Dzisiejsza konferencja nie rozwiała wątpliwości wokół zarobków w NBP. Dementi doniesień „Gazety Wyborczej” to zbyt mało, aby uspokoić sytuację. Być może więc konieczne jest wywrócenie stolika i szybkie wprowadzenie systemowych rozwiązań zapobiegających na przyszłość podobnym niejasnościom.
Niezależnie bowiem od tego, czy dwie panie z otoczenia prezesa zarabiają – jak twierdzi „Gazeta Wyborcza” – 65 tysięcy złotych, czy też nieco mniej, obywatele (którzy w przytłaczającej większości nie mogą nawet marzyć o takich sumach na swoim koncie) mają prawo do odpowiedzi na pytanie, jakie są to kwoty i na jakiej podstawie są wypłacane. Owszem, na razie nie ma jakoby przepisów prawnych pozwalających ujawnić te dane, ale – nie oszukujmy się – wszystko to tak naprawdę kwestia polityczna. Skoro tych przepisów nie ma, to obecna sytuacja nakazuje natychmiast zmienić prawo. I nie ma tu nic do rzeczy, że pensje te wypłacane są ze środków własnych NBP. Bank narodowy jest instytucją zaufania publicznego i jako taki powinien podlegać społecznej kontroli, zwłaszcza, że w zarzutach jest mowa o naprawdę ogromnych – z punktu widzenia zwykłego człowieka – pieniądzach. Trudno więc te zarobki usprawiedliwić kompetencjami, czy standardami obowiązującymi w bankowości. Owszem, pensje w bankach są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do średniej w innych branżach, ale warto mieć świadomość, że nie budzi to powszechnej aprobaty. Ludzie znacznie bardziej kompetentni w swoich dziedzinach zarabiają o wiele mniej. I ich frustracja jest całkowicie racjonalna.
Nie chodzi oczywiście o to, aby pensje równać w dół. Przeciwnie, powinniśmy zmierzać do takich zarobków, jakie są standardem na zachód od naszej granicy. Również – a może nawet przede wszystkim – w instytucjach publicznych. Ale poza tym, że wymaga to czasu (na razie daleko nam do możliwości finansowych Europy Zachodniej), to musi to być oparte na przejrzystych, jasnych regułach. Każde odstępstwo grozi uzasadnionymi pretensjami społeczeństwa.
Oczywiście warto dostrzec tu również polityczny aspekt wrzawy wokół NBP. Adam Glapiński tłumaczy, że nagonka na niego rozpoczęła się wraz z zamieszaniem wokół KNF, a jej podłoże ma związek z nasilającą się presją na wejście przez Polskę do strefy euro. Dymisja prezesa NBP i rozpoczęcie dziś wojny wokół powołania jego następcy są więc z tego punktu widzenia dość ryzykowne. Inna rzecz, że trudno pojąć, jak w takiej sytuacji można było dopuścić do niejasności w sprawie zarobków w NBP.
PiS jest partią, która przejrzystość i uczciwość władzy ma wypisaną na sztandarach. I bardzo pilnuje tych standardów w swoich szeregach. Wcześniejsze sprawy Misiewicza i zamieszanie wokół KNF, to były raczej wyjątki od reguły, zresztą w obu tych przypadkach mieliśmy do czynienia z twardą reakcją Jarosława Kaczyńskiego. Dziś punktem wyjścia dla PiS może być projekt ustawy w sprawie jawności zarobków w NBP przygotowany przez PO. Rządząca prawica powinna tu pójść za ciosem i przejąć inicjatywę, radykalnie zaostrzając standardy. Im szybciej to się stanie, tym lepiej. Nie tylko dla PiS, ale dla całego państwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/428885-zarobki-w-nbp-czas-radykalnie-zaostrzyc-standardy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.