Theresa May otrzymała wotum zaufania od brytyjskiego parlamentu. Wzmocniła się nieco po tym głosowaniu i uchroniła od pewnej porażki, gdyby parlament głosował przeciw warunkom Brexitu. A głosowaliby tak nawet posłowie z jej partii konserwatywnej.
Na ulice Londynu wyszli ludzie. I zwolennicy, i przeciwny Brexitu. Nikt z nich nie głosował za tym, by żyć biedniej. Czy było warto dwa i pół roku temu głosować za wyjściem z Unii Europejskiej? Takie hasła wykrzykują protestujący. Takie niosą transparenty.
Daniel Kawczyński, poseł partii konserwatywnej tłumaczy, że nie głosowałby za porozumieniem wynegocjowanym przez May z tej samej partii, bo Brexit byłby za drogi. Theresa May przez cały czas zapewniała, że wynegocjowała najlepsze warunki rozwodu z Unią. Ale naród nie zgadza się na taki podział majątku. Wielką Brytanię rozstanie kosztowałoby 39 mld funtów. I gorsze relacje gospodarcze, czy handlowe z Unią Europejską, niż miałaby Irlandia Północna. A nikt z Brytyjczyków nie chce być traktowany gorzej.
Liczący prawie 600 stron Traktat o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE w Brukseli został już przyjęty. 11 grudnia Theresa May odłożyła głosowanie w Izbie Gmin. Co jest w dokumentach? Przede wszystkim, co ważne dla milionowej Polonii na wyspach, traktat gwarantuje obywatelom UE w Wielkiej Brytanii i Brytyjczykom w UE pełnię praw po Brexicie: będą mogli zostać w swoich miejscach zamieszkania, pracować, mieć prawo do opieki zdrowotnej, zasiłków i wszystkiego czym cieszą się również dziś.
Wielka Brytania ma wypełnić też wszystkie zobowiązania finansowe wynikające z wieloletniego budżetu unijnego do 2020 r., ale też w pełni będzie z niego korzystać w tym okresie. Jest jeszcze, wspomniana już, sprawa granicy między Irlandią i Irlandią Północną. Jak zagwarantować swobodny handel między tymi dwoma obszarami niezależnie od tego, jaka umowa handlowa zwiąże w przyszłości UE i Wielką Brytanię? Westminster ma wątpliwości.
Choć z porozumienia zadowolona jest strona polska i ogólnie rozumiana unijna, to Brytyjczycy takiego podziału majątku nie chcą. A Polonia? Ci Polacy, którzy przebywają na Wyspach więcej niż 5 lat, na pewno mogą spać spokojnie. Jak zakłada dokument, cała reszta, która obecnie przebywa na wyspach, również.
Ci pierwsi dlatego, że te osoby, które mieszkają (rezydują) w Wielkiej Brytanii od 5 lat, mogą spokojnie ubiegać się o brytyjskie obywatelstwo i nie martwić się żadnymi formalnościami. Cała procedura kosztuje jednak ok. 1000 funtów, bezzwrotnych w przypadku odmowy przyznania obywatelstwa. Na decyzję pozytywną wpływa m.in. miejsce zatrudnienia Polaków i to, czy ich praca jest zwyczajnie niezbędna dla brytyjskiej gospodarki.
Większość Polaków zajmuje się tam pracą m.in. w budownictwie czy gastronomii, gdzie konkurencja jest ogromna i za pracownika z Polski z łatwością można znaleźć zastępstwo. Ale jak mówią nam sami Polacy z Londynu, problemy mogą pojawić się też przy próbie ściągnięcia do kraju członków rodziny, czy w pracy, jeśli firma, w której są zatrudnieni ma filie w Unii Europejskiej lub jest filią korporacji z UE.
Pytań i wątpliwości jest jak dotąd bardzo wiele. Na wyspach panuje ogromny chaos. Niewiele z tego rozumieją także Polacy, ale dziś na pewno są bardziej spokojni, bo jeszcze dwa lata temu mówiło się o ograniczeniu ich praw w Wielkiej Brytanii i obarczano winą za to, że społeczeństwo chciało z Unii Europejskiej wystąpić. Polacy mieli zabierać Brytyjczykom pracę, ograbiać z benefitów socjalnych, zabierać miejsca w publicznych szpitalach, przeszkadzać na ulicach.
Dziś Theresa May zapewnia już, że imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej są mile widziani. Bez wątpienia są imigracyjnym diamentem. To ciężko pracujący ludzie, rzadko sięgający po zasiłki. Paradoksalnie jednak całe zamieszanie z Brexitem sprawia, że część z nich myśli o powrocie do kraju, gdzie nikt nie ma wątpliwości, czy są mile widziani. Do Polski. Choć na zachodzie nadal zarabiają nieporównywalnie mniej, niż mogliby w kraju, to tu przynajmniej mieliby spokój. I bezpieczeństwo. Tak mówią.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/425438-klopoty-theresy-may-nie-koncza-sie-na-utrzymaniu-stanowiska