Miała być bomba, a wyszedł, jak powiedział w Kwadransie Politycznym Tomasz Rzymkowski, mokry kapiszon. Chodzi oczywiści o publikację GW, zapowiadaną na TT od wczoraj.

„Gazeta” opublikowała stenogram nagrania rozmowy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem Geraldem Birgfellnerem, (powiązanym rodzinnie z prezesem PiS), która dotyczy planów budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez powiązaną z jego środowiskiem spółkę Srebrna. W rozmowie biorą udział oprócz osób wymienionych jeszcze brat cioteczny Jarosława Kaczyńskiego - Grzegorz Tomaszewski i wspólniczka biznesmena, pełniąca jednocześnie rolę tłumaczki.

Tomasz Lis ogłosił nawet, że 29 stycznia 2019 będzie jednym

z najważniejszych dni w osiemnastoletniej historii PIS. A z całą pewnością najprawdziwszy.

Faktycznie jest to dzień ważny, bo to dzień, w którym Gazeta Wyborcza zaczęła robić PR Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Czego bowiem dowiadujemy się o prezesie PiS z tej wiekopomnej publikacji „Gazety”? Ano tego, że jest człowiekiem uczciwym i nic na lewo nie przejdzie. Jak rozliczenia, to przejrzyste, jak inwestycje, to legalne. Dowiadujemy się także, że człowiek, który był ośmieszany, jako ten, który nie ma konta i nic nie wie o współczesnym świecie, świetnie orientuje się w biznesowych i prawnych niuansach. Co więcej nie przeklina, nikomu nie ubliża, nie śmieje się z interesu państwa, nie robi seksistowskich uwag, a rozmowy biznesowe prowadzi przy wodzie. No i wreszcie dowiadujemy się po raz kolejny, że prezes PiS nie ma zbyt wielkiego szczęścia do rodziny, bo rozmowę miał nagrał zięć kuzyna. Po ekscytacji, jaką wywołała sam zapowiedź publikacji dowiadujemy się też, jak bardzo wszyscy chcą dopaść Kaczyńskiego, ale to w sumie żadna wielka nowość.

Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego za ocieplanie wizerunku prezesa PiS zabrała się Gazeta Wyborcza. Ale może faktycznie tę datę warto zapamiętać.