Sojusz rosyjsko-niemiecki, dotychczas zawsze prowadził do zniszczenia Polski. Wystarczy zajrzeć do prac Aleksandra Dugina, głównego ideologa Putina i twórcy putinowskiej strategii geopolitycznej, by zobaczyć, co naprawdę niesie Polsce imperium niemiecko-rosyjskie. (…)
Tak więc odrzucić trzeba nadzieje na trwały sojusz niemiecki skierowany strategicznie przeciw Rosji. Niemcy, które po zjednoczeniu stały się hegemonem UE nie zamierzają traktować Polski jak partnera, nie zamierzają nawet respektować naszej cywilizacyjnej tożsamości w sferze wiary, obyczaju i stosunku do narodowej przeszłości. I jeśli paneuropejscy patrioci twierdzą, że sojusz europejsko-rosyjski stworzy wspólnotę militarną, gospodarczą oraz duchową - to albo nie rozumieją uwarunkowań politycznych, albo po prostu Polaków oszukują.
Niestety, to samo trzeba powiedzieć o zwolennikach wepchnięcia Polski w objęcia niemieckiej Unii Europejskiej w przekonaniu, że stanie się ona narzędziem cywilizacyjnej odnowy Rosji. Koncepcja ta ma dwie odmiany. Zwolennicy PO pragną modernizacji Polski na wzór postmarksistowskiej ideologii gender, a następnie doprowadzenia do analogicznej przemiany Rosji. Ich przeciwnicy wierzą, że UE i Niemcy mogą zostać wykorzystane do izolowania Rosji i wymuszania głębokich demokratycznych przemian, a może nawet dotrwania do kryzysu przewidywanego po odejściu Władimira Putina.
Wszystkie te rachuby są nierealistyczne i nie mają nic wspólnego z tym, co nazywa się strategią Piłsudskiego. Jedyne, co mogą rzeczywiście osiągnąć, to zmarnowanie największej w dziejach szansy na odzyskanie trwałej niepodległości i przyczynienie się do utworzenia antyamerykańskiego sojuszu kontynentalnego. Byłaby to dla Polski katastrofa. (…) Momentem przełomowym dla dzisiejszej geopolityki jest ukształtowanie się w Rosji i w Niemczech trwałej linii politycznej nakierowanej na stworzenie strategicznego sojuszu antyamerykańskiego, sojuszu kontynentalnego. Niektórzy politolodzy (np. George Friedman) uważają, że jest to konsekwencja nowej geopolityki, jaka powstała po rozpadzie ZSRR i ukształtowania się świata jednobiegunowego z USA na czele. Sojusz kontynentalny budowany przez Rosję i Niemcy miałby być reakcją na dominację amerykańską. W domyśle oznacza to, że Stany Zjednoczone mają pole manewru i za cenę porozumienia z Rosją mogłyby uniknąć starcia z euroazjatyckim imperium.
Nic bardziej mylnego! Nie trzeba nawet zagłębiać się w analizy A. Golicyna od czterdziestu lat przestrzegającego Zachód przed imperialnymi dążeniami Rosji, by widzieć, że pierestrojka od początku nastawiona była ofensywnie, a nie defensywnie i to Rosja cały czas kontrolowała przebieg wypadków. Strategicznym celem Rosji było bowiem zniszczenie sojuszu amerykańsko-europejskiego opartego na trwałej obecności USA w Europie. Dlatego, gdy konfrontacja zimnowojenna okazała się nieskuteczna, podjęto decyzję o pierestrojce, która przy utrzymaniu kontroli Rosji nad Europą Środkową miała zadać Zachodowi śmiertelny cios wyrzucając Stany Zjednoczone z Europy i budując wielki sojusz kontynentalny. Wszystkie wysiłki Rosji poczynając od eurokomunizmu, który tworzył podwaliny pod przychylność elit europejskich, po Nord Stream, najtrafniej symbolizujący układ rosyjsko-niemiecki, zmierzały i zmierzają do tego samego celu: nie tylko Europa Środkowo-Wschodnia, ale cała Europa ma stać się rosyjską strefą wpływów i wszystko jedno, czy będzie się to nazywało resetem, sojuszem rosyjsko-niemieckim czy wreszcie nową federacyjną Unią Europejską. Cel jest ten sam: opanowanie Europy i stworzenie imperium zdolnego do pokonania USA.
Na przeszkodzie tych planów nie stała dotychczas ani siła polityki USA, ani solidarność europejska czy zachodnioatlantycka. Dobrze pamiętamy tych polityków zachodnich, którzy zwalczali rząd Jana Olszewskiego dążącego do wejścia do NATO, przeprowadzenia dekomunizacji, budowy silnego państwa polskiego w sojuszu z Europą Środkowo-Wschodnią. Pamiętamy urzędników i polityków opóźniających - jak tylko było to możliwe - wejście Polski do NATO, a następnie przeciwdziałających trwałemu usytuowaniu wojsk NATO i USA na flance wschodniej. Na przeszkodzie sowieckich planów stanął polski ruch niepodległościowy, który najpierw pod kierownictwem rządu Jana Olszewskiego a następnie braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich wyrwał Polskę z rosyjskiej orbity, doprowadził do stacjonowania wojsk NATO i USA w Europie Środkowo-Wschodniej, a następnie rozpoczął budowę sojuszu Międzymorza z USA.
Trzeba o tym pamiętać, jeśli chce się budować prawdziwą strategię niepodległościową Polski. Nasze wysiłki ostatnich trzydziestu lat uniemożliwiające utworzenie neokolonialnej PRL-bis nie miały charakteru taktycznego. Polski ruch niepodległościowy nie podejmował wysiłków po to, by dziś wspierać sojusz rosyjsko-niemiecki. Ofiara smoleńska poszłaby na marne, gdyby na jej zgliszczach miała powstać oś Moskwa – Berlin - Paryż!
W blisko stuletniej historii walki Polaków o utrzymanie niepodległego państwa odzyskanego po 123 latach rozbiorów nigdy zapewne nie mieliśmy tak znakomitej koniunktury geopolitycznej i tak wielkiej gotowości narodu do podjęcia tego wyzwania. To prawda, że ten wysiłek napotyka zmasowany opór elit postkomunistycznych w kraju wspierany przez zagranicę, zwłaszcza w Niemczech, które szykują się do skonsumowania upragnionego sojuszu z Rosją. To prawda, że aby tę walkę wygrać, konieczne jest wsparcie powszechnego ruchu narodowego tak silnie dającego wyraz swoich dążeń w ostatnich latach. Chodzi nie tylko o poparcie sondażowe dla rządu Prawa i Sprawiedliwości. Potrzebna jest masowa zdolność działania jak ta wyrażana w wielkich demonstracjach takich jak Marsz Niepodległości, wsparcie dla tradycji Żołnierzy Niezłomnych, budowy wojsk obrony terytorialnej, gotowość przeznaczania pieniędzy budżetowych na zbrojenia, a wreszcie powszechna aprobata dla reform gospodarczych budujących silną i sprawiedliwą Polskę.
Jak nigdy w dziejach nowożytnej Polski naród gotów jest te dążenia akceptować i wspierać. Przez pierwsze dwa i pół roku rządów PiS przeprowadzono reformy, które swym zakresem i skalą przemieniły Polskę i rzeczywiście podniosły ją z kolan. Polski patriotyzm realnie wsparty przez władze państwowe okazał się prawdziwą siłą i udowodnił, że Niepodległość jest naprawdę możliwa.
Spotkało się to z niebywałą reakcją nienawiści i przeciwdziałania w wymiarze krajowym i międzynarodowym. Ale najbardziej dotkliwe są wątpliwości i niewiara po naszej stronie barykady.
Czy znowu mamy „wzmacniać lewą nogę”, które to sformułowanie Lecha Wałęsy z 1990 r. zapowiedziało jego zdradę i niszczenie polskiej niepodległości? (…)
Cały artykuł w grudniowym numerze miesięcznika „Wpis” (wyd. Biały Kruk). Więcej na stronie Biały Kruk.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Sojusz rosyjsko-niemiecki, dotychczas zawsze prowadził do zniszczenia Polski. Wystarczy zajrzeć do prac Aleksandra Dugina, głównego ideologa Putina i twórcy putinowskiej strategii geopolitycznej, by zobaczyć, co naprawdę niesie Polsce imperium niemiecko-rosyjskie. (…)
Tak więc odrzucić trzeba nadzieje na trwały sojusz niemiecki skierowany strategicznie przeciw Rosji. Niemcy, które po zjednoczeniu stały się hegemonem UE nie zamierzają traktować Polski jak partnera, nie zamierzają nawet respektować naszej cywilizacyjnej tożsamości w sferze wiary, obyczaju i stosunku do narodowej przeszłości. I jeśli paneuropejscy patrioci twierdzą, że sojusz europejsko-rosyjski stworzy wspólnotę militarną, gospodarczą oraz duchową - to albo nie rozumieją uwarunkowań politycznych, albo po prostu Polaków oszukują.
Niestety, to samo trzeba powiedzieć o zwolennikach wepchnięcia Polski w objęcia niemieckiej Unii Europejskiej w przekonaniu, że stanie się ona narzędziem cywilizacyjnej odnowy Rosji. Koncepcja ta ma dwie odmiany. Zwolennicy PO pragną modernizacji Polski na wzór postmarksistowskiej ideologii gender, a następnie doprowadzenia do analogicznej przemiany Rosji. Ich przeciwnicy wierzą, że UE i Niemcy mogą zostać wykorzystane do izolowania Rosji i wymuszania głębokich demokratycznych przemian, a może nawet dotrwania do kryzysu przewidywanego po odejściu Władimira Putina.
Wszystkie te rachuby są nierealistyczne i nie mają nic wspólnego z tym, co nazywa się strategią Piłsudskiego. Jedyne, co mogą rzeczywiście osiągnąć, to zmarnowanie największej w dziejach szansy na odzyskanie trwałej niepodległości i przyczynienie się do utworzenia antyamerykańskiego sojuszu kontynentalnego. Byłaby to dla Polski katastrofa. (…) Momentem przełomowym dla dzisiejszej geopolityki jest ukształtowanie się w Rosji i w Niemczech trwałej linii politycznej nakierowanej na stworzenie strategicznego sojuszu antyamerykańskiego, sojuszu kontynentalnego. Niektórzy politolodzy (np. George Friedman) uważają, że jest to konsekwencja nowej geopolityki, jaka powstała po rozpadzie ZSRR i ukształtowania się świata jednobiegunowego z USA na czele. Sojusz kontynentalny budowany przez Rosję i Niemcy miałby być reakcją na dominację amerykańską. W domyśle oznacza to, że Stany Zjednoczone mają pole manewru i za cenę porozumienia z Rosją mogłyby uniknąć starcia z euroazjatyckim imperium.
Nic bardziej mylnego! Nie trzeba nawet zagłębiać się w analizy A. Golicyna od czterdziestu lat przestrzegającego Zachód przed imperialnymi dążeniami Rosji, by widzieć, że pierestrojka od początku nastawiona była ofensywnie, a nie defensywnie i to Rosja cały czas kontrolowała przebieg wypadków. Strategicznym celem Rosji było bowiem zniszczenie sojuszu amerykańsko-europejskiego opartego na trwałej obecności USA w Europie. Dlatego, gdy konfrontacja zimnowojenna okazała się nieskuteczna, podjęto decyzję o pierestrojce, która przy utrzymaniu kontroli Rosji nad Europą Środkową miała zadać Zachodowi śmiertelny cios wyrzucając Stany Zjednoczone z Europy i budując wielki sojusz kontynentalny. Wszystkie wysiłki Rosji poczynając od eurokomunizmu, który tworzył podwaliny pod przychylność elit europejskich, po Nord Stream, najtrafniej symbolizujący układ rosyjsko-niemiecki, zmierzały i zmierzają do tego samego celu: nie tylko Europa Środkowo-Wschodnia, ale cała Europa ma stać się rosyjską strefą wpływów i wszystko jedno, czy będzie się to nazywało resetem, sojuszem rosyjsko-niemieckim czy wreszcie nową federacyjną Unią Europejską. Cel jest ten sam: opanowanie Europy i stworzenie imperium zdolnego do pokonania USA.
Na przeszkodzie tych planów nie stała dotychczas ani siła polityki USA, ani solidarność europejska czy zachodnioatlantycka. Dobrze pamiętamy tych polityków zachodnich, którzy zwalczali rząd Jana Olszewskiego dążącego do wejścia do NATO, przeprowadzenia dekomunizacji, budowy silnego państwa polskiego w sojuszu z Europą Środkowo-Wschodnią. Pamiętamy urzędników i polityków opóźniających - jak tylko było to możliwe - wejście Polski do NATO, a następnie przeciwdziałających trwałemu usytuowaniu wojsk NATO i USA na flance wschodniej. Na przeszkodzie sowieckich planów stanął polski ruch niepodległościowy, który najpierw pod kierownictwem rządu Jana Olszewskiego a następnie braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich wyrwał Polskę z rosyjskiej orbity, doprowadził do stacjonowania wojsk NATO i USA w Europie Środkowo-Wschodniej, a następnie rozpoczął budowę sojuszu Międzymorza z USA.
Trzeba o tym pamiętać, jeśli chce się budować prawdziwą strategię niepodległościową Polski. Nasze wysiłki ostatnich trzydziestu lat uniemożliwiające utworzenie neokolonialnej PRL-bis nie miały charakteru taktycznego. Polski ruch niepodległościowy nie podejmował wysiłków po to, by dziś wspierać sojusz rosyjsko-niemiecki. Ofiara smoleńska poszłaby na marne, gdyby na jej zgliszczach miała powstać oś Moskwa – Berlin - Paryż!
W blisko stuletniej historii walki Polaków o utrzymanie niepodległego państwa odzyskanego po 123 latach rozbiorów nigdy zapewne nie mieliśmy tak znakomitej koniunktury geopolitycznej i tak wielkiej gotowości narodu do podjęcia tego wyzwania. To prawda, że ten wysiłek napotyka zmasowany opór elit postkomunistycznych w kraju wspierany przez zagranicę, zwłaszcza w Niemczech, które szykują się do skonsumowania upragnionego sojuszu z Rosją. To prawda, że aby tę walkę wygrać, konieczne jest wsparcie powszechnego ruchu narodowego tak silnie dającego wyraz swoich dążeń w ostatnich latach. Chodzi nie tylko o poparcie sondażowe dla rządu Prawa i Sprawiedliwości. Potrzebna jest masowa zdolność działania jak ta wyrażana w wielkich demonstracjach takich jak Marsz Niepodległości, wsparcie dla tradycji Żołnierzy Niezłomnych, budowy wojsk obrony terytorialnej, gotowość przeznaczania pieniędzy budżetowych na zbrojenia, a wreszcie powszechna aprobata dla reform gospodarczych budujących silną i sprawiedliwą Polskę.
Jak nigdy w dziejach nowożytnej Polski naród gotów jest te dążenia akceptować i wspierać. Przez pierwsze dwa i pół roku rządów PiS przeprowadzono reformy, które swym zakresem i skalą przemieniły Polskę i rzeczywiście podniosły ją z kolan. Polski patriotyzm realnie wsparty przez władze państwowe okazał się prawdziwą siłą i udowodnił, że Niepodległość jest naprawdę możliwa.
Spotkało się to z niebywałą reakcją nienawiści i przeciwdziałania w wymiarze krajowym i międzynarodowym. Ale najbardziej dotkliwe są wątpliwości i niewiara po naszej stronie barykady.
Czy znowu mamy „wzmacniać lewą nogę”, które to sformułowanie Lecha Wałęsy z 1990 r. zapowiedziało jego zdradę i niszczenie polskiej niepodległości? (…)
Cały artykuł w grudniowym numerze miesięcznika „Wpis” (wyd. Biały Kruk). Więcej na stronie Biały Kruk.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/429266-grozi-nam-imperium-rosyjsko-niemieckie?strona=2