Miało być uderzenie w prezesa Kaczyńskiego, a wyszła laurka dla szefa PiS.
Publikacja „Gazety Wyborczej” przejdzie z pewnością do historii dziennikarstwa. Z tym, że w kategorii kaczka. I nie chodzi tu o znany pseudonim prezesa, tylko używany przed pojawianiem się „fejk niusa” zwrot oznaczający horrendalną bujdę prasową. W przeddzień ukazania się artykułu puszczano internetową pocztą pantoflową informacje, że szykuje się temat przebijający wszelkie doniesienia do tej pory, że po tej publikacji prezes PiS i jego partia już się nie podniosą. Redaktor Jarosław Kurski ubolewał, że nie udało się zwiększyć nakładu i zachęcał do wykupywania prenumeraty elektronicznej. Atmosfera gęstniała, choć chyba nie w tym kierunku, który sobie życzyła zgrana ekipa Adama Michnika. Redaktor Tomasz Lis wspierająco przebierał nogami:
29 stycznie 2019 – to będzie jeden z najważniejszych dni w osiemnastoletniej historii PiS. A z całą pewnością najprawdziwszy.
Internet znając markę, którą sobie sumienie wypracowali, i „GW”, i naczelny innej humorystycznej gazety, „Newsweek”, kipiał od żartów, jak to pod kioskami całą noc będę się ustawiać kolejki żądne tej wiekopomnego numeru. Nawet policja interweniuje bo takie są tłumy.
Jednak to, co się ukazało 29 stycznia, przebiło wszelkie sufity absurdu. Te „taśmy prawdy”, anonsowane jako cios ostateczny, potwierdziły to, co wiedzieliśmy od lat o Jarosławie Kaczyńskim. Jest to wyjątkowo uczciwy człowiek, nie szukający w polityce konfitur, a tutaj jeszcze dodatkowo okazało się, że potrafi być biznesmenem i to przestrzegającym reguł prawa.
Od dawna można mieć wrażenie, że redakcja z Czerskiej oderwała się od rzeczywistości, ale że aż tak, to nowość. Redaktorom uwiecznionym na zdjęciu jak to gapią się w natchnieniu na szpigiel numeru, już chyba kompletnie się pokiełbasiło. Wiara w to, że samo użycie kalk: taśmy prawdy, Kaczyński, Srebrna, miliard złotych, gwarantuje sukces prasowy, zakrawa na zwykłą schizę. A do tego ta niebywała duma, że jesteśmy w posiadaniu mega petardy, gdy widać, że jest to zwietrzały kapiszon (słowo to przebiło nawet naftalinę), też skłania do zastanowienia się nad kondycją psychiczną autorów i wydawców.
Poza tym jest jeszcze jeden ciekawy aspekt sprawy. „Gazeta Wyborcza” zamiast napawać się aresztowaniami CBA, dowodzącymi, że wśród członków PiS, byłych bo byłych, ale jednak, są „misiewicze” zdolni do przekrętów, postanawia udowodnić, że sam prezes Kaczyński jest bez skazy. I jeszcze do tego nie jest sztywniakiem, o czym świadczy jego dialog na temat mody z obecną przy tych pertraktacjach panią tłumaczką. Powstał hasztag #JaCieNieMoge, nawiązujący do tej konwersacji.
Jest też wątek bankowy. Otóż bank miał udzielić kredytu. Tak, to wszystko w tym wątku.
Jeśli można by się doszukiwać skandalu w całym tym artykule, to on tam rzeczywiście jest. Niepokoi, że można swobodnie nagrywać to, co się dzieje w siedzibie PiS.
Droga jaką przeszła „Gazeta Wyborcza” od początku transformacji jest ciekawa. Od opiniotwórczego dziennika będącego wręcz wyrocznią, do tabloidu wabiącego czytelnika tanią sensacją.
Niegdyś na rynku były „Szpilki”, „Karuzela”, a teraz nie ma żadnej gazety typowo rozśmieszającej Być może w redakcji „Gazety Wyborczej” powstał pomysł by zapełnić tą bolesną lukę i przestawić się na gazetę satyryczną.
Na razie trzeba przyznać, że artykuł o „przekrętach” prezesa poprawił humor wielu osobom. Ale gazeta.pl nie odpuszcza.
Dorzuciła jeszcze materiał: „Popłoch w PiS po ujawnieniu taśm J. Kaczyńskiego”.
Kolejna salwa śmiechu.
Z całego zamieszania wynika jeden wniosek. Dla dziennikarzy „Gazety Wyborczej” uczciwość w interesach jest czymś co należy zdecydowanie napiętnować. Ostatecznie III RP była budowana także dzięki tej gazecie na pierwszym milionie, który trzeba ukraść. I to złodziejstwo tak weszło w krew na Czerskiej, że nie wyobrażają sobie inaczej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431630-gw-stara-sie-zniwelowac-brak-na-rynku-gazety-satyrycznej