Już od lat nie było takiego oczekiwania zmiany tonu debaty publicznej. Nie walki z „mową nienawiści”, bo to hasło wyjątkowo obłudne. Ale realnej rewolucji w komunikowaniu się ludzi polityki. Umiaru w formułowaniu politycznych komentarzy wypadałoby oczekiwać zwłaszcza od reprezentantów świata nauki, wyrastających z wartości akademickich.
Takiej postawy można byłoby się spodziewać choćby po prof. Jadwidze Staniszkis, niezależnie od jej poglądów, które w ostatnich latach przeszły tak znaczną rewolucję. Dlatego tym większym zawodem jest jej wczorajszy wywiad dla „Rzeczpospolitej”.
Jej pierwsze słowa w tej rozmowie brzmią tak:
Każdy z nas, włącznie ze mną, szczególnie jeżeli uczestniczy w życiu publicznym, powinien przemyśleć, czy nie przyczynia się do podsycania nienawiści politycznej.
Dalej następuje długa rozmowa skupiona na krytyce PiS i Jarosława Kaczyńskiego, która – stwierdzam to z dużą przykrością – kończy się czymś, czego spodziewałbym się raczej po Stefanie Niesiołowskim niż po uznanej socjolog. Rzecz schodzi na to, jak może zmienić się polska scena apolityczna po gdańskim mordzie.
„Rz”: Nic się nie zmieni?
JS: Prezes PiS jest inteligentny i powinien przemyśleć swój styl uprawiania polityki. Jarosław Kaczyński jest wciąż tak zdruzgotany śmiercią brata, że nie dostrzega potrzeby pielęgnowania w sobie dobroci jako czegoś, co powinno być podstawą demokracji. On ma wewnętrzne poczucie winy. To jest niszczące.
„Rz”: Dlaczego?
JS: Podobno Lech Kaczyński zadzwonił do brata, lecąc do Smoleńska, bo ktoś go powiadomił, że stan zdrowia mamy się pogorszył – chciał zawracać. Jarosław miał mu powiedzieć, że z mamą jest wszystko w porządku, sytuacja jest bez zmian i niech leci dalej. Być może ktoś próbował ostrzec prezydenta i zostało to zlekceważone.
”Rz”: Nie wiemy, czy tak było.
JS: Podobno była taka rozmowa. Świadomość Jarosława, który wie, że mógł zapobiec katastrofie smoleńskiej, jest niszcząca nie tylko dla niego, ale przekłada się na nastroje społeczne i podziały.
Najwyraźniej prof. Staniszkis weszła już na dobre do grona naukowców, dla których badania nie są potrzebne do formułowania wniosków. Wystarczają jej plotki, by prowadzić publiczną psychoanalizę politycznego lidera i stawiać mu poważne zarzuty. To przykre właśnie z akademickiego punktu widzenia.
Ale jeszcze bardziej zasmucające jest to, że pani profesor abstrahuje w tych spekulacjach od logiki. Wystarczyłoby bowiem zadać sobie dwa pytania, by nie wygłupiać się z głoszeniem powyższych tez:
-
Czy naprawdę można sobie wyobrazić, że prezydent podjąłby decyzję o zawróceniu samolotu z setką osób na pokładzie, w tym Rodzinami Katyńskimi, zignorować rodziny czekające w Katyniu i zniweczyć planowane od miesięcy uroczystości, bo podobno jego mama gorzej się poczuła?
-
Zakładając, że mógł zostać „ostrzeżony” - przez kogo? Skoro miał reagować już w czasie lotu, ostrzeżenie musiało wyjść od któregoś ze współpasażerów. A to oznacza, że na pokładzie znajdował się samobójca, który wsiadł do samolotu, wiedząc, że zginie w zamachu.
Wystarczyłaby chwila zastanowienia i nie był potrzebny tytuł profesorski, by uniknąć głoszenia takich plotek. Chyba, że tu nie chodzi już o racjonalne rozumowanie i rzeczową krytykę, a zwykłą podłość.
Budując na niej, nie uda się odejść od „podsycania nienawiści politycznej”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/430778-smutna-droga-prof-staniszkis-od-krytyki-do-podlosci