W zeszłym tygodniu byłem przez kilka dni w Rzymie. Miałem okazję zaobserwować, jak włoskie media mainstreamowe atakują Matteo Salviniego, a postępują wobec niego równie ostro, jak media w USA wobec Donalda Trumpa czy w Polsce wobec Jarosława Kaczyńskiego. Dla dziennikarzy lewicowo-liberalnych owi politycy są wcieleniem wszelkiego zła i odpowiadają niemal za wszystkie zbrodnie, jakie popełniane są w tych krajach.
Zastanowiło mnie, jakiego słowa używają najczęściej włoscy publicyści na określenie obozu politycznego, do którego należy Salvini i jego Liga. Otóż pojawia się tam nieustannie wyraz „sovranisti” („suwereniści”), który nabiera jednak tak negatywnego znaczenia, jak słowa „faszyści” czy „rasiści”. Dziś w obiegu publicznym funkcjonuje on coraz częściej jako epitet, który rzuca się przeciwnikowi w twarz.
Czy to oznacza, że sam wyraz „suwerenność” staje się podejrzany? Gdy czyta się teksty włoskich publicystów mainstreamowych, można się dowiedzieć, że suwerenność państw narodowych jest czymś anachronicznym, czego należy się pozbyć. Jeśli się tego nie zrobi – słyszymy – rozdrobniona i podzielona Europa nie będzie miała najmniejszych szans w globalnym wyścigu z Chinami i Ameryką. Bez tego nie rozwiąże się żadnych globalnych problemów, które mają przecież charakter ponadnarodowy. Bez tego będziemy na naszym kontynencie zawsze skazani na nieustanne konflikty i wojny. W dzisiejszym świecie suwerenność staje się więc problemem.
Dlatego też – jak słyszę – suwereniści włoscy są niebezpieczni, ponieważ upierając się przy suwerenności Włoch działają na szkodę Europy i świata. Podobnie groźni są zresztą suwereniści polscy czy węgierscy.
Tak brzmi dominująca narracja. Warto jednak przypomnieć, że suwerenność oznacza „zdolność do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy politycznej nad określonym terytorium, grupą osób lub samym sobą.”
Zaprzeczeniem suwerenności – a więc postulowanym przez wielu ideałem – okazuje się zatem podległość, podporządkowanie, oddanie swego losu w ręce innych, innymi słowy: rezygnacja z wolności.
Ten, kto walczy z koncepcją suwerenności, zakłada więc, że istnieje ktoś ponad nami, kto wie lepiej od Włochów, Polaków, Węgrów, Czechów, Słowaków, Chorwatów czy przedstawicieli innych narodów, jak powinniśmy korzystać z wolności: co możemy, a czego nie możemy. Ktoś gdzieś daleko wie od nas lepiej, czego potrzebujmy i jak on za nas powinien rozwiązywać nasze problemy.
Rodzi się jednak pytanie: komu mamy oddać swoją wolność? Kto po rezygnacji przez państwa narodowe z suwerenności przejmie nad nimi władzę?
Jedno jest pewne: nie będzie to miało nic wspólnego z demokracją. Zgodnie z założeniami tego ustroju najwyższym suwerenem jest lud (gr. “demos”, łac. “populus”). Nigdzie w świecie nowożytnym ustrój demokratyczny nie rozwinął się poza państwami narodowymi. To one stwarzają ramy umożliwiające funkcjonowanie tego systemu. Nie ma takiego “demosu”, a więc takiego suwerena, jak naród europejski. Budowa centralistycznej ponadnarodowej władzy w Europie musi więc odbywać kosztem zarówno wolności, jak i demokracji.
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/430638-suwerennosc-okazuje-sie-problemem-ktorego-trzeba-sie-pozbyc