A więc bojkot! Przedstawiciele oazy demokracji i obywatelskości postanowili nie rozmawiać z dziennikarzami Telewizji Polskiej. Zaprzestają tym samym komunikowania się tym kanałem z milionami obywateli. Czy to mądra decyzja politycznie? Nie za bardzo. Ale to problem PO (a, przepraszam, również partii Teraz!). Telewizja Polska da sobie bez nich jakoś radę. A czy oni dadzą sobie radę bez niej?
Nie pierwsza to taka akcja PO, więc można by na nią machnąć ręką. Ale tym razem rzecz jest poważniejsza. Przypisuje się bowiem publicznemu nadawcy rzekomą współodpowiedzialność za zamordowanie prezydenta Gdańska. Choć ustalenia w tej sprawie już po tygodniu pozwalają taka narrację obrócić w pył, obóz opozycyjny idzie w zaparte. I szczuje, jak chyba nigdy wcześniej, bijąc kolejne rekordy w mowie nienawiści.
Rykoszetem dostaje się nawet takim osobom jak Krzysztof Ziemiec, jeden z najlepszych, najuczciwszych i najbardziej wyważonych dziennikarzy Telewizji Polskiej, od którego warsztatu i kultury mogliby – i powinni – się uczyć wszyscy ci, do których z wywieszonymi językami będą teraz biegać na wywiady bojkotujący TVP.
Nie można dziś nie powiedzieć głośno: odczepcie się od TVP. Gdyby w taki sam sposób piętnowano łamanie standardów w TVN, prawie nikt by tam już nie pracował. Bo to tam trwa od lat (a może już trzeba liczyć w dekadach?) nagonka na pewnego polityka. Tam kpi się z niego nie tylko w programach pseudo-satyrycznych, ale i najpoważniejszym i najważniejszym serwisie informacyjnym we wszechświecie. Tam wyborców jego partii nazywa się już oficjalnie wyznawcami. Tam wykręca się wszelkie piruety, by go zohydzić, odczłowieczyć. Na takiej strawie hodował się m.in. Cyba.
To tam pierwsza dama dziennikarstwa agresywnego lubuje się w zapraszaniu najbardziej jadowitych gości, którzy bić będą rekordy w mowie nienawiści. Musiało ją mocno zaboleć wymiksowanie się z polityki przez Palikota.
Udając, że tego wszystkiego nie ma, próbuje się rozkręcić nagonkę na Telewizję Polską i obóz rządzący, którzy mieli rzekomo hejtować, a wręcz prześladować Adamowiczów. Co niby miałoby być tego przejawem? Fakt, że jeden czy drugi dziennikarz zbyt natarczywie zadawał pytania? Czasem może i ktoś przesadził w reporterskiej młodocianej nadgorliwości. Ale były powody dopytywać, a nawet ścigać ważnego urzędnika, który drwił sobie z prawa i inteligencji wyborców udając, że poważne prokuratorskie zarzuty ws. niejasności finansowych to betka. Gdyby Adamowicz chciał rozmawiać z redakcjami, które nie bały się pisać o jego majątku, nie byłby ganiany po korytarzach i ulicach.
Sami tego doświadczyliśmy, gdy pan prezydent nie był łaskaw ustosunkować się do ustaleń tygodnika „Sieci” dotyczących jego majątku. Poniekąd go rozumiem, bo były one druzgocące. Również dla jego małżonki.
Dziś trudno ją krytykować. Jest w żałobie, straciła najbliższą osobę, przeżyła potworną tragedię. Nikt kto czegoś podobnego nie doświadczył, nie zrozumie, jak ta kobieta się czuje.
Jednak sama decyduje się na kolejne wywiady, w których w pełni świadomie podejmuje grę polityczną i rzuca najmocniejszymi oskarżeniami (de facto mówiąc do polityków i dziennikarzy: „zabiliście mi męża!”). Czuję się więc zobowiązany krótko odnieść się do jej słów, bo uderzają one również w moją zawodową wiarygodność. I przypomnieć fakty.
Magdalena Adamowicz w TVN24 twierdzi, że „Paweł był grillowany żywcem. Urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz”. Zapytałbym, jak urzędy skarbowe miały tego nie robić, skoro pan Adamowicz opowiadał, że setki tysięcy złotych na jego kontach były darowiznami dla jego córek od dziadków i pradziadków? Co zresztą okazało się nieprawdą – a stwierdził to sąd.
Pani Adamowicz skarży się, że nawet do pracy jej mamy przychodzili dziennikarze (to już w Onecie, gdzie, równolegle z TVN, opublikowano kolejny wywiad z p. Adamowicz). Cóż, powtórzę: mieli powody, bo jej mama miała być beneficjentką tajemniczych układów swego zięcia, które zaowocowały np. atrakcyjnymi zniżkami na mieszkania. A w tej akurat kwestii wdowa powinna pamiętać np. o „Newsweeku”, bo to ta redakcja jako pierwsza pisała w 2013 r. o zagadkowej karierze, jaką na rynku trójmiejskich ubezpieczeń zrobiła pani Janina Abramska.
Nie słowa zabiły prezydenta Adamowicza. Nie dziennikarze. Nie Jarosław Kaczyński. Zabił go psychopata z nożem w ręku. Człowiek chory, okrutny, bezwzględny. Jakie by nie były jego pobudki (będą jeszcze wnikliwie wyświetlane), zasługują na najgłębsze potępienie. Dziś wiemy już za to, że w zapobieżeniu tej zbrodni nie pomogła agencja ochrony, z której usług miasto zarządzane przez Pawła Adamowicza tak ochoczo korzystało.
Dlaczego zatem wdowa nie pyta miejskich urzędników: coście zrobili, by sprawdzić ochroniarzy, którzy mieli zabezpieczać imprezę z udziałem mojego męża? Dlaczego przez lata wynajmowaliście ich, by chronili mieszkańców naszego miasta?
Bo w Gdańsku Adamowiczów, mieście – wzorze, wszystko zawsze było perfekcyjnie zorganizowane? Niestety nie było. Podobnie jak w oświadczeniach majątkowych prezydenta i faktach, które za nimi się kryły. I żadna, nawet najbardziej wysublimowana operacja socjotechniczna, biorąca na cel polityków, czy dziennikarzy, tego nie wymaże.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/430722-odczepcie-sie-od-tvp-nagonka-a-fakty-ws-adamowicza?wersja=mobilna