Tegoroczny maraton wyborczy rozpoczniemy od głosowania najmniej istotnego, będącego pewnego rodzaju rozgrzewką przed tym, co najważniejsze z polskiej perspektywy, ale przecież wybory do Parlamentu Europejskiego nie pozostaną bez żadnego echa. Głosowaniu nad tym, kto spośród polityków będzie pobierał niezłe pieniądze z PE towarzyszyć będzie jednak szersza dyskusja - o przyszłości UE, o roli Polski w procesie integracji, a także w pewnej mierze o tym, jakie profity i korzyści mamy z przynależności do wspólnoty.
Z suchych danych Ministerstwa Finansów wynika, że rozliczenie przepływów finansowych na linii UE-Warszawa jest dla Polski niezwykle korzystne. To nawet kilkaset miliardów złotych na plusie.
Oczywiście trwały, trwają i trwać będą dyskusje o tym, jak należy liczyć koszty naszej obecności, jak na naszych inwestycjach za unijne pieniądze wzbogaciły się firmy z Francji czy Niemiec (pamiętny wywiad komisarza Oettingera, który linkujemy poniżej), etc. Nie ma chyba jednak większego sporu co do tego, że nieźle, mówiąc kolokwialnie jak ludowcy, wydoiliśmy brukselkę.
Ale trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt korzyści naszej obecności w UE - często umykający nam przy rozmowach o irytujących pomysłach Parlamentu Europejskiego czy Komisji Europejskiej. Warto wysłuchać tutaj Konrada Szymańskiego, sekretarza stanu ds. europejskich, który tak mówił na antenie telewizji wPolsce.pl:
Jeżeli Unia nie wytrzyma kolejnej dekady, to nie z powodu Warszawy. Niepokój o to, czy UE ma sens widzimy w Paryżu, Hadze, innych stolicach - a nie w Warszawie. Z punktu widzenia Warszawy polska obecność w UE ma głęboki sens i to nie wynika wyłącznie z bilansu płatności. To kiedyś minie - Polska będzie krajem sukcesu na taką skalę, że te transfery nie będą nam się należały. Sens członkostwa w UE nie może być sprowadzony tylko do tego
— przekonuje minister Szymański, dodając, że efekt pozytywny jest dużo większy niż nieźle wyglądające liczby dot. danych z przepływów bezpośrednich, bo pamiętać trzeba o rozwoju gospodarki oparty o dostęp do wspólnego rynku
W UE jest masa rzeczy niemądrych, budzących kontrowersje, ale wspólny rynek jest czymś, co daje podstawy do myślenia, że członkostwo w UE jest bezdyskusyjnie pozytywnym faktem
— dodaje Szymański.
CAŁY WYWIAD Z TELEWIZJI WPOLSCE.PL DO OBEJRZENIA PONIŻEJ:
Te wybory do PE będą dla wielu okazją, by znów straszyć scenariuszem Polexitu, inni - równie radykalni w retoryce - będą mówić o potrzebie wyjścia z UE. Byłoby naprawdę dobrze, gdyby dyskusja o polskim miejscu we wspólnocie unijnej została przeniesiona na o wiele spokojniejsze i bardziej rzeczowe tory: zapytajmy o to, jaki mamy pomysł na kolejne lata i dekady UE, w jaki sposób przełożyć nasze obawy i nadzieje na realny konkret wzmacniający nie tylko naszą pozycję, ale i całą UE. Dobrym tropem, o którym między wierszami wspominał Konrad Szymański, jest próba przeniesienia rozmowy o Unii Europejskiej na poziom maksymalnie odarty z emocji i ideologii, skupiony na konkretach. Możliwe, że to jedyne wyjście, by projekt pod nazwą UE uchronić przed tymi, którzy doprowadzili do stanu, w którym spora część elit i wyborców - głównie na Zachodzie Europy, nasza część kontynentu jest na razie od tego wolna - jest niechętna dalszej integracji i samej idei wspólnoty.
Mówiąc wprost - najbliższe miesiące powinny być wykorzystane do mało popularnej, a może nawet mało medialnej dyskusji co do kilku konkretnych spraw, jakie będziemy chcieli załatwić w UE. A także do ukazania polskiej wizji rozwoju wspólnoty. Najbliższa okazja już w poniedziałek - do Polski przylatuje wtedy minister ds. europejskich Francji Nathalie Loiseau. To próba otwarcia furtki i stworzenia dobrych warunków na przyjazd do Polski Emmanuela Macrona, ale jest w tym coś więcej: może uda się z Francuzami porozmawiać o konkretach, a nie wielkich wartościach, słowach i poziomie meta. Tylko tak możemy odbudować zaufanie i to wzajemne, i to dotyczące samej UE.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/431097-czekajaca-nas-dyskusja-o-przyszlosci-ue-moze-byc-produktywna