Jarosław Kurski postanowił poprawić sobie i swoim czytelnikom humor: „Pokazaliśmy wielką siłę bezsilnych. Władza traci inicjatywę”. Co prawda pierwsze zdanie bawi patosem na wiwat, ale już drugie oddaje bieg wydarzeń Anno Domini 2018.
Ewidentne sukcesy rządu Zjednoczonej Prawicy w sferze społecznej i gospodarczej, zostały przyćmione kompletnym brakiem zdecydowanego działania w wielu innych wymiarach.
Cały czas hulają sobie u nas w najlepsze media wrogie nie tyle władzy, co państwu polskiemu. Ustawy sejmowe są poprawiane pod zewnętrznymi naciskami, albo obcych państw albo instytucji unijnych. Gorszy poczucie bezkarności tych, którzy już dawno powinni mieć usystematyzowany tryb życia w zakładach penitencjarnych. Kasta sądownicza ostentacyjnie wypowiedziała posłuszeństwo obywatelom i jeszcze się tym chełpi paradując w idiotycznych koszulkach „Konstytucja”.
Poza tym trudno oprzeć się wrażeniu, że dzieją się rzeczy zakulisowe, że są zawierane jakieś pakty, o których lepiej, żeby lud nie wiedział.
Przeciętny obywatel nie może zrozumieć zmiany na stanowisku premiera. Nie o to chodzi, że premier Morawicki jest złym premierem,ale czemu musiała odejść premier Beata Szydło po dwóch latach udanej naprawy państwa? I jest to przyczynkiem do różnych spekulacji.
Symbolem tego roku pozostanie ciągłe wycofywanie się dobrej zmiany na z góry upatrzone pozycje. Ustawa o IPN, nagrody dla ministrów, ustawy o sądownictwie, zawetowanie przez pana prezydenta ustawy degradacyjnej, i ostatnio zrezygnowanie w trybie nagłym z ogłoszonych podwyżek cen prądu.
Do tego dochodzą dotkliwe, jakby tego nie tłumaczyć, porażki w wyborach samorządowych w dużych miastach, szczególnie w Warszawie.
Komisje śledcze też trudno nazwać ogromnym sukcesem. Pomimo wielkiego dobra jakie uczyniła komisja do spraw reprywatyzacji w Warszawie, niemożność postawienia przed nią Hanny Gronkiewicz-Waltz pokazuje, że nadal jesteśmy bliżej państwa teoretycznego. Komisja do spraw Amber Gold miała dociec gdzie się podziało 800 mln wyłudzonych od Polaków, i tego też nie wiemy. Komisja do sprawy VAT na razie tylko umożliwiła publiczne okazanie pogardy Polakom przez ministra Jana Vincenta Rostowskiego.
Szemrane pertraktacje szefa KNF z przedstawicielem postubeckiego „biznesu” III RP, zakończone dymisją i więzieniem nominanta obecnej władzy, też wloką smugę zwątpienia co do trafności obsadzania ważnych stanowisk.
Jest jeszcze sprawa Pomnika Katyńskiego w New Jersey. Nasze władze zbyt pochopnie uległy żądaniom burmistrza New Jersey, Fulopa, który postanowił przenieść ten obelisk w mniej reprezentacyjne miejsce. Pomimo jego bardzo obraźliwych wpisów na Twitterze pod adresem, marszałka Senatu, doszło do spotkania tegoż burmistrza pod pomnikiem z prezydentem Polski.
Ponoć przypadkowego. Lokalizację pomnika udało się obronić wyłącznie dzięki niezłomnej postawie Polonii amerykańskiej, przy niezwykle zachowawczej postawie naszych władz.
Bolesne było także kompletne zagubienie dobrej zmiany co do uczestnictwa w Marszu Nieodległości. Premier najpierw chciał wziąć udział, potem zrezygnował, a pan prezydent miał zapchany świąteczny grafik. Gdyby nie „pomoc” władz Warszawy i ratowanie Marszu w ostatniej chwili, doszło by sporej kompromitacji władz na 100 – lecie odzyskania Niepodległości.
Nie można nie zauważać, że, ci którzy psuli państwo przez osiem lat odzyskują grunt pod nogami. Wspiera ich skomasowana antyrządowa propaganda atakująca niezwykle zaciekle i dysponująca cały czas ogromnym arsenałem medialnym.
Powoduje to ciągłe poczucie życia rozchybotanym państwie. Wszelkie sukcesy rządu są szybko niwelowane atakiem fejk niusami.
Podejście obecnej władzy na zasadzie: Zrobiliśmy tyle dobrego, że ludzie nie mogą tego nie zauważyć, może być złudne.
Jak to ktoś powiedział, elektorat ma pamięć „złotej rybki”. Przykład Warszawy pokazuje, że kandydat zupełnie nie nadający na prezydenta miasta stołecznego wygrał w pierwszej turze.
Dobra zmiana musi uważać, by umizgiwanie się do mitycznego centrowego elektoratu nie odbyło się kosztem utraty tego elektoratu żelaznego. Nie można dać się uśpić korzystnym sondażom i nie zauważać, że ci, którzy przez osiem lat rozgrabiali kraj dochodzą momentami do prawie 30 % poparcia.
W Polsce większość stanowią przyzwoici ludzie, ale rząd musi pokazać, że to właśnie ich reprezentuje i dba o ich interesy.
I to tak pokazać, żeby Jarosław Kurski i jego jątrzące środowisko też nie miało co do tego najmniejszych wątpliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427528-nierozwazne-byloby-lekcewazenie-antypisowskiego-optymizmu