Brutalność francuskiej policji rozpraszającej trwające już od kilku tygodni zamieszki może niekiedy szokować. Klęczący licealiści z założonymi na tył głowy rękami, aresztowani demonstranci siedzący jeden za drugim na chodniku: te obrazki bardziej przywodzą na myśl jakąś latynoamerykańską dyktaturę z lat 70. niż współczesną europejską demokrację.
Niektórzy w Polsce są zaskoczeni. Przypominają fotografie z antypisowskich demonstracji, podczas których nasza policja nie tylko unikała jakiejkolwiek fizycznej interwencji, ale wręcz wykazywała anielską cierpliwość w obliczu nierzadko chamskich prowokacji tłumu. Tyle, że te porównania nie mają większego sensu. Nie wiem, czy polska policja jest z natury łagodniejsza (skądinąd francuska zawsze słynęła z brutalności) czy też nie jest, ale to bez znaczenia. Po prostu nie ma dziś w Polsce politycznego przyzwolenia na brutalne pacyfikowanie politycznych przeciwników. Wynika to zarówno z obawy przed reakcją opinii publicznej, jak i z głębokiego przekonania rządzącej ekipy, że takie metody są niedopuszczalne. Oczywiście druga strona wielokrotnie próbowała to podważyć, sprowokować awanturę, ale ta taktyka nie przyniosła rezultatów.
„Pisowska policja” bijąca demonstrantów to niespełnione marzenie antypisu. Echa tego marzenia pojawiły się niedawno na falach radia TokFM, gdzie zastanawiano się, czy możliwa byłaby powtórka Paryża w Warszawie. Bo szkopuł w tym, że gdyby doszło w Polsce, nawet nie do powtórki z Paryża, ale do jakiejś jej żałosnej namiastki, to cała Unia Europejska – tak dziś ślepa na uliczne bijatyki we Francji – zagrzmiałaby z oburzenia nad brutalnością polskiego reżimu. Bo problem nie leży w tym, że biją, tylko w tym kto bije.
Francuskiej policji wolno tłuc demonstrantów. Bo demonstranci to roszczeniowa hołota z prowincji (skąd my to znamy?), która ośmieliła się podnieść rękę na postępową, liberalną władzę. Co innego, gdyby postępowi demonstranci walczyli z anachronicznym reżimem, tak jak w Polsce. Wówczas racje byłyby po stronie demonstrantów. I wtedy Europa zawyłaby głośno z gniewu.
Władzę w Europie sprawują blisko ze sobą powiązane liberalne elity, które Dariusz Karłowicz trafnie nazwał kiedyś funkcjonalną arystokracją. Ta współczesna arystokracja, do której w Polsce aspirują środowiska antypisowskiej opozycji z PO na czele, wykazuje wewnętrzną solidarność w interesie całej grupy. Dlatego Emmanuel Macron będący prominentnym przedstawicielem tego środowiska może sobie pozwolić na bardzo wiele. Jego upadek byłby dużym wyzwaniem dla liberalnych elit, bo nie mogą sobie one pozwolić na utratę tak ważnego ogniwa jakim jest Francja. I nie pozwolą.
Można być pewnym, że gdyby w Polsce doszła do władzy dzisiejsza opozycja, również otrzymałaby od unijnych elit podobną carte blanche. I polska policja przestałaby wówczas być tak powściągliwa jak dziś.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/424732-problem-nie-lezy-w-tym-ze-bija-tylko-w-tym-kto-bije
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.