Pozornie sprawa posła Cezarego Grabarczyka, który drogą oszustwa uzyskał pozwolenie na posiadanie ostrej broni palnej, nie należy do dużych afer. Ale tylko pozornie. W istocie należy do jednej z najbardziej kompromitujących Platformę Obywatelską spraw.
Autor oszustwa nie jest szeregowym członkiem partii. Cezary Grabarczyk od wielu lat zajmuje jedno z czołowych miejsc wśród kierownictwa partii. Sprawował najwyższe stanowiska w państwie włącznie do ministerialnych. Kiedy zdobywał nielegalnie zgodę policji na posiadanie broni pełnił funkcję ministra infrastruktury, potem zaś został nawet ministrem sprawiedliwości.
Ten ostatni fakt każe spojrzeć na aferę całkiem innym okiem, a sprawa nabiera wielokrotnie poważniejszego wymiaru. Człowiek, który zdaje sobie sprawę z tego, że dopuszcza się oszustwa, a co najmniej to oszustwo akceptując, bierze w nim czynny udział, bez zmrużenia powieki przyjmuje na siebie rolę pierwszego sprawiedliwego w państwie. Taką osobą jest wszak minister sprawiedliwości. Jeden z najwyższych urzędników państwa, który powinien być człowiekiem bez skazy. Kieruje bowiem wymiarem sprawiedliwości, jednym z filarów państwa, którego zadaniem jest przestrzeganie praworządności. Tymczasem ten filar spoczywa w rękach zdemoralizowanego polityka. Jego demoralizacja niczym zaraza zaczyna dotykać innych. Potencjalnie stanowi poważne zagrożenie. Może bowiem objąć coraz szersze kręgi ludzi w jednym z najbardziej newralgicznych obszarów państwa, jakim jest policja.
To nie jest tylko przestępstwo ministra Grabarczyka. Są w nie za jego wiedzą i akceptacją wprzęgnięci jacyś policjanci. Prawdopodobnie kilku, nie wiem jak wysoko postawionych. Pewnie komendant wojewódzki, szef wydziału zajmujący się egzaminami teoretycznymi i praktycznymi na uzyskanie zezwolenia na posiadanie broni, kierownik strzelnicy, na której przeprowadzany jest egzamin praktyczny. Ci wszyscy ludzie, dla spełnienia kaprysu ministra Grabarczyka, musieli co najmniej przymknąć oczy na popełnienie przestępstwa w biały dzień.
Nawet jeśli zgoda na posiadanie broni przez ministra Grabarczyka była wyrazem nadmiernej życzliwości policjantów omijających prawo, a ściślej dopuszczających się przestępstwa, to powinnością ministra była ostra reprymenda do nich skierowana za niestosowną propozycję.
Gdyby jednak inicjatywa naruszenia prawa wyszła od ministra, pomijając - co zrozumiałe - udzielenie reprymendy ministrowi, równie dobrze policjanci winni wyperswadować, że takie „załatwienie” jest niemożliwe. To oczywiście sytuacja modelowa. Zdaję sobie sprawę, jak trudno w praktyce policjantowi odmówić sugestii ministra. Nawyki z czasów PRL nadal mocno tkwią w mentalności policjantów.
Jednakże ciężar winy niemal całkowicie spoczywa na ministrze. Przede wszystkim dlatego, że to jego zachowanie staje się jeśli nie wzorem dla wielu zwyczajnych posłów i polityków jego partii, to przynajmniej jednym z wariantów do naśladowania w załatwianiu różnych spraw.
W tym także dla policjantów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/426413-wielowymiarowe-przestepstwo-cezarego-grabarczyka