Jeśli będzie się stawiać fałszywe diagnozy, uprawiać demagogię i wszystko instrumentalizować, nic nie zmieni się na lepsze.
Po liczbie i powadze oskarżeń, jakie pojawiły się w związku z zamordowaniem Pawła Adamowicza można by sadzić, że Polska jest krajem o największej skali i intensywności konfliktów politycznych w Unii Europejskiej. I te konflikty są najbardziej brutalne. Mimo dramatyzmu tego zabójstwa, którego przyczyny i okoliczności wciąż są słabo znane, a opowieści o politycznych motywacjach sprawcy składają się z mniej lub bardziej niedorzecznych insynuacji, ani nie ma racjonalnego powodu wiązać go z temperaturą konfliktu politycznego, ani ze skutkami tzw. mowy nienawiści. Wszystko to jest po prostu instrumentalizowane dla różnych interesów, także politycznych i także dla moralnego szantażu. Jeśli jednak odrzucić tę instrumentalizację i wielkie pokłady demagogii, wszystko wygląda inaczej niż wynikałoby z różnych partyjnych przekazów oraz z narracji kibiców poszczególnych ugrupowań czy bloków.
Kompletną bzdurą jest wmawiane opinii publicznej przekonanie, że Polska na niekorzyść wyróżnia się, jeśli chodzi o intensywność i temperaturę konfliktów politycznych, szczególnie w ostatnich miesiącach. Znacznie intensywniejsze i gorętsze są polityczne konflikty w Niemczech, często kulminujące na ulicy. Wystarczy przypomnieć zamieszki pod koniec sierpnia 2018 r. w Chemnitz (jak najbardziej polityczne, choć władze federalne i media próbowały im nadać wyłącznie rasistowski charakter), gdy jedna osoba została zadźgana nożem, a kilkanaście raniono. A podobnych wydarzeń jest w Niemczech znacznie więcej. Polskie konflikty nie mogą się nawet w małym stopniu równać z tymi, które zdarzają się we Francji, a których skutki też widać na ulicach. A tam pełno jest brutalności oraz są ofiary. Intensywniej niż w Polsce konflikty polityczne przebiegają we Włoszech, w Hiszpanii, Grecji, Szwecji czy Belgii, nie wspominając o Bułgarii bądź Rumunii.
W istocie konflikty polityczne w Polsce znajdują się w europejskiej niższej klasie stanów średnich. Ich opisy w sprzyjających opozycji mediach w kraju oraz tych za granicą są, owszem, histeryczne, ale z rzeczywistością nie ma to wiele wspólnego. Podobnie jest z tzw. mową nienawiści, szczególnie w Internecie. A wrażenie, że Polska jakoś się w mowie nienawiści wyróżnia wynika z tego, że polskie media oraz te zagraniczne, które w Polsce widzą tylko czerń i zło, zajmują się każdą wypowiedzią polityków, jak niemądre i niereprezentatywne by one były. W innych państwach UE nie ma tej obsesji śledzenia, co kto powiedział i jak na tej podstawie wywołać awanturę. Istotne są dla tych mediów tylko wypowiedzi najważniejszych polityków w państwie, a z folkloru i egzotyki nie „robi się zagadnienia” (żeby się odwołać do złotej myśli generała milicji Zenona Zambika w filmie Sylwestra Chęcińskiego „Rozmowy kontrolowane”). U nas 90 proc. opisu polityki w mediach polega nie na tym, co kto zrobił, lecz, co powiedział. Stąd ewidentne przewrażliwienie na punkcie gadania, choć oczywiście w tym gadaniu jest sporo paskudztwa i mnóstwo bezmyślności.
Nieadekwatny opis konfliktów politycznych w Polsce, przewrażliwienie na temat politycznej paplaniny oraz czarny obraz naszego kraju pod rządami PiS w zagranicznych mediach powodują, że opinia publiczna, przynajmniej w części, sądzi, iż mamy jakąś apokalipsę, podczas gdy rzeczywiście jest znacznie spokojniej, szczególnie na tle innych państw. A elity III RP dodają do tego jeszcze własną histerię, wynikającą głównie z zagrożenia interesów oraz z łatwego przyjmowania ról Katonów, żeby tylko nie zajmować się własnymi problemami, idiosynkrazjami czy uprzedzeniami i intelektualnymi oraz moralnymi ograniczeniami. Z tego powodu znaczna przesada dotyczy też tzw. mowy nienawiści, choć to zjawisko oczywiście istnieje. Ale w Polsce ten problem jest skrajnie zinstrumentalizowany, gdyż wszystko, co złe przypisuje się prawie wyłącznie prawicy, stygmatyzując ją etykietkami nacjonalizmu, antysemityzmu, ksenofobii czy homofobii. To łatwe etykietowanie jest narzędziem walki politycznej, a przedstawiane jest jako obiektywny opis.
Zabójstwo Pawła Adamowicza skłania do głębokiego namysłu, ale nie tylko w tych obszarach, które są podrzucane i wskazywane. Przecież w związku z tym potwornym czynem próbuje się przemycić do debaty publicznej wszystkie realne i wydumane problemy, i wszystko ze wszystkim powiązać. I proponuje się kompletnie nieadekwatne środki zaradcze. Pojawiają się całkiem infantylne wizje debaty publicznej kompletnie wypranej z emocji, zglajszachtowanej, sprowadzonej do karykatury.
Jeszcze gorsze są postulaty ograniczenia krytyki, bo to ponoć mowa nienawiści. I do tego potrzebne jest powiązanie czynów bezgranicznie złych, np. zamordowania Pawła Adamowicza, z polityczną atmosferą czy tzw. mową nienawiści. Tak, jakby do morderstwa polityka nie mogło dojść z tych samych powodów, do jakich dochodzi, gdy giną np. ludzie ze świata kultury czy rozrywki, jak to było w wypadku Johna Lennona bądź Gianniego Versace. Nie, polityk musi być powiązany z atmosferą, mową nienawiści i ogólnie z konfliktami politycznymi. Ale jeśli będzie się stawiać fałszywe diagnozy, uprawiać demagogię i wszystko instrumentalizować, nic nie zmieni się na lepsze. I może właśnie o to chodzi, skoro to wygodne narzędzie poniżania i stygmatyzowania jednych oraz uwznioślania innych. Wygodne i opłacalne. Ale moralnie obrzydliwe. A funkcjonalnie kompletnie nieskuteczne w zwalczaniu tego, co deklaratywnie miałoby zwalczać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/430353-polska-nie-wyroznia-sie-ostroscia-konfliktow-politycznych