Przełom roku to zwyczajowo podsumowanie mijających 365 dni i próba nakreślenia przewidywań na nadchodzące miesiące. W polskiej polityce, czemu trudno się dziwić, przewidywania te będą krążyły wokół tegorocznych wyborów; najpierw europejskich, a następnie parlamentarnych.
Zwłaszcza przy tych drugich zanosi się na bardzo wyrównany bój - sporo zależeć będzie od liczby i kształtu zgłoszonych list wyborczych, od mobilizacji (i demobilizacji) elektoratu, wreszcie - od tego, jak procentowy wynik przełoży na mandaty d’Hondt i jakie ewentualne koalicje (jeśli PiS nie sięgnie po samodzielną wygraną) będą możliwe na naszej scenie politycznej.
I w kontekście tego ostatniego zagadnienia warto pochylić się nad ostatnim wywiadem premiera Mateusza Morawieckiego na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”. Szef rządu opowiadając o swojej decyzji zamiany sektora bankowego na polityczny dzielił się takimi spostrzeżeniami:
Miałem ogólne poczucie, że chcę wejść do polityki. Z tą myślą szedłem do pracy w bankowości. Chciałem być w ekipie naprawy Polski, likwidowania patologii III RP. Ale przecież trudno było przewidzieć wygraną PiS w 2015 r. Jarosław Kaczyński niczego mi nie obiecywał. Skłamałbym, że nie widziałem siebie w przyszłym rządzie PiS. Sądziłem jednak, że to prędzej będzie koalicja z PSL, ba, może nawet z SLD. Byłem gotów także w takim przypadku pracować. Kłóciłem się o to z kolegami z dawnego podziemia
— przyznał rozmówca Piotra Zaremby.
Na wspomniany wątek zwrócił uwagę prof. Antoni Dudek. I rzeczywiście, jak się wydaje, nie jest to po prostu jedna z anegdot pana premiera, ale otwarcie pewnej furtki, a może nawet rozpoczęcie jakiejś formy gry, na której końcu jest pytanie o możliwości koalicyjne obozu Zjednoczonej Prawicy. Jak bowiem mówi kilka akapitów dalej - w tym samym wywiadzie - premier Morawiecki:
Jeśli z biegiem lat coś się we mnie zmienia, to głównie podejście do przeciwników politycznych z czasów PRL – mam dziś nawet do SLD bardziej miłosierne nastawienie niż 15 czy 30 lat temu. Razem żyjemy w Polsce i razem powinniśmy o nią dbać. Kto nie popełnia błędów, niech pierwszy rzuci kamieniem
— powiedział prezes Rady Ministrów.
„Miłosierne nastawienie” premiera nie musi, rzecz jasna, nie oznaczać zbudowania takiej koalicji, ani tym bardziej nie wystarczyć do namówienia polityków z innych obozów do współpracy. Niemniej jednak tak miękki przekaz jest jasnym sygnałem wysłanym w przestrzeń polityczną u progu roku 2019: nie wykluczamy, nie stawiamy sprawy zero-jedynkowo, otwieramy pole do dyskusji i interpretacji. Z jednej strony to oczywiście dość naturalne zachowanie ugrupowania w roku wyborczym (Jarosław Kaczyński również mrugał okiem do elektoratów innych partii), z drugiej taki sygnał wpisuje się w szersze zmiany w sposobie uprawiania polityki (a przynajmniej w warstwie językowej, retorycznej) przez obóz Zjednoczonej Prawicy.
W roku 2015 Prawo i Sprawiedliwość rozbiło wyborczy bank nie tylko dlatego, że przekonało do swojej oferty 37,5% wyborców, którzy oddali głos w wyborach - PiS miało też sporo szczęścia (koalicja lewicy nieprzebijająca progu 8 procent, otarcie się o próg wyborczy przez partie KORWiN i Razem), dzięki czemu nie trzeba było rozglądać się za możliwymi koalicjantami. W roku 2019 dzisiejsza opozycja powinna wyciągnąć wnioski z tamtych błędów i niepowodzeń - przynajmniej na poziomie technicznym, administracyjnym. Jeszcze inna rzecz, czy PiS po prostu nie powiększy stanu swojego posiadania i znów zgarnie samodzielną większość, ale równie dobrze może okazać się, co wcale nie jest nieprawdopodobne, że rozkład głosów niewiele się zmieni. Na to przynajmniej wskazują sondaże na koniec roku.
I dlatego premier może otwierać furtkę do ewentualnej koalicyjnej gry: nie tylko z takimi ugrupowaniami jak Kukiz‘15 czy Bezpartyjni Samorządowcy (tu wszystko zależeć będzie nie tylko od wyniku, ale i od składu osobowego klubów parlamentarnych po wyborach), ale właśnie do poszerzenia pola walki o rozmowy z PSL czy SLD. Oczywiście nikt z drugiej strony, w warstwie deklaratywnej, nie podejmie takich dyskusji przed wyborami. Ale po jesieni, jeśli okaże się, że to jedyna droga do zbudowania w miarę stabilnej większości, scenariusze mogą być naprawdę różne. Trudno dziwić się premierowi Morawieckiemu, że taką furteczkę uchyla (tym bardziej, że z Kukiz‘15 idzie przekaz o możliwej koalicji PO) - niemniej jednak warto tę decyzję odnotować i mieć z tyłu głowy w nadchodzącym roku, przy okazji kolejnych debat, awantur i sporów.
ZOBACZ NOWY ODCINEK PROGRAMU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427583-czy-premier-otworzyl-furtke-do-ew-koalicji-z-sld-lub-psl