MON zakupiło wreszcie śmigłowce dla wojsk specjalnych. Co prawda tylko 4, ale lepszy rydz niż nic. Ponieważ informacje oficjalnie serwowane przez szefostwo resortu obrony są nader skąpe, jeśli chodzi o szczegóły zakupu, postaram się przybliżyć problem. Na podstawie twardych danych jak i przemyśleń wynikających z logicznego myślenia zrobię to, czego nie chciało się zrobić Ministerstwu. Otóż cóż takiego nabyliśmy i dlaczego?
Nasze siły specjalne, jedne z najlepszych na świecie i znajdujące się permanentnie w stanie, jak mówią Amerykanie – „in action” nie posiadały do tej pory odpowiedniego, własnego śmigłowca do zadań bojowych. To co używała 7 eskadra do zadań specjalnych czyli sowieckie Mi-17 można uznać z całkowitym spokojem za ledwo latający złom. Jakie więc cechy powinien mieć taki helikopter? Podstawowa to potężna moc silnika w stosunku zarówno do masy własnej jak i startowej, umożliwiająca błyskawiczne lądowanie i równie szybki start, bowiem miejsca w których zmuszone są siadać tego typu maszyny mogą znaleźć się pod potencjalnym ostrzałem przeciwnika. Drugim parametrem jest wytrzymałość. Trzecim zwinność. Czwartym udźwig. Piątym szybki sposób za - i wyładunku.
MON wybrało jedyna dostępną wersję Black Hawka, a mianowicie S-70 i (international). To model na zagranicę produkowany w PZL-Mielec. Nie jest jak wielu błędnie sądzi wersją cywilną tylko odmianą wojskowego UH-60 M (aktualnie na stanie US Army) dopuszczoną do eksportu. Jest lżejszy o pół tony od modelu wyjściowego z powodu braku wyposażenia zastrzeżonego dla amerykańskich sił zbrojnych jak urządzenia łączności i GPS. Wersja S 70 i nie posiada systemu FBW („fly by wire”) czyli braku mechanicznych połączeń pomiędzy drążkiem sterowym a powierzchniami sterowymi (łopaty wirnika nośnego oraz skrzydła ogonowego). Przez to posiada inny FADEC (Full Authority Digital Engine <<lub Electronics>> Control) – w pełni cyfrowy, elektroniczny system sterowania silników. Ale to akurat drobiazg. Reszta najnowocześniejszych wynalazków jak szklany kokpit (wszystkie wskaźniki – cyfrowe, wielofunkcyjne, sprzężone z systemami sterowania lotem), 2 silniki T700-GE-701D o mocy 2039 KM (1500 kW) (w „S-70 i” zastosowano w nich układ sterowania z silnika T700-GE-701C) czy struktury wiropłatu wraz z układem dynamicznym pozostały te same co w UH-60 M. Nie wiadomo co dokładnie udało się wytargować MON-owi z tzw. dodatków. Np. Kolumbijczycy dwie sztuki wyposażyli fabrycznie w system TAWS (ostrzegający o zbliżającym się terenie). Porównując przydatność dla wojsk specjalnych „S 70 i” z Airbusem H225M zwanym „Caracalem”, to są to kwestie trudno porównywalne. – Mamy do czynienia ze śmigłowcami różnych kategorii masy startowej – jak zauważył niegdyś redaktor naczelny miesięcznika „Wojsko i technika” Andrzej Kiński. „Caracal” może zabrać – poza załogą - do 28 osób. Dla porównania mniejszy Black Hawk od 11 do 17 żołnierzy.
W rozmowie z oblatywaczami w Mielcu dowiedziałem się, że po akcji w Mogadiszu (słynny film „Helikopter w ogniu”, ang. tyt. „Black Hawk down!”) tak wzmocniono kabinę i podwozie śmigłowca, że pasażerowie mogą wytrzymać uderzenie o sile do 10 G. Na dowód dyrekcja pokazała mi serię zdjęć z crashtestów. I teraz gdyby wybrać wersję Caracala z pochłaniającymi energię uderzenia siedzeniami montowanymi do ścian śmigłowca, to mógłby zabrać tylko 14 żołnierzy, a więc tyle co „S 70 i”. Polscy oblatywacze z Mielca zwracali uwagę, że „Caracal” jest zbyt duży jako śmigłowiec dla wojsk specjalnych. Ustępuje zwrotnością i prędkością w pionie Black Hawkowi, co ma wpływ na skuteczność desantowania piechoty, a także bezpieczeństwo operacji.
Oczywiście ideałem zakupu dla naszych komandosów byłby owiany nimbem tajemniczości Black Hawk w wersji Stealth zwany również Ghost Hawkiem. Wyposazony w nie jest 160. Lotniczy Pułk Operacji Specjalnych „Night Stalkers”. Ponoć, jak głosi legenda, żadna z osób nie powołanych nie widziała tej maszyny, a ci co ujrzeli teraz osobiście mają okazję długo wyczekiwanej rozmowy z Prorokiem. Jeden z tych „niewidzialnych” Black Hawków rozbił się podczas operacji Neptune Spear (zamach na Bin Ladena). Jednak operatorzy z oddziału Delta Forces zadbali o to, żeby tajemnice konstrukcji nie wydostały się na zewnątrz i wysadzili ładunkami C4 wszystko co do śrubki. Ale i tak pewne informacje wyciekły i stąd wiemy, że kształt kadłuba Ghost Hawka jest zupełnie przebudowany (jakby bardziej kanciasty), zbudowany prawdopodobnie cały z kompozytów, pokryty dodatkowo farbą odbijająca echo radarowe. Zauważono brak sondy do tankowania w powietrzu. Łopaty wirników i głowicę zbudowano z unikatowych materiałów pokrytych specjalnym środkiem do odbijania echa radarowego oraz promieniowania cieplnego. Jak wieść gminna niesie poza 160. Lotniczym Pułkiem Operacji Specjalnych, takie maszyny posiada również Izrael. Ale za prawdziwość tej informacji nikt przytomny nie da sobie ręki uciąć.
Wracając do „naszej” maszyny do tej pory „S 70 i” zakupiły policje Arabii Saudyjskiej (3 szt.), Meksyku (1 szt.), Turcji (4 szt.) czy Polski (1 szt.). Do tego armie sułtanatu Brunei nabyły (12 szt.), Chile (6 szt.) i Turcja, która w programie Turkish Utility Helicopter Program (TUHP) potraktowała S 70 i jako podstawowy śmigłowiec dla swojej armii zamawiając w Mielcu 191 szt za 3,5 mld USD.
Choć mielecka fabryka jest własnością koncernu Lockheed Martin, którego częścią jest Sikorsky Aircraft Corporation produkujący Black Hawka, to będąc tam z wizytą nawet w dyrekcji nie spotkałem żadnego Amerykanina. Podobnie w hali produkcyjnej. Sądzę, że zakup tych śmigłowców za średnio 45 mln USD sztuka dla naszych specjalsów to dobry ruch MON-u. Black Hawk up! Szkoda tylko, że tak spóźniony i nieliczny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431183-czarny-jastrzab-pogonil-dzikiego-kota