojawiły się także głosy, że atak na Jarosława Kaczyńskiego i rząd ze strony Wyborczej może utrudnić przejęcie Agorze grupy Eurozet. Agora niewątpliwie stale osłabia swoją pozycję nieracjonalnymi i agresywnymi publikacjami, które kierowane są głównie na eksport. Kiedy się takie przejęcia medialne rozgrywają, lepiej dla uczestników transakcji, żeby pracowali w ciszy. Ale na to obecnie nie możemy liczyć. Agora nie jest wyłącznie podmiotem medialnym. Jest czymś znacznie więcej niż partią. Wskazuje, że jest głównym elementem sporu politycznego i ideologicznego i to od samego początku swojego istnienia.
UOKiK ma instrumenty, żeby pośrednio lub bezpośrednio zapobiegać koncentracji na rynku medialnym.
Władza ustawodawcza, także Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji czy MKiDN, powinny już od dawna mieć wypracowane pakiety legislacyjne, chroniące Polaków przed dalszą dewastacją ład medialny w Polsce.
Ale na łamach portalu wPolityce.pl wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Paweł Lewandowski stwierdził, że resort nic nie może w tej sprawie. Może się jedynie przyglądać. Co pani sądzi o tej wypowiedzi?
To wypowiedź roku! Nie chciałabym tego bardziej komentować. Zastanawiam się czy tak trudno zwołać kilka instytucji odpowiedzialnych za rynek mediów w Polsce, w tym na przykład: UOKiK, UKE, KRRiT, MKiDN, kilku fachowych prawników i parlamentarzystów, i stworzyć odpowiednie zapisy. Czekamy na to trzy lata. We Francji są regulacje dotyczące dekoncentracji mediów, powołujące się na wydarzenia z II wojny światowej. Okupacja przez Niemcy tak mocno zapisała się we francuskiej historii, że postanowili zapobiec powtórce z przeszłości. Polska, wzorując się na podobnym ustawodawstwie, mogłaby wprowadzić podobne regulacje. Wojenna okupacja niemiecko-rosyjska w naszym kraju była znacznie gorsza niż we Francji. Moglibyśmy zbudować przepisy, które byłyby rodzajem parasola i zabezpieczały przed dalszą patologią rynek mediów w Polsce. To, co w tej chwili panuje i co jeszcze, jak widzimy, szykuje się, może budzić wielkie obawy. Podmioty, które obecnie próbują umocnić się na rynku audiowizualnym a także i prasowym w Polsce, bez względu na to, czy to jest Agora, czy kapitał niemiecki, czy amerykański doskonale wyczuły słabość strony rządowej. Rząd na każdym kroku przeprasza za to, że mógłby coś potencjalnie zrobić. Zagraniczni potentaci na zimno to wykorzystują i widać, że będą pilnować własnych interesów bezwzględnie do samego końca.
Na czym to wykorzystanie będzie polegało? Jak to się może zakończyć?
Bezbronność i bezradność organów władzy zadziwia. Mam wrażenie, jakby wszyscy abdykowali i nikt się już tym nie zajmował. Nie wiem, co się dzieje. Gdzie są polskie władze? Już niedługo będziemy obcy we własnym kraju…
Not. ems
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431861-nasz-wywiad-dr-karp-to-przygrywka-do-kampanii-wyborczej