Koniec roku to w oczywisty sposób czas podsumowań mijających 365 dni. W polskiej polityce był to ostatni okres - przynajmniej w najbliższym czasie - względnego spokoju, bo nawet wybory samorządowe nie przyniosły ani wielu emocji, ani wielkiego przełomu na naszej scenie politycznej. Rok 2019 to już wyborcze starcie na poważnie - o wszystko, z małą rozgrzewką podczas wiosennych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Zostawmy jednak na razie przyszłość i spróbujmy wyróżnić (na plus i na minus) kilka nieoczywistych postaci za rok 2018.
Rankingi z lat poprzednich w linkach poniżej:
Plusy:
Joachim Brudziński i Mariusz Błaszczak. Ministrom spraw wewnętrznych i obrony narodowej udało się - wspólnymi siłami - wykazać wielkim profesjonalizmem przy okazji gigantycznego marszu 11 listopada. Myślę, że to jedno z niedocenianych wydarzeń roku 2018 - spokojny, godny i piękny marsz 250 tys. osób ulicami Warszawy w sytuacji, gdy brano pod lupę każdą flagę, racę i drobny incydent. Nic dziwnego, że listopadowe obrazki z Polski zderza się - nie do końca fair, bo to jednak inna rzeczywistość - z francuskim chaosem na ulicach podczas protestów żółtych kamizelek. Brudziński i Błaszczak wzmocnili również własne pozycje polityczne w obozie Zjednoczonej Prawicy - szef MSWiA bez blasku fleszów robi swoje, umiejętnie gasząc pożary i rozdając karty na zapleczu PiS, a szef MON ma w rękach mocne karty związane z negocjacjami w USA ws. Fort Trump. Wiosną ogłosi zapewne dobre wieści, co dodatkowo doda mu politycznych skrzydeł.
Rafał Trzaskowski. Nowy prezydent Warszawy to wybór oczywisty - skala jego wygranej w stolicy była zaskakująco duża nawet dla niego samego i ludzi Platformy, którzy do końca przewidywali o wiele bardziej wyrównany pojedynek. Trzaskowski uniknął ścieżki (choć w pewnym momencie było blisko), którą obrał Bronisław Komorowski: wpadnięcia w obciach, śmiech i niewybieralność. Kampania i wynik wyborczy Trzaskowskiego w Warszawie dały chwilę oddechu poniewieranej na co dzień Koalicji Obywatelskiej - nic dziwnego, że na warszawskiej giełdzie plotek i nazwisk zaczęto spekulować, że Grzegorz Schetyna może wskazać Trzaskowskiego jako kandydata na premiera. Ale to tylko plotki. Niestety, początek kadencji prezydenta Trzaskowskiego w stolicy (sprawa bonifikat, kuriozalny wybór rzecznika) pokazuje dość oczywisty i stereotypowy dla działaczy Platformy rozwój politycznej kariery. Ale za rok 2018 - plus się należy.
Jerzy Kwieciński: O ministrze rozwoju i inwestycji nie słyszy się zbyt często w dużych mediach. Jerzy Kwieciński pracuje zazwyczaj w oparciu o tabelki, liczby i słupki - niemal wszystkie w ostatnim roku pracowały na jego korzyść. Pracę Kwiecińskiego i pracowników resortu doceniły i agencje ratingowe, i Komisja Europejska, której urzędnicy wyrażali podziw dla wydatkowania środków unijnych. Nie zapomnieć należy też o urzędnikach Ministerstwa Finansów, z Teresą Czerwińską na czele. Oczywiście prawdziwy sprawdzian - czyli reakcja na ewentualne spowolnienie gospodarcze - dopiero przed nimi, ale rok 2018 mogą zapisać na spory plus. I Czerwińska, i Kwieciński, i w sporej mierze Jadwiga Emilewicz (a także dziesiątki wiceministrów i urzędników w resortach) dołożyli naprawdę wiele dobrego dla obozu „dobrej zmiany”, wykonując dużą, niedocenianą na co dzień pracę na zapleczu.
Marek Magierowski. Za jego profesjonalną, skuteczną, choć przecież niebywale trudną i obsadzoną minami pracę ambasadora RP w Izraelu. Były rzecznik prezydenta odnalazł się w nowym miejscu pracy bardzo dobrze, do tego zadziwiając raz po raz opinię publiczną smaczkami w postaci filmików, które robią furorę w sieci. Oby więcej takich osób w naszej administracji.
Wyróżnienia:
Piotr Mueller. To wybór na pierwszy rzut oka mało oczywisty, bo o wiceministrze nauki i szkolnictwa wyższego nie każdy zapewne słyszał. Jego praca na zapleczu MNiSW jest jednak naprawdę duża i doceniana - nie tylko w naturalny sposób u wicepremiera Jarosława Gowina, ale i przy Nowogrodzkiej. Jego, wydawać by się mogło, dość naturalna ścieżka rozwoju z organizacji studenckich i uczelnianych do polityki jest jednak zazwyczaj zablokowana. Dla Muellera z nowym rokiem otwiera się kolejna furtka do działalności publicznej - młody, pracowity i zdolny polityk przejął bowiem mandat poselski po śp. Jolancie Szczypińskiej. O Muellerze jeszcze nie raz usłyszymy. Kto wie, czy po ewentualnym utrzymaniu władzy przez PiS nie otrzyma jeszcze większego kredytu zaufania - i już ministerialnej teki.
Władysław Kosiniak-Kamysz. Wyróżnianie kogoś spośród liderów opozycji to radość z tego, że pośród ślepców znajdujemy jednookiego, ale jednak prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego warto wskazać jako polityka, który zasługuje na chwilę uwagi. Co prawda stan posiadania PSL w samorządach znacząco zmalał, a pozycja „Władka” w lokalnych strukturach ludowców maleje (niektórzy spekulują nawet o powrocie Waldemara Pawlaka), ale Kosiniak-Kamysz dość dobrze odnajduje się w grach na poziomie centralnym i za to trzeba go wyróżnić. Nie bez przyczyny wymienia się go jako kandydata na premiera, a gdy w kłopoty - z powodu agresywnej polityki Grzegorza Schetyny - popadła Nowoczesna, to PSL przyszedł im z pomocą, co zostanie zapamiętane. Szef ludowców wciąż jeszcze za bardzo jest kwadratowy, jednowymiarowy, ale i to się zmienia, co pokazała ostatnia debata w parlamencie. Kto wie, czy ruchy i decyzje Kosiniaka-Kamysza w roku 2019 nie rozstrzygną tego, w którą stronę przechyli się polityczna waga.
Robert Biedroń. Wyraźnie namieszał po stronie opozycyjnej i wzbudził po stronie obozu III RP swoistą Hassliebe. Z jednej strony co bardziej trzeźwo myślący widzą, że Biedroń na poziomie swobody i potencjału trafienia do wyborców to dwie ligi wyżej niż Grzegorz Schetyna, z drugiej jednak czasu do jesieni roku 2019 jest naprawdę niewiele i każdy ruch burzący dziś kruchy porządek po stronie opozycji wywołuje zdenerwowanie. Robert Biedroń zgrabnie radzi sobie na tym etapie tuż przed otwarciem politycznej przyłbicy - kokietuje, prowadzi politykę w stylu stand-upów i małych show, a wśród wyborców rzuca ogólnikami, niesprawdzalnymi tezami i hasłami, które po zderzeniu z rzeczywistością i faktami okazują się politycznymi wydmuszkami. To napięcie między sympatycznym gościem z Facebooka a pełnokrwistym politykiem nie może utrzymywać się w nieskończoność. Niemniej jednak jego pozycja na scenie politycznej wzrosła w roku 2018 - pytanie, czy będzie w stanie zamienić te zalążki potencjału na coś więcej.
Robert Górski i Mikołaj Cieślak. Za stworzenie „Ucha Prezesa” (najpierw w wersji serialowej, ostatnio w rewelacyjnej teatralnej) - serialu, który spuszcza powietrze z napompowanego złymi emocjami balonika polsko-polskiego sporu w naszej polityce. Za to, że potrafią śmiać się i z rządu, i z opozycji - kulturalnie, bez większych przegięć i na poziomie.
Polityczne minusy:
Andrzej Duda. To nie tyle minus, co raczej dzwoneczek alarmowy, bo to nie był politycznie dobry rok dla pana prezydenta. Andrzej Duda po wybiciu się (w roku 2017) na polityczną niepodległość zaczął odcinać od niej kupony. I nie jest to prosta zachęta do kolejnych wet czy wrzucania piachu w tryby Prawa i Sprawiedliwości - raczej zawód, że głowę państwa nie stać było w ostatnich 12 miesiącach na umiejętne podtrzymanie pozytywnej dla siebie dynamiki. Fiasko jego pomysłu na referendum nt. zmian w konstytucji pokazało, że w Pałacu Prezydenckim nie wykuto ani ciekawych pomysłów na zmianę naszej rzeczywistości, ani nie wypracowano na tyle dużej siły, by przekonać do nich swoich przyjaciół i kolegów z PiS. Na horyzoncie zaczyna też majaczyć - na razie bardzo nieśmiało - zjawisko odklejenia się od nastrojów społecznych nieprzemyślanymi wypowiedziami, zdjęciami czy wpisami. Co prawda do roku 2020 pozostało jeszcze trochę czasu, ale przy Krakowskim Przedmieściu powinna nastąpić solidna burza mózgów, a może i mały polityczny reset. Same wizyty w terenie, choćby bardzo gorące i budzące powszechny entuzjazm mieszkańców, nawet okraszone miło brzmiącymi dla ucha sondażami poparcia, nie wystarczą na dłuższą metę.
Ryszard Petru i Katarzyna Lubnauer. Kolejny przykład na to, że podziały w polskiej polityce zazwyczaj kończą się wielkim fiaskiem. Zamiast stosunkowo silnej Nowoczesnej, która mogłaby dziś równoważyć Koalicję Obywatelską wartościami liberalnymi, mamy wydmuszkę, polityczny kadłubek bez właściwości. Wszystko rozpoczęło się od ambicjonalnej wojenki, a skończyło rozpadem partii i skonsumowaniem jej przez Grzegorza Schetynę. Nie wiem, czy Lubnauer i Petru plują sobie w brody, ale na własne życzenie otrzymali polityczną klęskę. Oboje zresztą z tych samych powodów - wierząc w swoje nadnaturalne zdolności polityczne. Tutaj zresztą nie zanosi się na jakąś refleksję: Ryszard Petru założył partię bagażnikowo-kanapowo-kabaretową, a Katarzyna Lubnauer wciąż się łudzi, że Grzegorz Schetyna nie pożre kolegów z N. Piękna to wiara.
Patryk Jaki i Małgorzata Wassermann. Powie ktoś nie bez racji, że do ich wyborczego startu w wyborach prezydenckich w Warszawie i Krakowie przywiązywano na prawicy zbyt dużo nadziei. Młodzi, ale już doświadczeni i zwyczajnie lubiani politycy mieli być antidotum na szklany sufit dla PiS w największych miastach. Porażki (Kraków) i klęski (Warszawa) były zimnym prysznicem. Do kiepskich wieści należy dodać efekt prac komisji (weryfikacyjnej i śledczej ds. Amber Gold) - mimo realnie przydatnej, dobrej, a momentami katorżniczej pracy nie zainteresowały one opinii publicznej (Warszawa) bądź po prostu zawiodły w chwili, gdy była na to szansa (przesłuchanie Donalda Tuska). I dlatego dziś Wassermann i Jaki kojarzą się szerszej publiczności, mimo wszystko, z porażkami i niewykorzystanymi szansami. Nie ma polityka, który znajdowałby się nieustannie na prostej wznoszącej - pytanie czy oboje będą w stanie odwrócić niekorzystny dla siebie ostatni czas. To czasem zdarza się w jednej chwili, ale na dziś - rok na minus.
Jarosław Wałęsa (a przy okazji i Lech Wałęsa). O ile wyborcze porażki kandydatów PiS w dużych miastach były jakoś wpisane w logikę wyborów samorządowych, o tyle klęska Jarosława Wałęsy w Gdańsku była zaskoczeniem. Syn byłego prezydenta startując z list Platformy miał przejąć prezydencką pałeczkę od Pawła Adamowicza - tymczasem nawet nie wszedł do drugiej tury, przegrywając z Kacprem Płażyńskim. Okazało się, że szyld PO, choćby wsparty znanym nazwiskiem, nic nie znaczy, jeśli nie idą za nim realne emocje polityczne. Skoro przy Wałęsach jesteśmy, to i Lech Wałęsa nie zaliczy tego roku na plus - osuwanie się byłego prezydenta w krainę absurdów, niedorzeczności i słownej agresji tylko się pogłębia. Jego przygody z koszulkami na pogrzebie w USA czy ostatni wywiad dla rosyjskiego Sputnika są tylko smutnym potwierdzeniem tego stanu rzeczy. Przedziwne, że były prezydent wciąż bywa doraźnie wykorzystywany przez Platformę czy inne ruchy antyrządowe.
POLECAMY MAGAZYN BEZ SPINY NA ANTENIE WPOLSCE.PL:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427191-ranking-nieoczywistych-plusow-i-minusow-w-polityce-ad-2018