Koniec roku się zbliża, czas na podsumowania. Jak było? Wedle tych, którzy wciąż nie pogodzili się z utratą władzy i wpływów przez spółkę PO-PSL jest źle. Tak źle, jak w kawale z czasów komuny o gnijącym Zachodzie, który jakoś dziwnie ładnie przy tym pachniał.
Media różne, nie będę wymieniał, bo to już nudne, zresztą i tak wszyscy wiedzą, o które chodzi, podsumowują 2018 rok, jako czas „afer, problemów i wpadek”. Nie da się ukryć, wpadki były. Nie mają ich tylko ci, którzy nie robią nic. Inna sprawa, że niektóre były z pewnością do uniknięcia. Ale, żeby antypisowscy komentatorzy wypruli z siebie żyły, bicza z tego nie ukręcą. Choć w ich przekazie rządy PiS są gorsze niż plagi egipskie, to jednak po trzech latach partia Jarosława Kaczyńskiego ma w sondażach wciąż tak dobre notowania, że opozycja nie ma co nawet marzyć o odbiciu władzy. Zbytnia pewność siebie bywa wszakże niszczycielska. Ale ad rem.
Była zadyma z nowelizacją ustawy o IPN? Była. Dla przypomnienia, chodziło o zwalczanie kłamliwej propagandy o „polskich obozach zagłady” w czasach drugiej wojny światowej, oraz zapobieżeniu pisania historii na nowo, w której my, Polacy, mieliśmy przyklejaną gębę antysemitów i współsprawców holokaustu. Nie znam Polki i Polaka, który by temu się nie sprzeciwiał. Nawet jeśli została przyjęta poprawka w uchwalonej ustawie, w żadnej mierze nie była to porażka - jak propagowała opozycja i jej medialni kauzyperdzi - lecz sukces rządu PiS. Dzięki całej towarzyszącej temu awanturze świat musiał sobie uzmysłowić tę coraz bardziej zacierająca się i zacieraną prawdę, kto był sprawcą, a kto ofiarą. Efektem nowelizacji ustawy o IPN była także wspólna deklaracja rządów RP i Izraela, potępiająca przypisywanie Polsce niemieckich zbrodni, w tym tworzenie obozów śmierci i stosowanie określeń w rodzaju „polskie obozy śmierci”. Co więcej, w tym wspólnym dokumencie podkreślono:
„Struktury polskiego państwa podziemnego, nadzorowane przez polski rząd na uchodźstwie stworzyły mechanizm systematycznej pomocy i wspierania Żydów, a sądy skazywały Polaków za kolaborację z okupacyjnymi władzami niemieckimi, w tym także za wydawanie Żydów”.
Wobec wcześniejszej, oczerniającej nas, nachalnej propagandy, jak w niemieckim serialu telewizyjnym „Nasze matki, nasi ojcowie”, sprzedanym i wyemitowanym w blisko stu krajach świata, i wcześniejszej, biernej postawy ze strony władz naszego kraju, znaczenia tego dokumentu trudno przecenić.
W krytycznych podsumowaniach 2018r. wyszczególniana jest m.in. sprawa premii dla członków rządu z czasów… premier Beaty Szydło, która tę funkcję pełniła dokładnie do 11 grudnia 2017r. Acz, moim zdaniem, niskie wynagrodzenie na tak odpowiedzialnych, najwyższych stanowiskach jest irracjonalne i niegodne, by nie powiedzieć śmieszne, premier Mateusz Morawiecki dokonał przeszeregowania, tudzież redukcji stanowisk wiceministrów, zlikwidował rządowe premie i nagrody, poza tym z inicjatywy PiS obniżono uposażenia poselskie i senatorskie, oraz wyznaczono limity wynagrodzeń dla marszałków województw, prezydentów miast, burmistrzów, starostów i wójtów. Ale w podsumowaniu roku można wciskać obywatelom kit o „aferze z premiami”, może nie zauważą… Podobnie jak w sprawie rzekomej „afery” z wydatkami z kart kredytowych Ministerstwa Obrony Narodowej z lat… 2016-2017, również zaliczanych przez krytyków PiS do „ubiegłorocznych wpadek”. Dla przypomnienia, chodzi o sumę 15 mln zł i udokumentowane wydatki dotyczące całych sił zbrojnych, ale kto to pamięta? Kto pamięta drastyczne ograniczenie przez ministra Mariusza Błaszczaka, który stoi na czele tego resortu od stycznia 2018r., liczby kart kredytowych w MON.
Sprawą niezwykle szkodliwą pod względem wizerunkowym, było natomiast „dorabianie” niektórych radnych PiS w spółkach skarbu państwa. Nie było to zjawisko występujące na wielką skalę, ale - fakt faktem, znaleźli się tacy, przy czym decydujące znaczenie miała zdecydowana reakcja prezesa PiS i przyjęcie przez partię jeszcze przed wyborami samorządowymi kryteriów wykluczających łączenie działalności politycznej z tego rodzaju dochodami „na boku”. Gdyby ktoś zapomniał, tak szybkich i radykalnych reakcji na różnorakie, gigantyczne afery, skandale i wręcz jawny nepotyzm próżno było oczekiwać przez osiem lat sprawowania władzy przez rządową spółkę PO-PSL. Nie zmienia to stanu rzeczy, że była to dla PiS wizerunkowa kompromitacja i opozycja miała o czym mówić…
To samo w przypadku szybko rozładowanego protestu w Sejmie opiekunów niepełnosprawnych dzieci i dorosłych (uchwalono zmiany znacznie poprawiające ich trudną sytuację), co trzeba dodać, problemów nawarstwionych i pozostawionych w spadku rządowi PiS przez PO-PSL, gdy zdesperowani rodzice po raz pierwszy podjęli ze swymi skrzywdzonymi przez los dziećmi okupację korytarzy parlamentu, gdy składano im różnorakie obietnice, gdy funkcje szefów resortów zdrowia i premiera sprawowali… lekarze Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz. W tym kontekście próba zbicia punktów przez opozycję na krytyce polityki gabinetu premiera Mateusza Morawieckiego jest wyjątkowo cyniczna i odrażająca.
Nie inaczej wygląda sprawa rozniecania przez „totalsów” z PO konfliktu pomiędzy polskim rządem i Komisją Europejską, w zwalczaniu reformy wymiaru sprawiedliwości i obronie starych, zaśniedziałych układów w naszym systemie sądowniczym jeszcze z czasów PRL. Radość polskiej opozycji z zaskarżenia własnego kraju do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) przy jej znaczącym wkładzie musi budzić obrzydzenie. Pod presją zagranicy PiS musiał znowelizować niektóre przepisy, co nie zmienia stanu rzeczy, że i w tym przypadku społeczne sympatie kierują się w stronę rządzących, a nie obrońców „nadzwyczajnej kasty” i prowokatorów zakładających na pomniki koszulki z napisem „Konstytucja”, a nawet wdzierających się w tym przyodziewku do kaplicy na Jasnej Górze…
Co jeszcze da się dorzucić do papierowej tutki opozycji z zarzutami o „2018 roku afer, problemów i wpadek”? Jeśli ich mało, to trzeba je wykreować, jak np. propagandowe rozdymanie blokady autostrady A2 przez garstkę rolników, protestujących w związku z wybiciem świń w ramach walki z zarazą ASF. Albo protest ratowników medycznych, albo służb mundurowych, albo części nauczycieli, czyli - jak podsumowała jedna z gazet - całej „budżetówki”, która „groziła strajkiem generalnym”. No i wreszcie „afera KNF”, czyli Komisji Nadzoru Finansowego, której ujawnienie przypisuje sobie „Gazet Wyborcza”, że jakaś propozycja korupcji, domniemana łapówka, która miałaby być ceną z przejęcie przez państwo kulejących banków - Idea Banku i Getin Noble Banku, ale której nie było… Może idea szczytna, skoro jednak urzędnik państwowy składał taką propozycję, co się dopiero okaże…, to posypały się głowy. Po prawdzie, z punktu widzenia opozycji to szkoda, bo można by ciągnąc temat jeszcze długo i nadać wymiar do dziś wyjaśnianej afery Amber Gold…
Jednym zdaniem – jest źle, a nawet fatalnie. Może jednak skuszę się na koniec na jeden cytat:
„Prawo i Sprawiedliwość może się cieszyć, że 2018 rok dobiega końca. Przez ostatnie dwanaście miesięcy obóz >>dobrej zmiany<< co chwilę musiał zmagać się z mniej lub bardziej poważnymi problemami rozmaitej natury. Ostatecznie jednak żaden z nich nie osłabił trwale partii rządzącej”,
— podsumowała redakcja z ul. Czerskiej. A to pech, jak tym w kawale z czasów komuny o gnijącym Zachodzie, który jakoś dziwnie ładnie przy tym pachniał…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/427187-2018-czyli-rok-afer-bicza-z-tego-nie-ukreca