Projekt „Trzaskowski” był - i w zasadzie wciąż w dużej mierze pozostaje - dużą nadzieją dla lewicowo-liberalnej części polskiej sceny politycznej. Prezydent Warszawy wygrał wybory w Warszawie z taką przewagą, że siłą rzeczy wszystkie oczy w kręgach opozycji zwróciły się na nowego prezydenta stolicy. To miała być nowa jakość. Oto polityk, który nie tylko potrafi przełamać wyborczo-narracyjny imposybilizm Platformy i jej przybudówek, ale również wyrwać cały „antypisowski” obóz z pułapki braku wiarygodności. Krótko mówiąc - miał tchnąć nowe życie.
Rzeczywistość szybko i boleśnie weryfikuje te bajkowe założenia. Zamieszanie wokół wysokości bonifikat dotyczących wykupywania przez warszawiaków gruntów, które wcześniej były w użytkowaniu wieczystym stało się papierkiem lakmusowym pierwszych dni Trzaskowskiego w ratuszu. Nie chodzi tylko o najbardziej oczywisty wniosek - wycofywanie się z „błędów rozdawnictwa” (to słowa wiceprezydenta Pawła Rabieja) będzie ciągnęło się za PO bardzo długo. Mam na myśli tak dramatyczne rozminięcie się z oczekiwaniami społecznymi, z wyczuciem nastrojów, z niesamodzielnością - cień Grzegorza Schetyny i władz PO był bardzo, bardzo widoczny przy cofnięciu się ws. bonifikat. Nie bez przyczyny prezydent Warszawy przyszedł ogłosić decyzję do… Sejmu. Kompletne pogubienie się PO/KO w tym zakresie tylko spotęgowały niekorzystne dla Trzaskowskiego materiały w zaprzyjaźnionych wszak na co dzień mediach. Znając zresztą sposób podejmowania decyzji w Platformie, myślę, że gdyby nie jeden z materiałów TVN (Arlety Zalewskiej), to POKO dalej udawałaby, że nic się nie stało - jak jeszcze czyniła wczoraj Joanna Kluzik-Rostkowska.
Jacek Wojciechowicz, wieloletni polityk Platformy i wiceprezydent Warszawy za czasów HGW, mówił mi w kampanii wyborczej, że Trzaskowski to zdolny, sprawny i ambitny polityk, ale kompletnie nieprzystosowany do warunków codziennego zarządzania miastem. Tacy politycy jak Trzaskowski - ciągnął Wojciechowicz - powinni odnaleźć się w instytucjach unijnych, na europejskich salonach, może w roli komisarza w Brukseli, ale nie w samorządzie. Coś w tym jest. Trzaskowski świetnie odnajduje się w tramwajach różnorodności, w rozmowach na szczycie Europejskiej Partii Ludowej, na spotkaniach ministrów ds. europejskich (którym przecież był u premier Ewy Kopacz). To tam jest żywioł Rafała Trzaskowskiego - to tam są jego polityczne zalety i walory. Tam, a nie w warszawskich zmaganiach ze smogiem, użytkowaniem wieczystym czy reprywatyzacją.
Z kolei Patryk Jaki w rozmowie z wPolsce.pl zauważył, że Rafał Trzaskowski mnóstwo kompetencji prezydenckich rozproszył między współpracowników - by samemu zajmować się jak najmniejszą liczbą spraw:
Rafał Trzaskowski jest wyjątkową emanacją tego, co złe w Platformie. Kilka dni po wyborach wycofał się z tak dużej części obietnic - i to tak ostentacyjnie. (…) Śledząc karierę Rafała Trzaskowskiego - mówiłem, że to będzie gorsza kadencja HGW. Trzaskowskiemu zawsze zależało na podróżach zagranicznych i na ofensywie ideologicznej. I to właśnie ma miejsce…
Powie ktoś - to tylko dwóch kontrkandydatów pana prezydenta, którzy przegrali z nim wybory. Nie wykluczam, że Trzaskowski będzie w stanie wyciągnąć wnioski z tego trudnego początku w stołecznym ratuszu. Reakcja prezydenta stolicy na jednoznaczne stanowisko opinii publicznej może być tutaj promyczkiem nadziei dla trzymających kciuki za Platformę. Oznacza bowiem, że minimalny kontakt z rzeczywistością pozostał zachowany.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/426149-projekt-trzaskowski-szybko-zweryfikowany-przez-rzeczywistosc