–- Wicie rozumicie, mamy nagranego Kaczyńskiego – mówi tubalnym głosem postawny mężczyzna, a z oka jego dobywa się błysk.
— Dawaj, Romeo! Jedziemy! Co na niego jest? Sterowanie prokuraturą? Coś o sztucznej mgle? Wyprowadzeniu nas z Unii?
— Nie, ale jest o tym budynku, którego budowę wstrzymują mu wasi kumple z ratusza.
–- Yyy… tylko tyle? Może chociaż klnie?
–- Nie.
— Mowa nienawiści?
— Nnnnno nie… Ale nazywa Śpiewaka „bardzo ostrym żydowskim profesorem”.
–- Ale przecież to jest Żyd i bywa ostry.
–- No tak.
–- Gdzie to nagrane? W jakiejś drogiej knajpie?
–- Na Nowogrodzkiej.
–- Ech… dobra, dawaj. Coś uszyjemy.
Czy tak wyglądała rozmowa inaugurująca proces publikacji „taśm Kaczyńskiego”? To możliwe. Uszyli z tego, co mieli. A że niewiele mieli, to na zakrycie swej nagości nie wystarczyło.
Jeszcze wieczorem można było pomyśleć, że „Wyborcza” ma prawdziwą sensację (Jarosław Kurski ordynował pobudkę o świcie, byle zdążyć z kupnem gazetki). Okazało się, że nie ma. A może ma, lecz zostawia na ciąg dalszy, na deser? To akurat przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi. Nie tak „sprzedaje się” takie publikacje. Najpierw „odpala się” najcenniejsze zdobycze. Jeśli bowiem zamiast bomby pyknie kapiszon, nikt nie kupi kontynuacji.
A zatem mocniejszych rzeczy „GW” nie ma. Co ma? Nagranego Kaczyńskiego. I samym tym faktem Czerscy z Giertychem podniecili się tak bardzo, że od piątku (Twitter mecenasa) przebierali nóżkami podkręcając atmosferę przed ujawnieniem taśm. Niektórzy, jak parówkowy portal, nie wytrzymali ciśnienia i wierząc w pocisk jądrowy wymierzony w Nowogrodzką już wczoraj wieczorem udawali, że wiedzą, co się stanie. I zamieścili tekścik o kuzynie prezesa. Tyle że pomylili kuzynów i rano musieli po sobie sprzątać.
„Wyborcza” czyni więc Kaczyńskiemu zarzut, że zna się na prawie, na biznesie, na inwestycjach, że kalkuluje, jak działania na rynku nieruchomości fundacji, w której zasiada – w stu procentach legalne – mogą wpłynąć na odbiór jego partii w obliczu spodziewanej nagonki medialnej.
Wizerunek byłego premiera, jaki wyłania się z tej publikacji, nie pasuje więc do gęby przyprawianej prezesowi PiS od lat. Przez te lata malowano fałszywy obraz. Dziś sami go dekonstruują, tymi samymi piórami.
A w sieci niesie się homerycki śmiech, bo poświęcili kilka stron, by pokazać fachowość i uczciwość prezesa. Komedianci.
Trzeba to docenić! W obliczu wzmożonej walki z mową nienawiści warto odnotować każdą próbę wprowadzenia nastroju lżejszego, nieco żartobliwego, sprawienia, by rodacy się uśmiechnęli. Nawet z samych siebie zrobić pośmiewisko. Znów im się udało!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431574-kleks-czerskiej-uszyli-z-tego-co-mieli-niewiele-mieli