Filozofia antyPiS jest ideologią nicości, czymś w rodzaju „żeby nie było niczego” Krzysztofa Kononowicza.
Od ponad trzech lat fascynuje mnie głębia myśli stojącej za filozofią totalnej opozycji. Sam termin „totalna opozycja” jest ważną częścią owej myśli. Najkrócej rzecz ujmując, wszystko, co nie jest Prawem i Sprawiedliwością jest dobre, a najlepszy jest ścisły antyPiS, czyli odwrotność tego, co zrobiła i robi partia obecnie rządząca. Filarem tej filozofii jest „obrona demokracji”, polegająca na tym, żeby było tak jak było. Demokracja to stan sprzed sierpnia (zaprzysiężenie prezydenta Andrzeja Dudy) i listopada 2015 r. (powołanie rządu Beaty Szydło). Finalnie zrealizowaniem programu obrony demokracji będzie Akt Odnowy Rzeczpospolitej, czyli cofnięcie, najlepiej jednym aktem odnowy, wszystkich zmian ustawowych oraz niższej rangi, jakie dokonały się za prezydentury Andrzeja Dudy i rządów Beaty Szydło oraz Mateusza Morawieckiego.
Ideał programowy „obrońców demokracji” nie dlatego jest trudny do zrealizowania, że jednorazowy Akt Odnowy Rzeczpospolitej jest głupi i nierealny, co wytknęła totalnym nawet ich zwolenniczka prof. Ewa Łętowska. Ten ideał byłby sprzeczny choćby z dwoma kluczowymi reformami, których totalni nie chcą, bo nie mogą cofnąć, jeśli w ogóle marzą o władzy: programu 500 + i obniżenia wieku emerytalnego, podniesionego przez PO-PSL. Tych sprzeczności jest zresztą dużo więcej, co normalne, gdy się nie ma własnego programu, a tylko jest się antyPiS. Z tego wynika, że filozofia „obrońców demokracji” jako antyPiS i staus quo ante jest najprymitywniejszą, najmniej wymagającą intelektualnie opcją, jaką opozycja może wybrać. Dlatego, że jest prostą reaktywnością i dziecinną odwrotnością cudzych poglądów oraz działań. Nie rozstrzygam, czy taka filozofia wynika z intelektualnej bezradności Grzegorza Schetyny i jego kolegów, czy chodzi o zwykłe lenistwo i funkcjonowanie w polityce jak najmniejszym kosztem.
Ograniczenia totalnych widzą wszyscy poza nimi samymi. Na przykład w komentarzu w „Kulturze Liberalnej” (z 31 grudnia 2018 r.) Tomasz Sawczuk zwrócił uwagę na rzecz oczywistą: skoro oni „nie widzą świata poza PiS-em”, to ten „pisocentryzm utrudnia analizę niedostatków III RP oraz nie zawiera perspektywy lepszej przyszłości”. Takie podejście „nie pozwala zrozumieć, dlaczego PiS wygrało wybory ani jak należy mu odpowiadać. Obronę demokracji wystarczy utożsamić z postawą przeciwną rządowi – i gotowe. Opozycja powinna być totalna i zjednoczona”. Taki minimalizm czy wręcz prymitywizm programowy nasuwa pytanie, po co opozycja ma przejmować władzę, skoro niczego nie zapewnia. Bo przecież nie zapewnia też powrotu do poprzedniego stanu (żeby było tak jak było).
Nawet w ustrojach totalitarnych, a tym bardziej w demokracji niemożliwe jest cofnięcie się do stanu sprzed iluś tam lat. Nie tylko dlatego, że takie pomysły jak Akt Odnowy Rzeczpospolitej są głupie i infantylne. Rzeczywistość zmienia się na tyle, że to samo już nie działa i nawet gdyby odtworzyć je w szczegółach, będzie czymś zasadniczo innym. Filozofia antyPiS jest zatem przyznaniem, że „obrońcy demokracji” nic nie wymyślili i to nic ma być realizowane w wypadku odzyskania władzy. Można sobie oczywiście wyobrazić, że totalni rządzą robiąc wszystko na odwrót niż ci, którzy sprawowali władzę przed nimi, ale także tego nie da się zrealizować. Filozofia antyPiS jest zatem ideologią nicości, czymś w rodzaju „żeby nie było niczego” Krzysztofa Kononowicza.
Nieprzypadkowo nawiązuję do niegdysiejszego kandydata na prezydenta Białegostoku i niespełnionego kandydata na urząd prezydenta RP Krzysztofa Kononowicza, gdyż zawartość myślowa programu antyPiS oraz „żeby nie było niczego” są bardzo podobne. Mimo wielu przemówień programowych Grzegorza Schetyny oraz jego kolegów. Intelektualnie to jest ten sam poziom. I to może wprawiać w pewną konfuzję, bo jednak w kraju takim jak Polska chciałoby się mieć opozycję na jakimś poziomie. Choćby po to, żeby umiejętnie „prostowała” rządzących. Rządząca zjednoczona prawica zapewne się cieszy mając po drugiej stronie Grzegorza Schetynę i PO (Koalicja Obywatelska to już jest obecnie żart historii), ale to radość wątpliwa. Nie mając mądrej i twórczej opozycji samemu się gnuśnieje i – niestety – głupieje. Na mądrzejszej opozycji powinno więc zależeć przede wszystkim rządzącym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427815-niewydarzona-i-glupia-opozycja-szkodzi-samej-sobie