Z pozoru nie ma to sensu. Oto na rok przed wyborami parlamentarnymi establishment III RP zwiększa szaleńczą presję na promowanie w Polsce waluty euro.
I to pomimo nie najlepszych doświadczeń tych państw, które ją przyjęły choć były zapóźnione w stosunku do najbardziej rozwiniętych państw UE. Np. Litwa, Słowacja a przede wszystkim kraje południa Europy. A także pomimo dobrej kondycji polskiej gospodarki, która m.in. dzięki własnej elastycznej walucie i samodzielnej polityce monetarnej, rozwija się od kilku lat w tempie dającym nadzieję na dogonienie bogatszych.
Mimo to np. „Rzeczpospolita” uparcie próbuje przekonać wszystkich, że „wspólna waluta przyniesie stabilizację cen”. Owszem, być może ceny będą przy euro zamrożone, ale nie tylko one - także możliwości rozwoju i szanse zmniejszenia dystansu wobec gospodarek najbardziej rozwiniętych. Euro jest bowiem jak wygodny na początku kaftan bezpieczeństwa - ogranicza ruchliwość, konkurencyjność, pole wszelkiego manewru. I z czasem to każdego dogania. Korzyści związane ze stabilnością tego nie rekompensują.
Wypowiedzi wzywających do szybkiego przyjęcia euro jest mimo to po stronie radykałów związanych z III RP coraz więcej. Także tych aktywnych na scenie partyjnej. Ekonomicznie nie ma to sensu, zysków wyborczych też nie przynosi. O co zatem tu chodzi?
Warto wrócić do wywiadu, którego niedawno udzielił tygodnikowi „Sieci” prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Adam Glapiński:
Siły polityczne, które chcą powrócić do władzy, myślą o zapewnieniu swojej dominacji już „na zawsze”. Ma im to umożliwić wejście Polski do strefy euro. Ale bez zmiany prezesa banku centralnego nie będzie to ani łatwe, ani proste, ani szybkie. A może w ogóle nie będzie możliwe.
Stąd właśnie - zdaniem Glapińskiego - seria medialnych ataków na niego. I dalej:
Dostaję liczne sygnały wskazujące na ciekawe tropy, z których wyłania się szerszy kontekst. Następuje przecież bardzo poważna zmiana naszego otoczenia. Wielka Brytania wychodzi z Unii Europejskiej. Pozostaje wspólnota kontynentalna, z niesamowicie mocną dominacją Niemiec współpracujących z mającą wielkie kłopoty Francją prezydenta Macrona. Jednocześnie strefa euro wciąż ma problemy, nie jest w stanie się zreformować, funkcjonuje od kryzysu do kryzysu. Trudno się dziwić, bo jedna waluta dla krajów tak różnych jak te z Południa i te z Północy zawsze będzie powodowała napięcia oraz nierównowagi.
W tej sytuacji potrzebny jest silny ruch do przodu. A co byłoby największym sukcesem dla Niemiec, Francji i strefy euro, a co jednocześnie jest w zasięgu ręki? […] Oczywiście wciągnięcie Polski do strefy euro. Nieprzypadkowo partie opozycyjne umieściły wejście do strefy euro jako drugi punkt swojego programu, zaraz po „depisizacji”. Dla nowej partii Ryszarda Petru to także rzecz najważniejsza. Wszyscy poprzedni prezesi NBP również wspierają ten kierunek, włącznie z moim bezpośrednim poprzednikiem, który w czasie pełnienia funkcji był stanowczo przeciw, a teraz nagle zmienił zdanie
— mówi Adam Glapiński i dodaje:
To się składa w bardzo logiczną całość. Trudno tego wszystkiego nie skojarzyć z atakiem na NBP.
Że za bardzo spiskowe?
To przypomnę: w listopadzie ub. r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała wywiad z niemieckim dziennikarzem Robinem Alexandrem, autorem książki „Angela Merkel i kryzys migracyjny. Dzień po dniu”, któremu wymknął się taki smaczek w opisie debaty unijnej o przymusowej relokacji imigrantów:
Nad Kopacz przez telefon pracowała Merkel, a Piotrowska była w Brukseli. Niemcom udało się złamać Polaków. Przed posiedzeniem byli przeciwko, na posiedzeniu zagłosowali za postulatem Berlina. Dużą rolę odgrywało też to, że Kopacz była bliską współpracowniczką Tuska. A on jako przewodniczący Rady Europejskiej wybrany dzięki poparciu Merkel potrzebował sukcesów.
CZYTAJ WIĘCEJ: Dziennikarz „Die Welt” dla „GW”: Niemcy sądzą, że Polacy są niewdzięczni. Wschodnia Europa zostawiła nas na pastwę losu
Mam narastającą pewność, że teraz też ktoś w Berlinie ciężko pracuje, by złamać Polaków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427926-a-moze-to-glapinski-ma-racje-skad-ta-presja-na-walute-euro