No proszę. Nie ma już w Warszawie ulic Lecha Kaczyńskiego, Zbigniewa Romaszewskiego, Zbigniewa Herberta i innych. Wracają dumnie Armia Ludowa, agent NKWD Teodor Duracz, Leon Kruczkowski i pozostali. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił decyzję wojewody o dekomunizacji nazw ulic warszawskich i jest to decyzja ostateczna.
Z przebiegu rozprawy wynika, że NSA zarzucił wojewodzie uchybienia formalne. Że niedopuszczalne było uchylenie nazw za jednym zamachem, że opinia IPN nie spełnia wymogów opinii biegłego itd. W tym wszystkim umknęła istota rzeczy, jaką było pozbycie się z przestrzeni publicznej pozostałości po komunizmie. I dlatego trudno mi oprzeć się wrażeniu, że pod pozorem formalnych niedociągnięć wygrała bieżąca polityka. Bo wygląda na to, że choć Sejm przyjął ustawę dekomunizacyjną, to samorząd może ją ignorować.
Przypomnę, że właśnie od obstrukcji ze strony władz Warszawy rozpoczął się spór. Władze miasta (wtedy i dziś z PO) miały przecież rok na zmianę nazw, ale – poza kilkoma wyjątkami – świadomie zlekceważyły ustawowy obowiązek. A gdy – zgodnie z ustawą – wojewoda po upływie tego terminu wkroczył do akcji i zmienił nazwy, jego decyzję zaskarżyły do sądu. Dziś sąd staje po stronie samorządu, dopatrując się uchybień w działaniu wojewody i nie dostrzegając najwyraźniej, że pierwszym uchybieniem było zlekceważenie przez samorząd obowiązku nałożonego przez ustawę. Trudno to zrozumieć.
A wracając do istoty rzeczy, czyli do likwidacji pozostałości po komunizmie. Otóż w trakcie rozprawy pojawił się wątek, czy upamiętnienie osoby związanej z ruchem komunistycznym oznacza symbolizowanie komunizmu. Jeden z sędziów NSA miał tu wątpliwości. Oczywiście, że nie oznacza. Przecież – przykładowo – upamiętnienie Józefa Stalina nie ma nic wspólnego z propagowaniem komunizmu, to tylko przypomnienie postaci historycznej, prawda?
Ja rozumiem, choć z trudnością, że antypisowskie władze Warszawy celowo urządziły hucpę wokół nazw ulic, po to aby przytrzeć nosa prawicy i zablokować zmiany. Taka jest obłąkana logika wojny politycznej w Polsce. Ale ich zaangażowanie w obronę starych nazw posunęło się – nawet jak na tę wojenną logikę – zbyt daleko. Reprezentujący miasto mec. Jaroszyński, powołując się na związanego ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” historyka Piotra Osękę, stwierdził, że „o ustroju komunistycznym w Polsce można mówić od 1950 roku, gdy został zlikwidowany samorząd terytorialny, a komunistyczna konstytucja PRL została przyjęta w 1952 roku.” I że wielu patronów zdekomunizowanych ulic zmarło przed tą datą.
Dobrze, to ja już nie ma więcej pytań. Przywróćmy zatem ulice Karola Świerczewskiego, Juliana Marchlewskiego, Marcelego Nowotki i Pawła Findera. Oni przecież zmarli przed 1952 rokiem. Panie prezydencie Trzaskowski, na co pan jeszcze czeka? Prawica pęknie ze złości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/424601-panie-trzaskowski-kiedy-wroci-ulica-swierczewskiego