Właśnie wybuchła bomba z „nowymi zasadami segregacji śmieci”. W stolicy ustawa miała obowiązywać od 1 stycznia, ale już wiadomo, że, praktycznie, nie będzie.
Dotąd odpady były zbierane w trzech pojemnikach – suche segregowane, mokre zmieszane i szkło, a teraz będą w pięciu kontenerach – papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne, odpady, ulegające biodegradacji i śmieci mieszane. A potem zapewne w sześciu, albo dziesięciu, bo już dziś do tych pięciu nie zmieściły się zużyte baterie, świetlówki, żrące chemikalia, przeterminowane lekarstwa i niepotrzebny sprzęt AGD i RTV. Wprawdzie wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski twierdzi, że z odbiorem wszystkich tych odpadów nie będzie problemu, ale do dziś nie wiadomo czy został zakończony przetarg 9 firm, które się zameldowały do przetargu. Bo ostatni termin, wskazany przez miasto, był późny, 20 grudnia. A jeśli tak, czy wszystkim formalnościom - przecież to są ścisłe procedury - stało się zadość? Tak czy inaczej na wprowadzenie całościowego Wspólnego Systemu Segregacji Odpadów samorządy mają czas do 30 czerwca 2022 roku.
Ministerstwo Środowiska, Gazeta Wyborcza, TVN i Onet.pl solennie zapewniają, że te nowe zasady segregowania śmieci uratują świat od klęski zanieczyszczenia środowiska i przyczynią się do wymiernych korzyści finansowych. Oczywiście, pod warunkiem, że nie będzie ani jednej gminy, której choć 1% mieszkańców zlekceważy nowe zasady. A przecież będą. Dziś w starych demokracjach mamy ok. 37% domostw, które segregują śmieci, u nas ten procent jest znacznie niższy. A więc ile będzie takich jednostek, które zasłużą na niższy rachunek za odbiór nieczystości? Przecież nie ma takiej opcji, żeby zmusić 100% mieszkańców gminy do segregacji śmieci do coraz większej ilości pojemników. Więc i tak będą one płaciły 3-krotną stawkę za odpady. Kolejne pytanie, jak identyfikować „bad boys” czy „girls”, którzy nie segregują śmieci, a jest ich znakomita większość? Internauci żartują sobie – a może każdy dostanie kolorowe torby z nazwiskiem, adresem lub kodem kreskowym? Jeszcze jedno trudne pytanie - jak w małych polskich kuchniach trzymać nie jeden, nie trzy, ale pięć pojemników czy toreb ze śmieciami? I ostatnie, czy posegregowane odpady będą na pewno trafiały do właściwego miejsca, tzw. instalacji odzysku albo unieszkodliwiania? Czy na pewno nie będą trafiały na wysypiska śmieci?
Londyn, Manchester, Leeds, duże, średnie i małe miasta, a w centrum co 100 metrów 7 – 10 wielkich pojemników. Na papier, metale i tworzywa sztuczne, szkło i odpady mieszane, A obok jeszcze kilka innych, organizacji charytatywnych – Armii Zbawienia, British Heart, Oxfam, etc. Kontenerów samej Armii Zbawienia obok jej siedziby jest trzy – na odzież, buty, zabawki. Centra miast wyglądają jak wielkie śmietniska a dookoła fruwają muchy, uwijają się szczury, karaluchy. Wskutek tych „nowych zasad segregacji” spadł poziom higieny brytyjskich aglomeracji. Już Państwo zdają sobie sprawę jak wyglądają, ale czy wiecie jak cuchną – zwłaszcza latem - te brytyjskie śliczne, historyczne miasta i miasteczka?
Widziałam kiedyś amerykański film z Kenem Russellem pt. „Ucieczka z Nowego Jorku”. Pokazywał wielką metropolię już „po katastrofie”, wyludnioną, niebezpieczną, tonąca w śmieciach, bo służby miasta już nie pracowały. Pamiętam zdjęcia ze strajków brytyjskich śmieciarzy z lat 80. kiedy „czerwone” związki zawodowe próbowały wysadzić z siodła premier Margaret Thatcher. Czy tonący w odpadach Neapol. Tak dziś – punktowo – wyglądają brytyjskie miasta, zwłaszcza większe i średnie. Przyczyną tego nie jest bynajmniej strajk pracowników oczyszczania miasta, lecz posunięta do granic absurdu fiksacja lewicy – „nowy sposób segregacji śmieci”. Najbardziej absurdalna, od czasów teorii ocieplenia klimatu na skutek emisji gazów cieplarnianych.
Wielka Brytania, „demokracja właścicieli domków jednorodzinnych”, a przed każdym domkiem - kontener na odpady. Spacerujemy nie obok domów, lecz szeregów śmietników. Miasta - zasypane kontenerami, czarnymi, zielonymi, brązowymi, niebieskimi. A na pięknym, historycznym bulwarze nadmorskim w Brighton – rzędy 10 – 12 wielkich, czarnych pojemników. Nie tylko po stronie restauracji, ale i plaży, tak, że morze ogląda się przez prześwity w długich szeregach śmietników. Słyszałam nawet skargi obcokrajowców, Japończyków, Rosjan, Amerykanów, że „nie mogą zrobić zdjęcia morza z pięknym pier czyli molo, bez kontenera na śmieci w kadrze”. A w centrum liszaje na zdrowym ciele miasta – oficjalne, zadekretowane śmietniki, i tak mniej więcej co 100 – 150 metrów. Miejsca niebezpieczne, niehigieniczne, ryzykowne dla zdrowia dla ludzi i zwierząt. Ja naprawdę nie przesadzam, to jest rzeczywistość kraju w 5-7 lat po odpaleniu „nowych zasad segregacji śmieci”.
A teraz ta epidemia przenosi się do Polski. Wspierana przez polskie Ministerstwo Srodowiska, które uległo zapisom Unii, kompletnie nieświadome grożącego nam niebezpieczeństwa. I tak rozpoczęło się „śmieciowe pandemonium”. W Stanach Zjednoczonych zasadą są dwa pojemniki, jeden przeznaczony dla artykułów do recyklingu, a drugi dla tych, które nie podlegają recyklingowi. Potem ludzi przy taśmie posegregują je, i dobrze, bo mają pracę, a Amerykanie nie muszą się gimnastykować z ich selekcją. Ale w lewicowej Europie ważniejsza jest ideologia, a nie człowiek. I urzędnicy unijni, zamiast ułatwiać ludziom życie, robią wszystko, żeby je utrudnić. A wiadomo, jak jest trudniej, ludzie w ogóle nie będą się z segregowaniem fatygować. No a w naszych mediach już się mówi o upadku firm, zajmujących się rozdziałem odpadów, wielu ludzi straci pracę.
„Nowe zasady segregacji śmieci”, to kolejna szajba światowej lewicy. Zabiera pracę ludziom, powoduje upadek firm, segregującym śmieci, niepotrzebnie fatygują ludzi - ba, karzą ich finansowo za zaniedbania. No i zamieniają świat w jedno wielkie wysypisko śmieci. A wystarczyłoby, gdyby Ministerstwo Środowiska wysłało kilku urzędników do kilku brytyjskich miast, żeby zobaczyć, jak ten system z piekła rodem działa! I zaadaptować inny, rozsądniejszy i mniej szkodliwy, dla ludzi i środowiska naturalnego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/428031-nowe-zasady-segregacji-smieci-czyli-lewicowa-fiksacja-roku