„Pilnowanie dobrej zmiany” - tak zatytułowany był okładkowy artykuł w tygodniku „Sieci”, w którym z Marcinem Wikłą opisaliśmy przekręty w Polskiej Grupie Zbrojeniowej (wspominając o kilku innych państwowych spółkach, które wzięło pod lupę Centralne Biuro Antykorupcyjne). Tekst ukazał się blisko 9 miesięcy temu. Tyle czasu potrzebowało CBA i prokuratura, by dokończyć sprawę i zdecydować o stawianiu zarzutów ludziom opisanym w naszym materiale. Wśród nich jest jeden z najbardziej wpływowych urzędników tej ekipy, który przez wiele miesięcy rozdawał karty w sektorze wojskowym (używam szerokiego terminu, bo przecież nie chodzi tylko o eventy organizowane przez PGZ, ale również politykę kadrową MON).
Wiedzieliśmy, że dzisiejsze zatrzymania prędzej czy później się wydarzą. I czekaliśmy na nie spokojnie. Dziś potwierdzają się wszystkie nasze informacje, a służby najwyraźniej zebrały bardzo mocny – i kompletny – materiał dowodowy.
Pamiętam, jakim tonem jeden z bohaterów naszej opowieści komentował tamtą publikację. Bartłomiej M. (wcześniej szef gabinetu politycznego szefa MON i rzecznik prasowy resortu, a dziś doradca zarządu Telewizji Republika) zareagował bardzo nerwowo. Artykuł „Sieci” nazwał „paszkwilem”, zapowiadał wytoczenie nam procesu (na zapowiedziach się oczywiście skończyło – co nie dziwi, bo opisaliśmy szereg faktów popartych bogatą ilością dokumentów i relacji informatorów), a na specjalnie zwołanej konferencji prasowej… dziękował CBA za wspaniale wykonaną pracę. Dlaczego dziękował? Bo na tamtym etapie w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa CBA nie wymieniło go wśród osób, którym można stawiać zarzuty. Jednak ten, kto uważnie czytał nasz artykuł, musiał się zorientować, że dokooptowanie M. do tego grona jest tylko kwestią czasu. Bo to on – według ustaleń śledztwa - osobiście wskazywał Stowarzyszenie dla Dobra Rzeczpospolitej przedstawicielom PGZ jako podmiot odpowiedzialny za organizację koncertu z okazji 40-lecia KOR. Koncertu, za który państwowa spółka grubo przepłaciła, a na organizację którego umowę podpisano… trzy miesiące po koncercie (po tym, jak w Radzie nadzorczej PGZ pojawił się M.).
To samo stowarzyszenie było też beneficjentem umowy (wartej pół miliona zł) na organizację szkoleń dla PGZ. Szkoleń, których nigdy nie było.
Wokół PGZ i MON zorganizowano towarzysko-biznesową sieć (w jej centrum znajdować się mieli Bartłomiej M. oraz b. wiceprezes PGZ Radosław O., którego żona w swej aptece w Łomiankach zatrudniała ongiś Bartłomieja M.) służącą do wyprowadzania pieniędzy z państwowego koncernu zbrojeniowego.
M. na wspomnianej konferencji prasowej mówił pod naszym adresem:
Ciekaw jestem, kiedy usłyszę słowo „przepraszam” za tworzenie wobec mojej osoby nieprawdziwych zarzutów.
Dziś już wiemy, że zamiast „przepraszam” od dziennikarzy usłyszy co innego: zarzuty od prokuratorów. Początek ferii w Tarnobrzegu to dla lubującego się w luksusach i korzystającego z uciech nocnego życia stolicy byłego wpływowego urzędnika MON nic przyjemnego. Ale takie są konsekwencje czynienia z państwowych urzędów i spółek wehikułu do napychania kieszeni znajomym.
Dziś należy w tej sprawie postawić jeszcze kilka pytań:
— Jakie korzyści z tytułu lewych umów podpisywanych przez PGZ osiągnął sam Bartłomiej M.?
— Ile o opisanych przez nas nieprawidłowościach wiedział szef resortu obrony Antoni Macierewicz? I dlaczego mimo mocnych dowodów świadczących na niekorzyść swojego podwładnego, wciąż stawał za nim murem?
— Czy od Bartłomieja M. odetną się ci, którzy po wielokrotnym skompromitowaniu się ex-rzecznika MON roztoczyli nad nim parasol ochronny i zatrudnili w medialnej spółce? Czy będą apelować, by nie ferować wyroków, bo nie jest jeszcze prawomocnie skazany, czy też w swoich publikacjach potraktują go tak, jak przedstawicieli dzisiejszej opozycji, którym stawiano prokuratorskie zarzuty?
— Czy opinia publiczna pozna kolejne, poważniejsze nieprawidłowości, które mogły mieć miejsce w polskim sektorze obronnym w latach 2015-2016 i wcześniej? Czy też okaże się, że jedyne przekręty w tym obszarze to ustawienie kilku eventów i szkody dla PGZ sięgające „jedynie” kilku milionów zł?
Organy ścigania często mawiają, że dana „sprawa jest rozwojowa”. Jeśli usłyszą Państwo takie zdanie w tym przypadku, wiedzcie, że jest bardzo prawdziwe.
CZYTAJ TAKŻE:
Machloje w PGZ, czyli efekty pracy CBA, które mało kto chce dostrzec
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431456-bartek-w-tarnobrzegu-czyli-pilnowanie-dobrej-zmiany