W całej stercie politycznych analiz, wróżb i prób nakreślenia scenariuszy na podwójnie wyborczy rok 2019 warto odnotować tekst Piotra Trudnowskiego na stronach Klubu Jagiellońskiego. To zresztą jedno z nielicznych środowisk, które nad sprawami publicznymi próbuje pochylać się z pozycji propaństwowych, wznosząc się ponadpartyjne przepychanki.
Ale dość laurek - nowy prezes KJ napisał interesujący tekst, w którym stawia tezę o istotnej roli polityków i ugrupowań, które, przynajmniej na dziś, nie wchodzą w skład dwóch największych bloków (Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej).
Dynamika polityczna 2019 roku w znacznym stopniu może nie zależeć wcale ani od Schetyny i Morawieckiego, ani nawet od Kaczyńskiego i Tuska. Bardzo istotne dla kształtowania się polskiej sceny politycznej będą decyzje, zręczność i kondycja mniejszych graczy
— czytamy.
Zagadnienie to ma twarde oparcie przynajmniej w kilku konkretach (o wadach za chwilę) - tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w roku 2015 Prawo i Sprawiedliwość sięgnęło po samodzielną władzę także dzięki politycznemu szczęściu (lista lewicy pod progiem 8%, Razem i KORWiN tuż pod granicą 5%). Myślę zresztą, że zauważono to również w kierownictwie Zjednoczonej Prawicy - ostatnie sugestie premiera Mateusza Morawieckiego (a wcześniej Jarosława Kaczyńskiego) pokazują, że różne scenariusze koalicyjne są brane pod uwagę.
O sprawie bardzo ciekawie mówił również prof. Antoni Dudek na antenie telewizji wPolsce.pl, polecam serdecznie.
Na gruncie zebrania sejmowej większości po jesiennych wyborach parlamentarnych teza o politycznej wadze partii spoza duopolu PiS-PO ma solidne podstawy i po prostu się broni. To oczywiście wróżenie z fusów, ale stan na styczeń 2019 roku jest taki, że prawdopodobnie jedna z głównych stron politycznego sporu nad Wisłą będzie musiała zerkać albo w kierunku koalicjanta, albo przeciągać na swoją stronę pojedynczych posłów spoza własnych klubów. To jednak melodia mimo wszystko niepewnej przyszłości: scenariusz, w którym o realnym kierunku zmian współdecydują politycy Kukiz‘15, Bezpartyjnych Samorządowców czy PSL (czy to w koalicji z PiS czy PO).
I na tym etapie z Piotrem się zgadzam. Ale autor Klubu Jagiellońskiego idzie dalej, pisząc:
W trójkącie PSL-Kukiz’15-Bezpartyjni Samorządowcy może powstać w dłuższej perspektywie jakieś „nowe centrum” polskiej sceny politycznej. (…) Powstanie bloku formacji centrowych o obustronnej zdolności koalicyjnej wydaje się niezbędne, by wymusić na dwóch plemionach lepsze rządzenie i jakiekolwiek systemowe reformy.
„Centrowa korekta” polskiej polityki, jakiś jakościowy zwrot, nad czym sam zresztą ubolewam, to publicystyczne political fiction. Ani ludowcy, o których specyfice (ujmę to eufemistycznie…) w ciągu ostatnich trzech dekad chyba zbyt szybko zapominamy, ani rozedrgani programowo i koncepcyjnie antysystemowcy spod znaku K‘15, ani wielka niewiadoma, jaką są Bezpartyjni Samorządowcy nie przyniosą nam odnowy. To nie jest tylko historyczna trudność z pogodzeniem się z takim stanem rzeczy - nie chcę być pesymistą, ale w najlepszym razie skończy się to historią z wyborów do sejmików wojewódzkich i budową kolejnych koalicji w mało eleganckich, choć przecież całkiem normalnych okolicznościach.
Oczywiście, jestem sobie w stanie - bez większego problemu - wyobrazić sytuację, w której koalicjant Kukiz‘15 wymusza na PiS konkretne postulaty programowe (podatkowe, ordynacyjne, administracyjne), PSL za sprawą Władysława Kosiniaka-Kamysza lobbuje za jakimś dodatkowym akcentem polityki prorodzinnej, a Bezpartyjni Samorządowcy zwracają uwagę na problemy samorządów właśnie. Niemniej jednak w dłuższej perspektywie nie będzie miało to większego znaczenia - żadne z wymienionych ugrupowań nie jest zdolne do „programowego nowego otwarcia z jakimś reformatorskim minimum”, o którym pisze Piotr. Zbyt blisko oglądam tę politykę z poziomu korytarzy sejmowych, by uwierzyć w takie opowieści.
Może to mało popularne, ale wsparcie dla rządu w zakresie konkretnych zmian, odnalezienie „reformatorskiego minimum” czy szukanie „centrowej korekty” (jakkolwiek ją rozumieć) możliwe jest - przynajmniej na dziś, w rzeczywistości AD 2019 - w ramach jednego z wielkich obozów. Czasem będzie to się wiązało z forsowaniem projektów i pomysłów przez danego ministra (nie chcę wymieniać konkretnych nazwisk), innym razem z zatrzymaniem co bardziej ekscentrycznych zmian (analiza ustaw przed skierowaniem do Sejmu, presja, weto prezydenta), a jeszcze innym z konsekwentnym lobbingiem na rzecz konkretnych rozwiązań także w kierownictwie danego obozu (to zadanie także dla Klubu Jagiellońskiego). Różnić nas będzie również sprawa równego traktowania PiS i PO jako w zasadzie podobnych ugrupowań, sam uważam, że oprócz znanych i celnie wypunktowanych (także w raporcie KJ) uwag i pretensji, rządy Zjednoczonej Prawicy przyniosły wiele dobrych, realnych, niedocenianych zmian - zwłaszcza w społeczeństwie. Ale to temat na osobne rozważania.
Czy nam się to podoba, czy nie, Zjednoczona Prawica i w miarę zjednoczona opozycja zbierają na dziś łącznie ok. 60-70% głosów. A może i więcej. Nie oznacza to oczywiście, że tak będzie na wieki wieków, ale tego faktu bagatelizować nie można. Tym bardziej, że w ugrupowaniach poza wspomnianym obozem nie widać specjalnie wielkiej jakościowej różnicy. Nowe inicjatywy również nie dają przesadnej nadziei: postulaty i historie Roberta Biedronia to na razie parapolityczne stand-upy, programowe wydmuszki - po prawej stronie zacięcia reformatorskiego też nie widać, jeśli już, to raczej ideowe.
„Nowe centrum” postulowane przez Piotra nie uzdrowi polskiej polityki, nie nada nam przy Wiejskiej, w redakcjach i na wiecach świeżości, lekcji z bardziej merytorycznego podejścia do kampanii wyborczych, nie wprowadzi do Sejmu wyłącznie ekspertów, fachowców i specjalistów (inna sprawa, czy przyniosłoby to wiele dobrego). Jakościową zmianę, korektę ledwie, może przynieść, a i to jest moją naiwną wiarą, kolejne pokolenie polityków, ale wychowywane na dziś w ramach wielkich obozów, może nieco z boku, na marginesie. Być może służyć będzie temu jakaś korekta kursu związana z potrzebą koalicji (i tutaj z Piotrem się zgadzam), ale wielkich nadziei bym z tym nie wiązał. To banał, ale jest w nim coś: politycy są tacy, jacy i wyborcy. I choć wszyscy szukamy lepszej jakości politycznego życia, to pewnych barier, przynajmniej szybko, nie przeskoczymy. Potrzeba i czasu, i cierpliwości w działaniu.
Rację zresztą może mieć Piotr w innym fragmencie swojego tekstu: zmiany w sposobie uprawiania polityki nie muszą przynieść wcale takie czy inne układanki polityczno-partyjne, ale realne kłopoty organizacyjne w szkołach, służbie zdrowia, protestach budżetówki. Wymusić pewne korekty mogą także rosnące aspiracje Polaków czy spowolnienie gospodarcze, które widać za rogiem. Ale to optymistyczny scenariusz - równie dobrze wszystko to może się skończyć kolejnymi rządowymi nominacjami dla Adamów Andruszkiewiczów i innych polityków z potencjałem rozumianym jako zasięgi na Facebooku czy Twitterze, czy z drugiej strony opowieściami o rozdziale Kościoła od państwa jako lekarstwu na wszystkie bolączki, co trzeba ogłaszać 6 stycznia. Walka o coś więcej zawsze przypomina kopanie się z koniem, ale mamy obowiązek to czynić.
Mało optymistycznie? Być może. Ale i taki to będzie, a przynajmniej być może, rok 2019.
ZOBACZ MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427947-to-pociagajace-ale-nowe-centrum-nie-uzdrowi-polityki