Nowy prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski uczcił rocznicę wprowadzenia stanu wojennego podpisem pod dokumentem, który potwierdza, że aleja Lecha Kaczyńskiego znów będzie aleją Armii Ludowej.
Symbolicznie, w tabelce zawierającej listę cofniętych zmian, tuż nad podpisem prezydenta Warszawy, mamy z jednej strony Danutę Siedzikównę „Inkę” (nie będzie miała ulicy) i „Małego Franka”, czyli Franciszka Zubrzyckiego, dowódcę pierwszego oddziału Gwardii Ludowej. Zubrzycki został zastrzelony przez Niemców w 1942 roku, ale gdyby przeżył okupację, trudno mieć wątpliwości, włączyłby się w budowę stalinowskiego komunizmu. Kto wie, czy los nie zetknąłby go w jakimś momencie właśnie z „Inką”…
Zakładamy, że i sędziami, blokującymi pod byle pretekstem dekomunizację ulic, i cieszącymi się z takiego obrotu spraw władzami stolicy, kieruje przede wszystkim niechęć do Prawa i Sprawiedliwości, chęć dokuczenia tragicznie zmarłemu Prezydentowi. Ale może to zbyt proste spojrzenie na sprawę? Może tym ludziom naprawdę jest bliżej do Armii Ludowej niż do Lecha Kaczyńskiego, i do „Małego Franka” niż do „Inki”? Może oni wcale nie dokuczają, ale po prostu czynią to, co w głębi serca uważają za słuszne?
Platforma lubi prezentować się jako partia postsolidarnościowa. Ta nuta jest w niej rzeczywiście obecna. Ale pod powierzchnią są i mniej atrakcyjne tradycje, przejęte w chwili wejścia w systemowe buty postkomunizmu. Ewa Gawor, ważna urzędniczka ratusza, która zablokowała Marsz Powstania Warszawskiego, zaczynała karierę w MSW Czesława Kiszczaka. O jej przeszłości już wiemy, ale przecież nie była jedyna. Nie mówiąc o tym, że postawę wobec przeszłości, wybór między „Małym Frankiem” a „Inką”, zazwyczaj się dziedziczy z pokolenia na pokolenie. Na szczęście nie zawsze, ale jednak bardzo często.
Stare tożsamości nie umierają nigdy do końca. Nie można wykluczyć, że oni naprawdę wolą „Małego Franka” z GL od „Inki” z AK.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/425569-moze-oni-naprawde-wola-malego-franka-z-gl-od-inki-z-ak