Co to jest „die tageszeitung” („taz”)? Krótko mówiąc, to niemiecka, niszowa, lewacka gazetka z dolnej strefy stanów niskich, o poziomie publikacji walących o dno od spodu. Kto to jest Lesser? Nikt, zwykłe nic zarobkujące w Warszawie.
Wiem, ostre słowa. Nie ma w nich jednak cienia przesady. W liczącej ponad 80 mln obywateli Republice Federalnej nie kupuje tego czegoś prawie nikt, bowiem sprzedaż owego „dziennika” wynosi zaledwie 48 tys. egzemplarzy. Ale i to nie oddaje bezznaczeniowości „taz”, gdyż należy dodać, że ponad cztery piąte odbiorców stanowią abonamenty organów partyjnych lewicy i sympatyków tego nurtu. Aby zamknąć kwestię kondycji owego pisemka, nadmienię jeszcze, że jego sprzedaż zmalała do tego stopnia, iż w niektórych regionach RFN, jak np. w Nadrenii Północnej-Westfalii, z braku zainteresowania zrezygnowano z jego lokalnych wydań. „Taz” parokrotnie balansował na krawędzi plajty, a towarzysze ratowali go przed oddaniem pod młotek różnorakimi, spektakularnymi akcjami, z żebraniem o datki włącznie. Żebrzą o nie de facto do dziś, teraz na swój internetowy portal. W całych Niemczech z odpłatnej oferty online tej redakcji skorzystało dobrowolnie jedynie 13.252 abonentów (dane z lipca br.), co akurat świadczy dobrze o niemieckich czytelnikach…
Teraz kilka zdań o tym, czym jest „taz”? Od lat osiemdziesiątych do niedawna ciągnął się za nim odór wspierania żądań legalizacji uprawiania seksu z dziećmi. Pisałem o tym parę lat temu: jak skwitowała znana niemiecka publicystka Alice Schwarzer, „taz” był „głównym forum pedofilskiej propagandy”. W 2011r. rozpisały się o tym m.in. opiniotwórcze dzienniki „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, „Die Welt” czy „Süddeutsche Zeitung” - także w ich opinii „taz” stanowił „platformę pederastów” i wspierał dążenia do „ideologicznej legitymizacji seksualnego wykorzystywania dzieci”. Ale czas mija, ludzie zapominają, a i z internetu znikają niechlubne informacje dotyczące tej redakcji, umoczonej w niejednym skandalu. Kto pamięta o redakcyjnej inwigilacji w „taz”, czy np. wymuszonym niedawno sprostowaniu za publikacje o deportacji z USA do RFN byłego esesmana Jakiva Palija; według „taz” ten zbrodniarz szkolił się w 1941 roku w… „polskim obozie w Trawnikach”.
W naszym kraju „taz” zasłynął w 2006r., dzięki publikacji karykatury prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z kartoflem zamiast głowy. Na falę oburzenia redakcja zareagowała wówczas przeproszeniem… kartofla za poniżenie. A że wtedy wypaliło, bo owa gazetka-„nic” zyskała spory rozgłos, zwłaszcza w Polsce, nawiązała w tym duchu już po tragedii smoleńskiej do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, w prześmiewczym tekście pt.:„Prawda - polski drugi kartofel”; że „drugie ja” Kaczyńskiego rozbiło się podczas próby lądowania w Smoleńsku, że wprawdzie rosyjscy kontrolerzy popełnili błędy, ale główna wina leżała po stronie polskiej załogi i dziurawej maszyny, do której wciśnięto zbyt dużo ludzi… W innym „komentarzu” ów „dziennik” przedstawiał byłego premiera i prezesa PiS jako kreującego się na Piłsudskiego „karła”, który „mieszka z własną matką, ale przynajmniej bez ślubu”…
Polska i PiS są oczkiem w głowie tegoż dziennikarskiego wykwitu, zaś dyżurną autorką w tym zakresie jest blisko sześćdziesięcioletnia, znaczy doświadczona, „ekspertka”, która z tego żyje, że sumiennie spełnia oczekiwania jej chlebodawców, zgodnie z politycznym zapotrzebowaniem „taz”. Pani nazywa się Gabriele Lesser. W opisach tej „warszawskiej korespondentki”, Polska to rasistowski, antysemicki kraj, rządzony przez nacjonalistyczno-katofundamentalistyczne próchno.
To wstyd, że żadna żydowska instytucja nie może istnieć bez policyjnej ochrony
— biła się w swe niemieckie piersi kanclerz Angela Merkel przy okazji obchodów Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, ale w relacjach panie Lesser to nie Niemcy, to my, Polacy, to „Polska stała się bardzo brunatna”, a przede Warszawa, która jest „europejską stolicą faszyzmu” i głównym siedliskiem pogrobowców Hitlera na starym kontynencie. Od siebie dodam, że od 1989r. w tej naszej nadwiślańskiej „stolicy faszyzmu” Ministerstwem Spraw Zagranicznych kierowało aż czterech ministrów pochodzenia żydowskiego, w tym syn rabina, co w powojennej historii Niemiec jeszcze się nie zdarzyło… Ale to w Polsce, gdzie żadnemu Żydowi nie spadła jarmułka z głowy i żaden z działaczy tej gminy nie musi korzystac z bodyguardów, pani Lesser widzi i donosi o „lesie rąk wzniesionych w nazistowskim geście”, noż zgrozą wieje…!
Lesser puszcza tego serie jak z karabinu maszynowego. A to o „demonstracji narodowych katolików” pod hasłem „Obudź się Polsko!”, które odniosła do apelu hitlerowskiej partii NSDAP z bojowej pieśni „Niemcy, zbudźcie się!”/„Deutschland Erwache!”, to o prezesie Kaczyńskim, który jak Hitler mówił o „Endsieg”/„ostatecznym zwycięstwie”… Jeśli „korespondentka” Lesser nie ma nic z głową, to tym gorzej, bowiem oznacza, że świadomie pełni rolę usłużnej kretynki, o autorytecie szczotki klozetowej. W samych Niemczech nikt nie bierze jej poważnie, jest panną Nikt. Ale to fakt, że umysłowa zezowatość tej przydatnej idiotki bywa wykorzystywana, a to do podrzucania Polsce trupów z niemieckiej szafy i kreowania nas na żydożerców, to na użytek bieżącej polityki. Autorka „taz” skłonna byłaby przerobić nawet fugę („Die Todesfuge”) Paula Antschela vel Celana „Śmierć jest mistrzem z Niemiec” na „śmierć jest mistrzem z Polski”, potrafi. I odpowiednio o sprawach bieżących, czyli PiS-Kaczyńskiego, który pogrąża Polskę w brunatnej bryi.
Bardzo mężna jest przy tym, pani Gabriele, bo, zaiste, ileż odwagi wymaga demaskowanie polskiej rzeczywistości, aż podziw bierze, że wytrwała, że tkwi, że jest, i wbrew terrorowi PiS koresponduje… Ale, żarty na bok. Niestety, także redakcyjne pokurcze w polskich redakcjach nie zadają sobie trudu sprawdzenia, kto zacz, zapraszają Lesser do uczestnictwa w programach telewizyjnych w roli „ekspertki” i niby znanej dziennikarki w Niemczech, której nikt nie zna, i której wykoślawione opinie nie interesują psa z kulawą nogą. Pamiętam uczestnictwo panny Nikt w wieczorze wyborczym w studiu TVP, czy np. jej żale w Polsacie po krytycznych publikacjach na jej temat, że „czuje się zagrożona”, bo „nie wie, co ją spotka”…
I ja nie wiem, co mnie „spotka”, gdy przekrocze granicę w Kołbaskowie, ujujuj…, ale zanim mnie coś „spotka”, ośmielę się więcej na temat rzeczonej, przyznaję, z obrzydzeniem, jednak z dziennikarskiego obowiązku zmuszę się do rozebrania tej pani do naga, w rozumieniu intelektualnym oczywiście. Mój ton dostosowany jest do tejże, więc proszę o usprawiedliwienie. Na marginesie zmiany władzy w naszym kraju pani Lesser wywodziła o - uwaga! - „kacu po latach boomu gospodarczego”, że „nie ma cudu nad Wisłą” - krzywa miała lecieć w dół. Jedni wiedzą co piszą, inni piszą, co wiedzą, Lesser należy do tej trzeciej kategorii: pisze dla „taz”, a ponieważ ów „dziennik” pieniędzy nie ma, jego „ekspertka” dorabia w niskonakładowych, przynajmniej coś tam płacących, regionalnych gazetach, jak „Badische Zeitung”, „Kölner Stadt-Anzeiger”, „Die Rheinpfalz” i inne. Sam „taz” przedstawia się jako… „kuźnię młodych talentów”. Trzeba przyznać, że wykuwanie talentu pani Lesser, rocznik 1960 trochę trwa i potrwa pewnie do jej zasłużonej emerytury.
Oceny i prognozy pani Lesser były zawsze na czasie. Próbka? Bitte sehr! Np., cytuję: że „prezydent RP Bronisław Komorowski ma właściwie drugą kadencję już w kieszeni”; Polacy mieli ponoć po dziurki w nosie „naiwniaków”, którzy „przeceniali własne możliwości”, tej „początkującej modelki” (chodziło o Magdalenę Ogórek), „dziwaków i wichrzycieli”, którzy ubzdurali sobie, że mogą pokonać pewniaka - „misia”, jak pieszczotliwie nazywała eksprezydenta korespondentka „taz”. W jej mniemaniu Andrzej Duda nie miał żadnych szans i musiał, znów cytat: „zwiędnąć jak kwiat bez wody”. Piękne, co? Poezja… I później, po tej „mało satysfakcjonującej kampanii wyborczej wielu Polaków zastanawia się, czy bezpośrednie wybory prezydenta są naprawdę najszczęśliwszym rozwiązaniem”. Dla porządku, który musi być, w RFN prezydenta obiera Zgromadzenie Federalne i przy każdej takiej okazji pojawiają się głosy, że głowa państwa powinna być wyłaniana w wyborach powszechnych, ale pani Lesser może o tym nie wie, wszak pracuje w Warszawie.
Po przegranej Komorowskiego i PO-PSL nastąpiła katastrofa. „Demonstracja nienawiści na urodziny” - to tytuł relacji Lesser z marszu zorganizowanego za stulecie niepodległości Polski. Pominę fakt, że była to rocznica odzyskania niepodległości, a więc wyzwolenia się Polski z rozbiorów dokonanych z udziałem krajan Lesser, ale o tym też może nie wiedzieć, wszak tak stara nie jest. Napisała, co wiedziała, jak to rząd ramię w ramię z tymi, tfu… itd. Z jej komentarzy kpią nawet niemieccy publicyści i politycy. Nie zwykłem dworować sobie z nazwisk, ale w przypadku tejże „korespondentki” nazwisko jest adekwatne do pozycji, jaka ma w Niemczech: „Lesser” znaczy pomniejszy, mało znaczący, nieistotny. A że poczytność „taz” nie sięga w RFN nawet pół promila, zastanawia mnie, jakie przesłanki powodują publiczną rozgłośnią Deutsche Welle, która rozpowszechnia za pośrednictwem internetu w języku polskim teksty tej autorki i tego pisemka z dolnej strefy stanów niskich? Było już popularyzowanie takich jej publikacji, jak o „trwającej nadal w Polsce II wojnie”, czy np. o niedojrzałości polskiego społeczeństwa w kontekście minionej kampanii wyborczej, pt: „Obserwatorzy są zdania, że dla młodej demokracji w Polsce takie wybory są istną katastrofą”; że też spółka PO-PSL nie miała możliwości zlikwidowania, albo unieważnienia wyborów, żeby ustrzec nasz kraj przed przejęciem władzy przez PiS… Ostatnio publiczna Deutsche Welle znów sięgnęła do twórczości pani Lesser - fakt, niezastąpiona to postać, gdy trzeba.
A trzeba: „taz” prognozuje za „Gazetą Wyborczą”, jakoby PiS dążyło do przedterminowych wyborów! Czyli - szable w dłoń…! Jakim sposobem i dlaczego dąży? Prezydent może rozwiązać Sejm, a pretekstem byłoby nieuchwalenie budżetu „w przepisowym czasie”, objaśnia Lesser. Znaczy, instrumenty są. Te zgodne z wyborczym kalendarzem odbyłyby się kilka mięsięcy później, ale czas, czas się liczy i Lesser demaskuje, to tytuł jej ostatniej publikacji: „Skąd w PiS proeuropejska postawa?” Jak snuje, w jesiennych wyborach partia Kaczyńskiego mogłaby stracić wiele głosów, bo może się wydać, że ta proeuropejskość PiS to zmyłka. A jeszcze wcześniej, w wyborach do europarlamentu może się okazać, że to nie PiS, lecz opozycja zyska, pardon, będzie miała „bodziec”, no i do tego to planowane na marzec orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE, który pewnie odrzuci resztę pisowskich reform wymiaru sprawiedliwości, jako niezgodną z prawem UE, więc partii Kaczyńskiego pozostaje już tylko rzut na taśmę. Ale „ekspertka”, Lesser dodaje asekuracyjnie, że Kaczyński jeszcze nie podjął decyzji, że w styczniu…
Teraz odpowiem na nasuwające się pytanie: dlaczego tyle miejsca poświeciłem „die tageszeitung” i pannie Nikt/Gabriele Lesser? Dlatego właśnie, żeby uzmysłowić niewiedzącym a podnieconym, że cytowanie „taz” i tej „korespondentki” stanowi dla nich wyróżnienie, że się o nich mówi, co daje im możliwość chwalenia się, jacy to są ważni, jacy opiniotwórczy, jakże wielki rezonas mają ich publikacje. „Psy szczekają, karawana idzie dalej”/„Die Hunde bellen, die Karawane zieht weiter”, mówi ponadnarodowe przysłowie. Odnośnie do dziennikarskiego fachu, znam niemieckich komentatorów, z którymi można się nie zgadzać, ale z którymi warto dyskutować. Dla takich jak „taz”- i Lesseropodobnych, Niemcy mają własne, jakże trafne określenie: „scheiss-Journalismus” i „scheiß Journalisten” - czego tłumaczyć chyba nie muszę. Więc, proszę: nie chcę więcej czytać i słyszeć w naszych mediach g…owartych opinii tej lewackiej, niszowej gazetki, ani jej „warszawskiej korespondentki”. Adekwatną reakcją na ich paroksyzmy jest całkowite zlekceważenie, przemilczenie. „Scheiß-Journalismus” i „scheiß Journalisten” to w istocie tylko „Scheiße” - zgodnie ze słownikową definicją tegoż, cytuję dosłownie, bo w tym przypadku akurat warto:
Scheiße die (nur Singular) wulg. gówno; Scheiß reden wulg. pi…olić, gadać bzdury…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427467-o-nobilitacji-szczotki-klozetowej