Dawno nie było tak dużej przepaści między napuszonymi zapowiedziami dziennikarzy, a realnym ciężarem publikacji. Zapowiadają tekst na miarę Pulitzera…
… a tymczasem - dostajemy popłuczyny.
Treść artykułu da się skrócić do kilku zdań: Kaczyński chciał zgodnie z prawem i uczciwe rozliczyć się z biznesmenem, który wykonał jakąś pracę, ale nie przedstawił dokumentów. Lider PiS nie chciał iść na skróty, żądał przestrzegania prawa. Gdzie tu afera?
Podsumujmy podstawowe elementy kolejnej „rozstrzygającej ofensywy zimowej” (w zamyśle) przygotowanej przez grupę hakową, a mającej swój wyraz w dzisiejszej publikacji dziennika Adama Michnika, od lat zwalczającego formację Jarosława Kaczyńskiego.
1. Istnieje spółka Srebrna, która mając grunt na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie, chce tam wybudować wieżowiec. Władze miasta to blokują. Jarosław Kaczyński się tym martwi. To fakty, znane od dawna.
2. GW donosi: „Przygotować inwestycję mają firmy Geralda Birgfellnera, Austriaka, który choć jest rodzinnie powiązany z Kaczyńskim, uważa dzisiaj, że został w tej sprawie oszukany”. To fakty, które nie są żadną aferą.
3. Czytamy: „Na nagraniu słychać, jak Jarosław Kaczyński zwleka z zapłatą za wykonaną przez Birgfellnera pracę”. To półprawdy. Biznesmen liczył, co wyraźnie wynika z opublikowanych materiałów, że rozliczenia nastąpią na skróty. Nie rozumiał konieczności przedstawienia dokumentacji i rachunków. Nie pomogły mu koneksje rodzinne - twardo żądano dokumentacji kosztów. A jeśli to niemożliwe, wykorzystania drogi sądowej. Innymi słowy prezes PiS także i w tym wypadku nie chciał ustąpić przed szantażem, nie chciał naginać prawa.
4. Możemy domniemywać, że sfrustrowany taką postawą biznesmen Birgfellner udaje się do wpływowych mecenasów, w tym Romana Giertycha i zgodnie ze znanym już trybem, sprawa trafia do „Wyborczej”.
5. Wynika z tego, że Kaczyński chciał zgodnie z prawem i uczciwe rozliczyć się z biznesmenem. Znaleźć sposób, żeby zrefundować jego wydatki związane z inwestycją, którą z przyczyn politycznych, jak oceniał, blokują platformerskie władze Warszawy. warto zresztą zwrócić uwagę, że we wszystkich innych miejscach władze Warszawy bez problemu pozwalają na nawet wyższą zabudowę.
Powtarzam: trudno zrozumieć, dlaczego „Wyborcza” robi aferę z tego, że szukano rozwiązania, jak postąpić uczciwie wobec zagranicznego wykonawcy. Trudno pojąć z czego właściwie Jarosław Kaczyński powinien się tłumaczyć?
To swoją drogą naprawdę optymistyczne, że lider PiS jest człowiekiem tak uczciwym, że - jak wynika z nagrań - nawet w trudnej sytuacji nie pozwala sobie na odstępstwo od zasad, nie idzie na skróty i nawet Czuchnowski (zasłynął ostatnio oskarżeniem, że w więzieniach przymusowo serwuje się więźniom TVP, co okazało się oczywistym wymysłem) nie jest w stanie z tego zrobić aferki.
Ale jak można zrobić aferkę z takiego dialogu?
Tomaszewski: – Jeżeli wy wystąpicie na drogę sądową idostaniecie wyrok sądu do zapłaty, to wtedy jest podstawa do zapłacenia przez Srebrną. Rozumiecie?
Kaczyński: – Jeżeli sąd potwierdzi.
Tomaszewski: – Uzna te roszczenia, to będzie podstawa do zapłacenia wszystkiego.
Kaczyński: – To my możemy za to zapłacić. Aja chcę zapłacić, tylko że ja nie mogę zmusić nikogo, żeby zapłacił wbrew przepisom.
GW stwierdza sama:
W dalszej części rozmowy Kaczyński z Tomaszewskim przekonują Birgfellnera, że pomysł skierowania sprawy do sądu jest bardzo dobry i gwarantuje, że biznesmen dostanie pieniądze.
W czym tu afera? Czuchnowski próbuje się ratować stwierdzeniami, że Jarosław Kaczyński
Ma [tutaj] twarz biznesmena twardo stąpającego po ziemi i świetnie obeznanego ze skomplikowaną siecią fundacji i spółek.
No to wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby się w tym gubił? Jak brzmiałyby tytuł w gazecie?
Prezes PiS to doktor prawa, trudno żeby nie wiedział co znaczy umowa i zapłata z tytułu umowy, jakie do tego potrzebne są dokumenty. Przez lata żartowano, że Kaczyński nie ma konta bankowego. Tu widzimy ostrożnego prezesa fundacji, szanującego prawo i jej pieniądze, nie szastającego pieniędzmi, konsekwentnie dążącego do uczciwego rozliczenia usług, nie narażającego fundacji na żadne ryzyko prawne, nie wywierającego nacisków na władze statutowe fundacji czy spółki, traktującego swoich współpracowników partnersko, nie wydającego poleceń z tylnego siedzenia, nie nakazującego rozliczenia bez umowy.
Także język rozmowy jest poprawny. Żadnej wulgarności, przekleństw, alkoholu, frykasów.
Po wyciśnięciu zostaje jeden zarzut: przesadna zdaniem GW i austriackiego biznesmena ostrożność i uczciwość w rozliczeniach.
To naprawdę niedużo. Nic w tym zapisie realnie nie ma, jest tylko kolejny akt wojny psychologicznej wydanej PiS przez grupę hakową.
PS. Jutro, z tego co się mówi w kręgach poinformowanych, zarzutem ma być autoironiczny komentarz prezesa PiS o własny majątku - pozbawiony tylko w zapisie tej ironii. Taki sam kapiszon jak dzisiejszy. Wojna psychologiczna trwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431563-czyli-znowu-hucpa-nic-w-tym-realnie-nie-ma