Postawię sprawę jasno: za atak niezrownoważonego czlowieka na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza winię przede wszystkim polityków. Wszystkich, którzy podgrzewają atmosferę, świadomie pogłębiają społeczne podziały, szczują przeciw sobie obywateli dla osiągnięcia własnych korzyści.
Ataki na polityków nie są niczym nowym. Od obrzucania jajami czy pomidorami, po skrupulanie planowane i wykonywane zamachy z tragicznym finałem. I zapewne będą się zdarzały, bo szaleńców, zarówno tych niezrównoważonych psychicznie, jak i tych, którzy snują swe mordercze plany dla zdobycia władzy nie brakuje. Jednakże u podłoża takich zachowań leży przede wszystkim brak tolerancji, szacunku dla mających odmienne poglądy, nieumiejętność prowadzenia dialogu, zdolności do ustępstw i zawierania kompromisów. Nie będę przypominał ani tragicznego w skutkach ataku na posła PiS, ani dyskredytujących i jatrzących kampanii tzw. totalsów, ani wyrażanych publicznie gróźb ze strony znanych postaci, jak wezwania do urządzenia „Majdanu w Warszawie”, czy o „wyskakiwaniu przez okna”…
Posłużę się tylko dwoma przykladami i to zza Odry. Oba zdarzyły się w chwili najbardziej doniosłej - scalania RFN z NRD i niemieckiego społeczeństwa. Ofiarą pierwszego ataku był wówczas kandydat socjaldemokratów (SPD) na kanclerza zjednoczonych Niemiec Oscar Lafontaine. Jego propozycja zmierzała do utworzenia konfederacji z obu republik i stopniowej integracji. 25 kwietnia 1990r., na wiecu wyborczym w Kolonii (Köln), podeszła do mównicy kobieta z bukietem kwiatów, w których ukryła nóż i na oczych osłupialej sali podcięła liderowi lewicy gardło. Lafontaiane ledwie uszedł z życiem. 12 październiaka tego samego roku celem ataku stał się wówczas szef MSW, dziś niemieckiego parlamentu (Bundestagu) Wolfgang Schäuble z chadeckiej partii CDU. Podczas wyborczego spotkania w jednej z restauracji w Oppenau, zamachowiec oddał do niego dwa strzały z pistoletu. Schäuble przeżył, jednak od tego czasu jest częściowo sparaliżowany i przykuty na zawsze do wózka inwalidzkiego.
Czy trzeba aż tak dramatycznych zdarzeń, aby dotarło do polityków, że ich zadaniem nie jest rozniecanie antagonizmów wśród obywateli…? W Niemczech nie obyło się bez interwencji prezydenta dla ostudzenia gorących głów i niebezpiecznie rozhuśtanych nastrojów, oraz podjęcia konstruktywnej, merytorycznej debaty. W efekcie wiele wzbudzających wrogość plakatów wyborczych poszło na przemiał, nie tylko podczas ówczesnej kampanii.
O braku poczucia odpowiedzialności wśród naszych polityków świadczy już samookreślenie się, jako np. opozycja „totalna” (cóż za absurd!), czy choćby z pozoru niegroźne pogrożki w rodzaju: „przepędzimy was od władzy”… Nikt nikogo nie przepędzi, zrobić mogą to jedynie sami obywatele z pomocą kartek wyborczych. Przyznam, że wielokrotnie tylko z zawodowego obowiązku oglądam i słucham żenujących wręcz „dyskusji” w radiu i telewizji, nie mających nic wspólnego z rzeczową wymianą zdań, z kulturalnie prowadzona polemika na argumenty, a raczej z jarmarcznymi, prostackimi napaściami zadowolonych z siebie uczestników, częstokroć bez pojęcia w materii, co do której mieliby się wypowiedzieć.
Ma osobliwą i jakże tragiczną symbolikę śmierć pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej Garbriela Narutowicza, zastrzelonego w zamachu z 16 grudnia 1922r. Czy atak nożownika na prezydenta Gdańska otrzeźwi wreszcie naszą tzw. klasę polityczną, bez względu na partyjną przynależność? Chciałbym w to wierzyć…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/429458-czy-atak-nozownika-na-adamowicza-otrzezwi-klase-polityczna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.