Nowi sędziowie Sądu Najwyższego nie są dopuszczani do orzekania.
W Sądzie Najwyższym rządzi stare, a nawet jeszcze starsze. I to rządzi z przytupem, tak jakby chciało odreagować jakieś wielkie, domniemane krzywdy. Nowi sędziowie po prostu nie są dopuszczani do orzekania. Mają status sędziów, ale nie orzekają. Powodem są ewentualne rozstrzygnięcia Naczelnego Sadu Administracyjnego i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jest tylko mały drobiazg: żadnemu z tych organów polska konstytucja nie przekazuje kompetencji do podważania lub unieważniania aktów samodzielnie i całościowo regulowanych wyłącznie przez nią, czyli np. aktu powołania sędziego przez prezydenta. Pierwszej prezes SN oraz „starym” prezesom izb SN w niczym to nie przeszkadza, więc nie dopuszczają nowych sędziów do orzekania, spodziewając się orzeczeń, które z punktu widzenia polskiego prawa i polskiej konstytucji są niemożliwe do wydania. Ale to pewnie dlatego, że dla dużej części środowiska sędziowskiego konstytucja jest ważna tylko jako nadruk na koszulkach, plakatach i nalepkach, ale nie jako akt prawa.
Przeciwko demoralizującemu, przymusowemu nicnierobieniu, mimo pobierania uposażenia, zaprotestował nowy sędzia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego prof. Kamil Zaradkiewicz. Po prostu pozwał Sąd Najwyższy, reprezentowany przez pierwszego prezesa. Zgodnie z przepisami pozew wpłynął do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a ta wydała postanowienie o zabezpieczeniu, czyli zobowiązała prezesa Izby Cywilnej SN do wyznaczania Kamila Zaradkiewicza do składów orzekających w sprawach, których terminy przypadają po 1 stycznia 2019 r. A pierwszego prezesa SN zobowiązał, w ramach ogólnego nadzoru, by zapewnił przestrzeganie tego, do czego zobligował prezesa Izby Cywilnej. Ostatecznie 8 stycznia 2019 r. prof. Zaradkiewicz wysłał pismo do prezesa Izby Cywilnej SN Dariusza Zawistowskiego dotyczące tego, jak zamierza wykonać postanowienie o zabezpieczeniu. Prof. Zaradkiewicz jest na razie jedynym nowym sędzią, który miał dość takiego traktowania jakby nie był sędzią. To oznaczałoby bowiem, że w Sądzie Najwyższym, czyli pod samą latarnia, jest najciemniej w kwestii przestrzegania ustaw i konstytucji. Na razie pod tą latarnią jest najciemniej i ta demoralizująca sytuacja trwa w najlepsze.
Ciemności zapanowały w Sądzie Najwyższym, choć nikt nie zanegował powołania prof. Zaradkiewicza do pełnienia urzędu i skutecznego objęcia stanowiska sędziego Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Wprawdzie przed Naczelnym Sądem Administracyjnym trwa procedura odwoławcza od uchwał Krajowej Rady Sądownictwa i tenże NSA skierował do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytania prejudycjalne, ale mają się one nijak do prerogatyw prezydenta RP dotyczących powoływania na stanowisko sędziego. Dotychczasowe orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego uznaje za bezprawne próby podważenia tej prerogatywy prezydenta - jako sprzeczne z art. 144 ust. 3 pkt 17 i art. 179 konstytucji. Bezprawne jest także naruszenie konstytucyjnej zasady nieusuwalności sędziego, o czym stanowi art. 180 ust. 1 konstytucji.
Zasadniczym prawem i obowiązkiem sędziego, wynikającym wprost z konstytucji, jest orzekanie, czyli udział w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości (art. 175 ust. 1 i art. 178 ust. 1 konstytucji). A skoro jest to także obowiązek i uprawnienie pracownicze sędziego wynikające ze stosunku służbowego (na podstawie przepisów ustawy o SN oraz Kodeksu Pracy), chodzi także o wykonywanie obowiązków i uprawnień jako pracownika. Dopuszczenie do orzekania jest więc dopuszczeniem do świadczenia pracy. Jeśli prezydent powołał sędziego, to ten akt o charakterze inwestytury wpływa na zakres obowiązków sędziego. Trybunał Konstytucyjny uznał, że „gwarancje art. 180 konstytucji dotyczą (…) funkcjonalnego zapewnienia sędziom, że po powołaniu na stanowisko sędziego przez Prezydenta będą wykonywać bez przeszkód funkcje orzecznicze w danym sądzie i danym czasie” (wyrok TK w sprawie o sygn. K 7/10). Stosunek służbowy sędziego wynika z powołania i określa status pracowniczy sędziego. Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż prerogatywa prezydenta wynikająca z art. 179 konstytucji skutkuje tym, że „wobec tego rodzaju aktów wyłączona jest, choćby pośrednia, odpowiedzialność polityczna za jego wydanie. Wyłączona jest też kontrola takiego aktu przez organy władzy publicznej. Kontrola taka byłaby dopuszczalna jedynie wówczas, gdyby przewidywała ją konstytucja (orzeczenie K 3/17, OTK ZU 68/A/2017). W polskim prawie nie istnieje żadna procedura umożliwiająca podważenie bądź kontrolę aktów wydanych w ramach wykonywania przez prezydenta jego prerogatyw. Co więcej, „konstytucja nie tylko nie zawiera, ale też nie daje możliwości stworzenia takiej procedury na poziomie ustawowym” (K 3/17; K 10/17). Postanowienie prezydenta o powołaniu sędziego nie jest aktem administracyjnym, dlatego nie podlega kognicji sądu administracyjnego. Suwerenność, prezydenta wynikająca z jego wyłącznych prerogatyw wykracza poza sferę działalności administracyjnej.
Niedopuszczenie sędziego do orzekania jest naruszeniem zasady niezawisłości sędziowskiej (wyrok TK w sprawie K 28/04, OT K ZU nr 7/A/2005, poz. 81). Powody i tryb wyłączenia sędziego są konkretnie uregulowane ustawowo, np. w Kodeksie Postępowania Cywilnego. Także konstytucja określa konkretne okoliczności umożliwiające usunięcie sędziego ze stanowiska albo wygaśnięcie stosunku służbowego sędziego. A skoro sposób wyłaniania i powoływania na stanowisko sędziego, w tym sędziego SN, reguluje w sposób samodzielny i całościowy konstytucja RP, nie można nie dopuszczać sędziego do orzekania powołując się na trwające postępowania przed Naczelnym Sądem Administracyjnym oraz przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Żadnemu z tych organów konstytucja nie przyznaje kompetencji do podważania lub stwierdzania nieskuteczności aktów, które reguluje ona w sposób samodzielny i całościowy.
Trwających przed Naczelnym Sądem Administracyjnym postępowań odwoławczych od uchwał KRS o przedstawieniu/nieprzedstawieniu prezydentowi kandydatur na stanowisko sędziego nie sposób uznać za skuteczne ani wobec prezydenta RP ani wobec prof. Kamila Zaradkiewicza (i innych nowych sędziów), gdyż ani głowa państwa ani powołani przez niego sędziowie nie byli podmiotami wykonującymi uchwałę Krajowej Rady Sądownictwa. Zgodnie z obowiązującym prawem nie było podstaw do wstrzymania wykonania orzeczenia, co do którego skutecznie nie uruchomiono postępowania odwoławczego. Poza tym, zgodnie z art. 44 ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, prawo do kontroli uchwały KRS obejmuje tylko negatywne rozstrzygnięcie, a skoro za roszczenie podlegające zabezpieczeniu NSA uznał prawo do kontroli uchwały, nie obejmuje ono pozytywnego rozstrzygnięcia zawartego w uchwale, a jedynie negatywne - w części dotyczącej skarżącego. Zgodnie art. 44a ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, osobie składającej odwołanie nie przysługuje żądanie kontroli legalności uchwały obejmującej rozstrzygnięcie o przedstawieniu wniosku o powołanie na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Nie mają zatem podstaw próby podważania statusu konstytucyjnego i ustawowego nowych sędziów jako skutecznie powołanych przez prezydenta na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa.
Prof. Zaradkiewicz wniósł o zabezpieczenie roszczenia procesowego na podstawie art. 755 Kodeksu Postępowania Cywilnego, co zostało uznane w postanowieniu Izby Dyscyplinarnej SN, gdyż zanim zostałby dopuszczony do wykonywania funkcji orzeczniczych zgodnie z wyrokiem sądu, mogłoby minąć dużo czasu. Wciąż nie wiadomo, jak prezesi SN Małgorzata Gersdorf i Dariusz Zawistowski zareagują na postanowienie Izby Dyscyplinarnej SN. Nic nie wskazuje na to, żeby to postanowienie cokolwiek zmieniło w postępowaniu „starych” prezesów. A to oznacza, że w Sadzie Najwyższym wciąż jest tak jak było, tylko bardziej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/428977-w-sadzie-najwyzszym-jest-tak-jak-bylo-tylko-bardziej