Rzecz to jasna i naturalna, że po dramacie w Gdańsku debata polityczna w Polsce na pewien czas została zamrożona. Niemniej jednak na marginesie tego czasu żałoby i refleksji warto odnotować tezy najnowszej „Polityki”, która piórem Mariusza Janickiego przekonuje, że w zasadzie to jest pozamiatane. Wystarczy tylko, że opozycja stworzy jedną listę wyborczą.
Przeciwnicy rządzącej dziś formacji mają PiS na widelcu, zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Wydaje się niewiarygodne, aby opozycja z tej szansy nie skorzystała
— czytamy.
Później widać cały szereg skarg i żali: że w szeregach opozycji „nie ma poczucia wyjątkowości tego politycznego sezonu”, że politycy pracują w „trybie zwyczajnym”, a zamiast myśleć o jesieni, koncentrują się na interesach własnych partii. I że przez tytułowe „dąsy i pląsy” PiS może przedłużyć jesienią swój mandat na kolejna kadencję.
PiS ma więcej niż normalnie mieć powinno
— przekonuje całkiem serio Janicki, nawiązując do ordynacji wyborczej i sposobu przełożenia oddanych głosów (metoda d’Hondta) na mandaty wyborcze.
PiS ma swoje 35-40 proc., a reszta - resztę
— dodaje.
To postawienie sprawy na głowie i analiza polityczna z gatunku myślenia już nie tyle życzeniowego, co marzycielskiego. Jeśli ktoś poważnie uważa, że mamy w Polsce 60-65 procent wyborców radykalnie krytycznie nastawionych do PiS, a powstrzymuje ich tylko brak wspólnej listy i różnice programowe po stronie opozycji, nic nie wie o Polakach, preferencjach wyborczych, badaniach opinii publicznej.
Na kanwie tych rozważań warto sięgnąć po przykład z ostatnich godzin - wyrok w sprawie Jana Śpiewaka, który przegrał proces z córką Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Poszło o to, że Śpiewak - na co dzień działacz lewicy - opisał historię, w której pani Ćwiąkalska jako kurator 118-latka, nieżyjącego od dłuższego czasu, przejęła pół kamienicy.
Ta decyzja to ewidentny sygnał wysłany przez wymiar sprawiedliwości w Warszawie, który pokazuje, że nie będzie żadnego rozliczenia z aferą reprywatyzacyjną. Ja broniłem sądów, sam chodziłem na marsze, organizowałem demonstracje w wakacje 2017 roku. Ale teraz widzę, że polski wymiar sprawiedliwości zbliża się do białoruskiego. (…) W ogóle nie było dyskusji. Sędzia nawet nie wysłuchała do końca mojego adwokata, wyrzuciła media, które były na sali. I tyle
— nie kryje żalu Śpiewak w rozmowie z „Polska The Times”.
Życie niektórych dziennikarzy „Polityki” w przeświadczeniu, że wszystko kręciło się, kręci i kręcić będzie wokół Jarosława Kaczyńskiego to myślenie kompletnie przeciwskuteczne. Wśród tych 60-65 procent wyborców, z którymi wiąże tak wielkie nadzieje Janicki jest, stawiam tezę, całe mnóstwo tych, którzy mogą mieć do dzisiejszych rządzących sporo „ale”, ale umierać za III RP, jej sądownictwo, politykę socjalną, nierówności społeczne i tysiąc mniejszych historii nie będą. Z niczym innym jak stary porządek sprzed roku 2015 taka wspólna lista (od PO przez SLD, na N czy PSL kończąc) kojarzyć się nie może.
Kto spośród tych 65 procent wyborców będzie umierał za takie sądy? Za sytuacje, w których pozwany - któremu trzeba oddać, że jako jeden z pierwszych zgłaszał temat afery reprywatyzacyjnej - nie tylko nie może podzielić się uzasadnieniem wyroku, ale nawet nie jest do końca wysłuchany? Gdy media są wyrzucane z sali, bo tak poprosiła córka pana Ćwiąkalskiego? Jaki interes społeczny kierował sędzią, by utajnić proces? A może pani sędzia, która „pragnie zemsty” na PiS będzie dobrym przedstawicielem tego zawodu? Naprawdę ktoś trzeźwy może uważać, że wystarczy wspólna lista pod nazwą „Konstytucja” i na pstryknięcie palcami pójdą zabrać władzę Kaczyńskiemu? A przecież wymiar sprawiedliwości to tylko wierzchołek góry lodowej piętrowych patologii, jakie ściskały (i w części dalej ściskają) naszą Rzeczpospolitą?
To też pytanie do polityków dziś rządzących, którzy wszak przez trzy lata toczyli batalie o lepsze, bardziej sprawne, otwarte dla ludzi sądy - co mamy po tych latach walk? Sytuację, w której za aferę reprywatyzacyjną pierwszym (czy jedynym…?) skazanym będzie Jan Śpiewak? To polityczne samobójstwo, jeśli chodzi o skuteczność państwa przy tak wielkim procederze, za który wzięto się przecież z większą dynamiką niż w ostatnich latach.
Jeszcze inna kwestia, że dramat w Gdańsku i morderstwo Pawła Adamowicza uruchomiły maraton wyborczy roku 2019 w osobliwym, ekstraordynaryjnym trybie. Przyjmując, że jest coś w słowach prof. Waldemara Parucha o 10 proc. niezaangażowanych dziś wyborców, o których głosy toczy się walka, trzeba zapytać o to, jakie obrazki są dziś przez nich zapamiętywane. Ładnych gestów ponad podziałami nigdy nie będzie zbyt wiele w takich sytuacjach - tym bardziej jeśli przyjąć tezę Marcina Paladego o wadze tego problemu (sam mam nieco inne zdanie).
Świadomi są tego przedstawiciele obu największych partii. To naprawdę nie przypadek, a w zasadzie jasne wytyczne z partyjnych central (tak PiS, jak i PO) i biur prasowych, by nie wypowiadać się w sprawie śmierci Adamowicza, nie chodzić do studiów telewizyjnych, nie prowokować momentów, gdy można powiedzieć o jedno słowo za dużo. Proszę choćby zwrócić uwagę na nieliczną z politycznych rozmów w ostatnich dniach: Jana Rulewskiego (PO) z Janem Marią Jackowskim (PiS) na antenie wPolsce.pl.
Rzeczywistość polityczna jest o wiele bardziej skomplikowana i niejednoznaczna niż chciałoby się ją czytać. I co najważniejsze - naprawdę nie orbituje wyłącznie wokół tego, czy ktoś prezesa PiS lubi czy nie. Wyjście z własnej bańki informacyjnej to elementarna podstawa, fundament do tego, by cokolwiek z tej naszej Polski zrozumieć. Nawet jeśli w tej bańce jest ciepło i wygodnie, co zresztą kieruję do przedstawicieli nie tylko tej bańki medialnej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/429807-pis-na-widelcu-pewnosc-polityki-versus-wyrok-spiewaka